Lin
Od wygranej w Culiacan minęło trzy miesiące. W tym czasie wybiliśmy większość VIP'ów, którzy urzędowali w Meksyku. Było nam łatwiej gdyż wiele lokalnej ludności buntowało się przeciw Watasze i sami brali sprawę w swoje ręce. Według władz, które przeszukają ich kryjówki i też naszemu szubractwu wiemy że są tym mega wkurzeni. Ich międzynarodowy wizerunek mocno stracił a ludzi jest coraz mniej. Są na straconej pozycji dlatego zaczęli wycofywać swoich z tego kraju. Wysyłają ich do różnych miejsc a najwięcej do Nomaratu, który jest naszym następnym przystankiem.
Każde z nas, nawet Cadance miała na koncie sporo wrogów. Co prawda księżniczka zabijała tylko w razie konieczności ale jej magia przydała się do niszczenia magazynów. Jesteśmy też coraz bliżej odesłania ją do domu. Przenośny teleport działa na rzeczy nieorganiczne więc wkrótce uda się i z nią.
Właśnie teraz obserwujemy jeden z większych portów w kraju. Członkowie Watahy gorączkowo się pakują. Widać chaos jaki tam się odbywa. Wszyscy się nas boją. Są nerwowi a ich ruchy sugerują że są zestresowani. Dobrze wiedzą że prędzej czy później ich znajdziemy. Jest tu także masa broni, której magazyny niszczyliśmy rutynowo. Skutki tego widać w ich uzbrojeniu. Tak jak na początku strzelali do nas z czego popadnie tak teraz oszczędzają amunicję a ich bronie są słabsze. Ten port to także miejsce gdzie dowodzi Riz Armanda. Prawa ręka THC.
Oliwier: Widzę ją - powiedział obserwując miejsce przez lornetkę -Jest w sporej obstawie. Weszła do bazy.
Lin: Boją się. Lokalsi buntują się przeciwko nim i morduje gangusów. Mają jaja.
Carmen: Dokładnie tak jak mówiłam. Tak upadali dyktatorzy. Ludność zaczęła się przeciw nim buntować.
Ewa: Dla nas nawet lepiej. Przynajmniej mamy mniej roboty.
Kit: Panikują aż miło. Wyglądają jak strachliwe mrówki.
Elon: Mamy mniej roboty przez nasze działania. Nie możemy przystopować. Oni boją się bo jesteśmy brutalni.
Babs: No dzięki temu zmniejszyli aktywność ale zaczęli się bardziej grupować...
Cadance: Strach to największa siła. Przynajmniej wiemy co robić żeby działania były dobre.
MJ: Są wystraszeni. Spójrzcie. Musimy najpierw zdjąć strażników. Zaczynajmy.
Ja i Oliwier skoczyliśmy jako pierwsi. Strzeliłam jednemu strzałą w twarzy a drugi, który to zobaczył dostał naładowanym kamieniem, który go zabił. Kiwnęłam do reszty i się rozproszyli. Mama wspięła się na budynek zdejmując dwóch snajperów. Babs zajęła się kilkoma innymi na dachach. Jeden już ją zauważył i miał postrzelić ale Cadance związała go magią a Elon rozwalił głowę po zmrożeniu. A. I tak. Jej noga zrosła się i nie ma praktycznie żadnych trudności. Poza tym tak właśnie nam pomaga. Zabija jeżeli nie ma wyboru.
Właśnie teraz związała inną dwójkę, której Oliwier poderżnął gardło. Ewa dzięki swojej szybkości zabiła nożem w serce pięciu strażników na środku. Ci którzy zostali nie wiedzieli co się stało ale nie musieli. Anna zabiła ich piłami tarczowymi, które stworzyła. MJ magicznie pojawił się w jednej małej grupce i strzałami z shotguna odstrzelił trójcę głowy a ostatni dostał cegłą w łeb od Cadance i mama go dorwała wyrywając łeb. To był początkowy etap. Teraz musimy jakoś się dostać do głównego magazynu gdzie jest Riz.
MJ: Lin, Oli. Widzicie tamtych? Strzelajcie.
Wzięłam na łuk trzy strzały. Wymierzyłam i gdy tylko Oliwier zakradł się do innej dwójki strzeliłam idealnie. Padli gdy dwójka dostała w głowę a ostatni w szyje przebijając tętnice. Mój kuzyn dotknął ich karków i swoją mocą przeładował ich niszcząc kręgi. Wszyscy podeszli i schowali się za ścianami.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...