Niech Alfa nas prowadzi...

20 2 0
                                    

Babs

Na wieść o tym że Lin wybrała mnie na osobę, która trzyma ją przy życiu zszokowała mnie. Nie spodziewałam się że ktoś taki jak ona będzie widziała inspiracje w osobie, która jeszcze rok temu była dla niej praktycznie obca. Na początku nie spodziewałam się że w ogóle będziemy przyjaciółmi. Nie wyglądała na kogoś kto dopuści do siebie kogokolwiek spoza jej rodziny. Jednak tak się stało i przeżyliśmy wiele. Szczerze mówiąc mimo że Lin wiele razy mówiła że mnie kocha to miałam ogromne wątpliwości. Ta dziewczyna przeżyła sporo gówna w życiu i nie dziwiłabym się gdyby wykorzystała nas jako terapie. Jednak teraz, gdy jestem przyczepiona do ściany przez kosmicznego gluta i dowiaduje się o tym że kocha mnie naprawdę to daje mi sporo nadziei. Nie pokazuje mu jej bo mógłby to wykorzystać ale to naprawdę miłe uczucie.

Starając się nie pokazywać nadziei przyjęłam minę jakbym z niego drwiła bo tak jest. Próbowałam wywołać w nim irytacje by popełnił jakiś błąd. Nie stało się to. Zamiast tego bestia cofnęła się o kilka kroków i z sękatym uśmiechem otworzyła klatkę piersiową. Wyglądało to jakby pękł szew na sporym kawałku skóry. W ukazanej mi rozłożystej masie siedziała Lin. Cała blada i nieprzytomna.Głupia ja przez jedną piękną chwilę pozwoliłam sobie mieć nadzieję, że ją zaraz odzyskam.Jest taka bezbronna, taka słaba. Nie spodziewałam się że kiedykolwiek zobaczę Lin w takiej sytuacji. Mimo tego to i tak widziałam w niej tą samą dziewczynę, w której się zakochałam.

Carnage: Obudź się, dziewczę. Ktoś tu chcę cię zobaczyć.

W tym momencie Lin prychnęła, poruszyła oczami. Widać było że szybciej oddycha. Powoli, bardzo powoli, wpływ Carnage'a ustępował, a Lin stopniowo wracała do przytomności. Czarny szlam, zniknął i w głowie miałam tylko jedną myśl, która wręcz wrzała w mojej głowie. Chcę żeby Lin była tutaj przede mną. Cała i zdrowa... oczywiście jak na jej standardy. Początkowo myślałam że tak jest ale myliłam się. I to bardzo.

Lin: Babs.

Wypuściła kilka świszczących oddechów, które pokazywały że była wyczerpana jak nigdy. Była bardzo słaby. Jakby kilkanaście razy walczyła z Rhino. Nie mogłam powstrzymać łez, które spływały po mojej twarzy. Tam była MOJA Lin!

Babs: Jestem tutaj Lin, jestem tutaj. Wytrzymaj jeszcze trochę i ten skurwysyn zapłaci za wszystko Aaaaa!

Czarne więzy wokół mnie zacieśniły się, wypychając powietrze z moich płuc. Mój okrzyk był z dwóch powodów. Szczerze to nie bolało aż tak ale udało mi się wezwać wsparcie. Chciałam krzyknąć by ktoś mnie usłyszał i przybiegł pomóc.

Lin: BABS! SKURWYSYNIE!

Jej błagania były niewiele więcej niż przerywanym szlochem, więc zaryzykowałam spojrzenie w jej kierunku. Jej prawa ręka była uniesiona i wycelowana we mnie. Wyglądała jakby chciała mnie chwycić i uciec. Dyszała i mogłam zobaczyć walkę na jej twarzy. Chyba przygotowuje się do jakiegoś ataku. Chciałam ją powstrzymać bo to ją może zabić ale nie dałam rady. Owinął się też wokół mojej szyi. Oślizgła czarna, wężowa sylwetka Carnage'a uniesiona nad jego prawym ramieniem uśmiechała się ohydnie w jej kierunku a gdy odwróciła wzrok na mnie to tylko z większą złośliwością zacisnęła się jeszcze mocniej.

Lin: Zostaw ją kurwa!

Patrzyłam, jak łzy spływają po jej policzkach, gdy błagała potwora. Nie mogę na to patrzeć. Szczerze pierwszy raz widzę Lin, która płacze gdy martwi się o kogoś innego niż jej rodzina. To... chyba jakieś naprawdę duże wyróżnienie.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz