Lin
Jest piątek. Cała nasza drużyna i moje rodzeństwo jest na patrolu. Dzieje się tak przez to że SIMON od kilku dni wykrywa ogromne pokłady energii multiversalnej. Dzieje się tak od prawie tygodnia bo prawie tydzień temu ja i Kara aktywowaliśmy ten dziwny kamień z muzeum. Dziwnie jest żyć ze świadomością że po śmierci przestanie się istnieć ale pogodziłam się z tym. Najwyraźniej czyny z przeszłości mają konsekwencje w przyszłości. Kto by się spodziewał szczególnie że akurat dzisiaj ma ta energia jest niesamowicie gęsta. Dlatego jesteśmy w parach. Zee ze mną, Diana z Elonem, Kara z Karen, Ewa z Jess, Lois z Anną A Babs z MJ, który podobnie jak Anna, Ewa czy Elon dołączył bo SIMON im kazał. MJ starał się mu coś powiedzieć ale SIMON był asertywny i mu zagroził. Tak. To ja mu dałam jeszcze większy poziom inteligencji i nie żałuje. Wszystko na razie jest spokojne więc siedzę na budynku kłócąc się z Zee że to sucha pizza jest najlepsza a nie jakaś soczysta Bezguście... Poza tym MJ stworzył sobie swój własny kostium, który jest podobny do Czarnej Pantery połączonego z Batmanem.
Lin: I jak? Macie coś - zapytałam się przez komunikator.
Kara: Ani jednego wrzasku ani jakiegoś zawahania
MJ: Jakby cisza przed burzą. Nie sądzicie?
Diana: Powinniśmy się cieszyć, że jest spokojnie.
Anna: Odczyty się nie ruszają z miejsca.
Karen: Em. Nie chce was niepokoić Ale właśnie dostałam dziwnie odczyty z nie wiadomo skąd.
Ewa: Koniec wolnego...
Babs: O co chodzi?
Karen: Nie wiem. Coś dziwnego może się zaraz stać.
Przez następną chwilę nic się nie stało więc po prostu zignorowałam jej ostrzeżenie. Zaczęłam już mówić że to ja wygrywam dyskusję gdy nagle ziemia się zatrzęsła i różnokolorowa smuga przeszła przez całe Metropolis. O nie... Sprawiła że wszystkie samochody stanęły i na chwilę brakło prądu. Chciałam jakoś uciec ale to i mnie dopadło. W jednej chwili poczułam się jakby moje ciało rozrywało się na strzępy a później składało na nowo w ciągu sekundy. Straciłam praktycznie całe czucie w ciele więc straciłam równowagę i spadłam z budynku.
Zee: Spider-łamago!
Jedyne co przed sobą widziałam to różnokolorowy glitch. Nie wiedziałam co się dzieje dopóki Zee mnie nie złapała. Wizja mi się rozjaśniła i wleciała ze mną na budynek. Wciąż migotając nie mogłam nic powiedzieć aż po chwili w końcu ustało. Spojrzałam się na najbliższy budynek i oniemiałam. Zee też. Cały w glitchu. Miga i na jego miejscu pojawiają się różne struktury.
Diana: Co się tu stało - spytała na wspólnym łączy.
Anna: Nienawidzę tego uczucia.
Leo: To Glitch. Zaraz, Glitch! Zee. Puść... AAAAA
Znowu zaczęłam się glitchować i sądząc po wrzaskach w łączu Anna jak i Elon też. Poza tym jest też grupowa panika.
Zee: Co ja mam kurwa zrobić?! Lin powiedz że do cholery!
Po chwili znowu ustało i nie mając na nic siły z bólu po prostu leżałam na plecach w nadzei że to się skoczy.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...