Dzieją się... rzeczy

26 2 0
                                    

MJ

Ah miły i spokojny sen. Jest to ogromna rzadkość kiedy jest się antybohaterem. Jest tak miło. Łóżko jest zajebiste, cisza jest zajebista i sen... i ten dziwny stukot... Zaraz jak to stukot? Niestety to mnie obudziło i się rozglądnąłem. Nic w pokoju nie ma a to chyba nie na korytarzy. Jakby to normalne że coś hałasuje bo w końcu mieszka tu piątka innych ludzi plus duchy ale one nigdy nie hałasowały. Spojrzałem na zegarek i było wpół do trzeciej. Gdybym musiał to mogę wyjść bezpiecznie na korytarz bez ryzyka że zaciągną mnie do zaświatów.

MJ: SIMON. Skąd to?

SIMON: Laboratorium.

MJ: Co znowu robi Nat?

SIMON: To nie Nat. To Lin.

MJ: Co ona znowu odwala?

SIMON: Nie wiem. Nie powiedziała.

MJ: Nie mogła z tym zaczekać do rana? Otwórz windę.

Założyłem szlafrok i wychodząc z pokoju spojrzałem jeszcze do pokoju mojego rodzeństwa. Żadne się nie obudziło i tylko Carmen sennie stała przy drzwiach. Wygląda jakby niemiecki autobus przejechał ją na polnej drodze o świcie w poniedziałek o dwunastej... w święta.

Carmen: Co to za hałas MJ?

MJ: Jak to słyszysz? Mamy wyciszone pokoje.

Carmen: Symbiont...

MJ: To wiele wyjaśnia. Dziwie się że nie obudził się Elon. Jego to potrafił obudzić najmniejszy pisk. A tamte by nie obudził wybuch... Eh. Lin coś odwala. Idziesz ze mną?

Kiwnęła i zeszliśmy na dół do windy. Po drodze sięgnęła symbiontem sobie jeszcze jakąś przekąskę i zjechaliśmy na dół. Dźwięki uderzeń się nasilają i jestem w stanie stwierdzić że to były uderzenia o metal. Carmen jest ledwo żywa i tylko symbiont ją trzyma. Nawet kierował nią gdy winda zjechała i wyszliśmy. Idąc do źródła dźwięku nie widzieliśmy ani Nat ani Kittiego. Nie obudzili się i to mnie nie dziwi. Mają przecież sypialnie w mocno odizolowanym pomieszczeniu. To jest jeden z powodów dla których wolą mieszkać tu.

Po jakiejś chwili dotarliśmy do Lin, która wykuwała coś w lawie. To nie jest bezpieczne przy niej...

MJ: Co robisz?

Carmen: Nie mogło to zaczekać do jutra kochanie?

Powiedziała ziewając. Lin spojrzała na nas w masce spawalniczej mając grube rękawice. Gdy zdjęła hełm zobaczyłem jak bardzo ubrudziła sobie swoje białe włosy.

Lin: Obudziłam was? Przecież mamy izolowane pokoje.

MJ: Też się właśnie dziwie. Słychać to w całym domu - Carmen zasypiała na nogach. Ile ta kobieta nie spała to tylko sama Alfa wie - Toxin zabierz ją do łóżka i wycisz.

Toxin: Też chcę spać. Z chęcią.

Przejął nad nią kontrolę i poszli do windy by nią pojechać na górę i pójść spać.

Lin: Mama nie nadaje się do budzenia. Sory. Po prostu chciałam to zrobić jak najszybciej.

MJ: Spoko. Tylko - spojrzałem do kadzi z lawą - Co to jest?

Lin: Kostium vibranium nie wypalił więc pomyślałam, że dlaczego nie tarcza z adamantium.

MJ: Jak Ameryka?

Lin: Tak. Byłam z nim w jednej drużynie, walczyliśmy o to samo mimo że go nie cierpię to mogę walczyć jak on.

MJ: I co. Będziesz Kapitan Spider-girl?

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz