On wrócił, odrodził się, mackowaty wrócił

23 3 0
                                    

Babs

Od poznania Lin i założenia naszego zespołu minął rok. Nie wiedziałam że w tym dniu ma urodziny ale najwyraźniej tak jest. Jako że nie lubi dużych imprez albo swoich urodzin to robimy tą imprezę nie w formie urodzin a rocznica założenia drużyny i uczczenie tego że to wszystko dzięki niej. Mimo że uwielbiam jej dopiec i każdemu z osobna to nie mogę tego nie przyznać że jest dla nas wszystkim. Dała nam tyle szczęścia, miłości i zrozumienia. Wiem że Lin nie jest typem osoby, która ufa komuś bezgranicznie ale nam chyba zaufała. A przynajmniej mi się wydaje.

Dlatego jej rodzina, my czyli jej dziewczyny i Klan superziomków przygotowują jej przyjęcie. Pewnie będą od niej pytania po co, dlaczego itd ale według mnie ona po prostu na to zasługuje. Tyle się zmieniło od czasu jej poznania. Mam tylu nowych przyjaciół i nowe lepsze życie. Dzięki niej dziwność zawitała w naszym życiu co jest dobre bo w końcu coś się dzieje. W końcu mam kogoś dla kogo chcę żyć i dla kogo chcę kochać.

Prawdą jest to że początki były trudne... ba nawet bardzo trudne ale poradziliśmy sobie z tym. Parę razy na początku prawie odeszła z drużyny przez jej i Diany ego. Oboje nie potrafią odpuścić. Kiedy po raz pierwszy Diana się na nią wkurzyła i nawrzeszczała to była obojętna i zobaczyłam błysk w jej oku kiedy wspomniała o odejściu z drużyny ale teraz wiem że tym błyskiem była łza. Ta dziewczyna trzyma w sobie aż za dużo rzeczy. Nie lubi się nimi dzielić co rozumiem. Miała potworne dzieciństwo przez Hrez. Później wcale nie było lekko. Musieli uciekać z własnego kraju, ukrywać się, Lin straciła swoje dwie miłości a jedna ją brutalnie odrzuciła. Wiem że nie powinnam tak mówić ale to w sumie dobrze. Dzięki temu jest z nami i nie mogę być bardziej szczęśliwa.

Właśnie dla tego robimy jej przyjęcie w najbliższym gronie. Kiedy Pani Sandiego dowiedziała się że ma dzisiaj urodziny to chciała jej zrobić przyjęcie. MJ powiedział że Lin nienawidzi swoich urodzin więc dałam pomysł tej imprezy. Zgodzili się ale z ograniczeniami. Właśnie teraz dmucham balony, które Elon przywiązuje lodem do kanapy. Pani Sandiego od rana siedzi w kuchni i wraz z Anną robią tort. Oboje wybuchli kuchnie dwa razy i rozwalili mikser nim poprosili SIMONA o pomoc. To było nawet zabawne. To głównie Lin zajmuje się wszelkimi ciastami. I pewnie że mogłabym z niej teraz drwić że co to za hobby dla żartu ale nie potrafię. Szczególnie w tym dniu.

Babs: To ten kształt układamy w flagę transów czy jak?

Hal: Ja bym to ułożył w kształt Spider-girl.

Peter B: Próbowałem tak kiedyś zrobić... rozwaliło się po kilku minutach.

Carmen: To zwiążcie to lodem albo klejem!

Blitzo: Czy tylko ja czuje spaleniznę?

Carmen: Ciasteczka!

A właśnie. Ten demon, który został tu przyprowadzony przez Lin pięć dni temu też nam pomaga. Zaprzyjaźnił się z Lin. Na początku nie wiedziałam jak ale szybko się zorientowałam że charakterami są podobni. Oboje to wredne kurwy, którzy od lubią spokój i ciszę... czasami. Bo w większości w ich życiu panuje chaos. On pomaga przy prezentach. Jak się okazało sam jest ojcem i chcę pomóc.

Ewa: Jest pizza - przyszła otwierając drzwi z kopniaka.

Harley: Tak bardzo bym chciała mieć jakąkolwiek supersiłe...

Ivy: Czekaj pomogę.

No tak. To rude rodzeństwo też przyszło. Wydaje się tak spokojnie i raczej nic się nie wydarzy chociaż Selina od momentu jej chyba zbliżenia z Lin wydaje się taka nijaka. Jest smutna, zamyślona, bardziej wobec niej ostrożna. Patrzy się na nią gdy tylko ma okazję i nie chcę odstępować na krok w szkole. Z pewnością wie coś czego my nie wiemy. Nie wiem co to ale na pewni nie jest to dobre. Chciałam już do niej podejść ale Diana mnie uprzedziła.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz