To chyba jakiś foreshadowing

15 3 1
                                    

Lin

Ta akcja z Mendele dała mi niesamowitego spokoju. Czuje się lepiej że nie żyje ale nie mogę się pozbyć myśli że coś się złego stanie. Rozmawiałam o tym z mamą ale i tak to mnie aż za bardzo zamartwia ale nie mogę myśleć bo odstrzelona część głowy dalej boli. Regeneracja nie jest bolesna ale zregenerowana część to co innego. Kit cały czas narzeka że głowa ją napiernicza ale nic na to nie poradzę. Wzięłam najsilniejsze środki na ból głowy a to nie ustępuje. Jednak wielkość bólu była proporcjonalna do zmęczenia więc poszłam spać i ku dziwu zasnęłam dosyć szybko i bezproblemowo. Tak bezproblemowo że to aż podejrzane.  I jak się po chwili okazało. Słuszne były moje podejrzenia.

Zamknęłam oczy w pokoju a otworzyłam w jakiś ogrodach... tak mi się przynajmniej wydaje. Kwiaty kwitną, wiele zwierząt biega tu i tam, jacyś ludzie podlewają inne rośliny ale jedno się tu nie zgadza. Nie ma normalnego nieba. Ta przestrzeń wygląda jak ta z między świata ale fioletowa z wieloma gwiazdami i planetami. Jest tu tak spokojnie. Ptaki ćwierkają, owady spokojnie brzęczą a ludzie nucą spokojną miłą melodie a lekkie źródełko szumi w tle. Pojawiła się Kit i gdy chciała przejść przeze mnie gdzieś to mnie dotknęła. Oboje się na siebie spojrzeliśmy i krzyknęliśmy. Jednak szybko się uspokoiłam gdy zobaczyłam przed sobą kruka. Wydaje mi się bardzo znajomy... do czasu gdy nie zmienił swojego koloru na zielony.

???: To nie jej czas Charonie. Wìtaj ponownie Spider-girl.

Ten głos był bardzo ciepły i miły a jednocześnie szorstki i niski. Odwróciłam się w jego kierunku i zobaczyłam długi złoty płot a w miejscu furtki wielka brama od której szły kolorowe schody na tle fioletowo-czarnej przestrzeni. Z nich szła postać w szatach i kapturze. To ten sam facet... chyba co widziałam gdy Mendele mnie postrzeliła. Nie wiedziałabym kim jest gdyby nie miał kosy a ptak poleciał mu na rękę. To jest pierworodny syn Alfy.

Lin: Ś śmierć.

Kit: Ej ale przecież przeżyliśmy!

Śmierć: Tak jestem śmiercią chociaż nie po to was tu przysłałem. Usiądźcie.

Tak samo bladą ręką pstryknął i za nami pojawiła się dosyć duża otwarta altanka. Jak kazał usiedliśmy i odsłonił twarz. Teraz mogłam przyjrzeć się bliżej. Jest on blady jak wcześniej ale posiada czarną lekką brodę. Oczy były złote a włosy, które były związane w kok czarne. Usta pomalowane na lekko czerwony kolor. Z tego co zdołałam jeszcze zobaczyć paznokcie również pomalowane... bądź naturalne czarne. Usiadła naprzeciwko nas i na kolejne jego pstryknięcie pojawiły się szklanki, napoje i jedzenie... Nomarackie. Kit i jak spojrzeliśmy na siebie a później na niego.

Lin: Dziękujemy panie...

Lilith: Lilith - kruk wszedł na stół - A to Charon. Jego zadaniem jest ocena dusz gdzie przejdą.

Lin: O rany. Czyli mitologia się myliła...

Lilith: Nie do końca. Charon owszem nigdy nie miał wyglądu ludzkiego ale kiedyś służył w Hadesie. Jednak odszedł i dlaczego nie wiem. Chcę to zachować dla siebie. Jest on sędzią i przewoźnikiem dusz.

Kit: Ładne miejsce jak na... zaświaty - kiwnął - dlatego mogę ją dotknąć?

Lilith: Owszem. To są zaświaty a wziąłem was tutaj bo mam pewną ważną sprawę. Chociaż nim do tego przejdziemy możecie jeszcze zadawać pytania.

Mój wzrok znowu spotkał się z Kit. Zaczęliśmy się rozglądać. Zobaczyłam praktycznie to samo co wcześniej ale gdy się lepiej przyjrzałam zobaczyłam chyba dusze, które wchodzą po schodach na górę.

Lin: A do czego służą te zaświaty i dlaczego tak wyglądają?

Lilith: Cóż. Na początku zaświaty wyglądały bardzo nieprzyjaźnie. Była sama sucha skała ze schodami w górę. Wiele niewinnych dusz strasznie się bało. Dlatego stworzyłem ogród. Niezwykle spokojne miejsce żeby dusze mogły się rozluźnić, poczekać na tych na których czekają. Ci którzy są dobrzy i nie czynią zła mogą swobodnie przemieszczać się między światem umarłych do których przypiszę ich Charon a zaświatami. Zobaczcie sami.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz