Skomplikowane rzeczy są skomplikowane

34 3 0
                                    

Lin

Jest noc i jestem na spacerze masując sobie skronie. Dzisiaj patrol ma Karen więc nie muszę się niczym przejmować szczególnie minął już tydzień od tej krwi a ona dalej ma lekkie skutki uboczne. Dalej zachowuje się jak nie ja... na szczęście coraz rzadziej. Jestem społeczna też rzadko ale jestem. Jedynym plusem jest to że ruja w tym miesiącu mnie nie dotknęła. Z tego co oszacowałam wypiłam około szesnaście litrów krwi w przeciągu czterech dni. Żebym mogła wszystko przetrawić potrzeba teraz jakiegoś miesiąca. Eh. Muszę to przeżyć wraz z tymi bólami brzucha i głowy.

Nie patrząc na drogę tylko skupiając się na lekkim bólu głowy nagle na kogoś wpadłam. Lekko zirytowana otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemnoskórą dziewczynę z czarnymi włosami, które miały fioletowe pasemka. Nosi sporo biżuterii a także lekką czarną kurtkę i białą podkoszulkę z czarnymi leginsami. Niestety ta krew mnie uderzyła do głowy i powiedziałam coś czego nie chciałam.

Lin: Oj. Przepraszam My lady.

Żołądek mi zaburczał jak nigdy i kilka demonów jadu miało już wyjść mi z gardła ale się powstrzymałam by się nie wydać. Tamta na szczęście się tylko lekko zarumieniła.

Selina: Do każdej tak czarujesz? Jestem Selina.

Lin: Lin. Staram się być miła - Jebana kurwa krew! Nie! Nie jestem miła!

Selina: A wychodzi z Ciebie niezwykle wychowana Dama. Do zobaczenia.

Kiedy poszła pojawiła się Karen i Jess, które spytały się o co chodziło a ja tylko wyrzuciłam na nie wszystkie demony jadu. Obie w małym strachu zaczęły uciekać przed demonami a ja zemdlałam.

To był przynajmniej koniec tamtej nocy. Następnego dnia teraz ogromny potwór niszczył miasto my wraz z Lois czyli She Venom, która dołączyła, do drużyny weszli w kułeczko narady. Co ciekawe Karen i Jess szybko się otrząsały po wczorajszych przeżyciach choć i tak Karen wysłała mi trojana na którego się nabrałam...

Diana: To stworzenie polega na swoim zwierzęcym instynkcie. Wykorzystajmy nasze umysły by...

Kara: Czas minął. Zróbmy to.

Poleciała na potwora a w zemście kiedy nikt nie patrzył dałam wirusa do stroju Karen. Będzie to widoczne dopiero później.

Kara: Supergirl!

Uderzyła potwora tak, że poleciał daleko, po czym poleciała do nas. Diana była chyba wkurzona.

Kara: Co?

Lin: Nie wiem. Jaskiniowiec się wkurzył.

Nie minęła sekunda kiedy dostałam w twarz balonem, który pękł i obsypał mnie czymś białym. Niestety to nie kokaina a swędzący proszek. Przez następne dwie godziny nie mogłam przestać się drapać... Eh. Idźmy dalej bo następny był robot, który strzela energią elektryczną. Dostałam nagle lekkich triggerów do Gwen...

Diana: Musimy uważać na jego broń. Jest zdolna do wytwarzania ogromnych wiązek energii...

Kara: Mnie tam wystarczy.

Poleciała w jego a ja aktywowałam wirusa u Karen, który powodował że pojawiał się przed jej oczami Rick roll. Niestety. Nie mogła zdjąć hełmu xd.

Kara: Supergirl

Uderzyła go I wysłała go gdzieś indziej. Po tym podleciała do nas, i większość oprócz mnie i Lois, która była zajęta śmianiem się z Karen była na nią zła z jakiegoś powodu.

Kara: Co?

Po kolejnych kilku godzinach Kara znowu walczyła z jakimś potworem.

Kara: Supergirl!

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz