Nie jesteśmy ostatni. Jej

10 2 0
                                    

Lin

Trzy dni... minęły trzy dni jazdy i w końcu jesteśmy jakieś kilka kilometrów od miasta. Stanęliśmy na jakimś wzniesieniu więc mamy dobry widok na nasz następny cel. Z daleka rzeczywiście wygląda jak forteca. Jest tylko kilka wjazdów i wszystkie są zawalone przez strażników z bronią. Nie specjalnie sie kryją z tym jak widać przez co będzie to trudne ale mam nadzieje że jakoś się uda.

Teraz jednak rozcinam ostatni bandaż jaki założyłam na nogę Cadance. Wszystkie jej rany ładnie się zagoiły. Złamanie już nie wygląda tak paskudnie i kość się schowała ale i tak muszę zmieniać by nie wdało się zakażenie. Ten czas głównie spędzałam z nią. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i opowiadaliśmy historie. Okazało się że jest księżniczką tak zwanego Kryształowego królestwa w krainie kucyków. Opowiedziała co tam robiła, że ma męża i jak się tu znalazła. W zamian za to opowiedziałam jej naszą historie. I tak jak na początku nie lubiła zabijania tak teraz stwierdziła że Wataha nie zasługuje na życie. Cóż. Ma racje.

Poza tym staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. Tsa. Kiedyś gdyby ktoś mnie się zapytał jak ona czy chce być moją przyjaciółką po prostu bym syknęła i uciekła. Teraz... dalej bym to zrobiła ale tutaj się powstrzymałam. Zaprzyjaźniliśmy się i nawet było fajnie. Raz obudziłam się będąc wtulona w jej ciepłe i przytulne futro gdy owinęła mnie swoim skrzydłem. Nie pamiętam żebym zasypiała w takiej pozycji więc może ona mnie wzięła. Hm. Szczerze nasza relacja zaczyna mocno przypominać moją i mamy. Wiem że znam ją dopiero od czterech dni ale z mamą było podobnie. Niestety raczej to się nie spełni. Przecież straciła swojego źrebaka. Pewnie nie widzi mnie więcej niż swoją przyjaciółkę.

Anna: To co teraz - usłyszałam ją z przodu samochodu - Chyba nie wjedziemy tam od tak

MJ: Masz racje. Jeżeli wjedziemy tam to szybko będzie po nas. Musimy trzymać się na uboczu.

Babs: Ale gdzie?

Elon: Kiedyś niedaleko mieszkał tu ktoś od naszej rodziny. Może dom dalej stoi.

Kit: Jeśli. Nie za bardzo dbacie o swój dom.

Carmen: Jeżeli tak to myślisz że Wataha by go nie przejęła?

MJ: Nie wydaje mi się. Jest to na ostrym odludziu. Nawet gdyby ktoś go znalazł to zjawiska paranormalne by go wykończyły.

Babs: Czy wszystko w waszej rodzinie musi być nawiedzone albo otoczone przez jakieś paranormalne zjawiska?

Kit: Oczywiście że tak sami jesteście nawiedzeni.

Ewa: No tak. Czego się po nas spodziewasz. Zobaczysz jak jest w naszym domu w Nomaracie. Tam to dopiero jest... Wspomnienia.

Lin: Poza tym zaraz będzie Nśąhł łóóóó śćśćą

Cadance: To jest język Nomaracki tak - kiwnęłam - Jakim cudem nie złamałaś języka?

Kit: Żeby być biegły w Nomarackim trzeb mieć rozcięty język jak wszyscy Nomaratanie xd.

Carmen: Ja też się zastanawiam nad tym. Ja do dzisiaj nauczyłam się tylko kilku słów... A poza tym to jest to święto zmarłych tak?

MJ: Ta. Nie może być huczne by nie zwracać uwagi więc zrobimy raczej to tak kameralnie. Ale to jak tam dotrzemy. Później o tym pogadamy.

Znowu zaczęła jechać ale tym razem skręciliśmy w jakąś polną drogę. Dzięki temu że samochód lata nie trzęsło. Szczerze nigdy nie byłam w tym domu więc będę miała jakieś zaskoczenie. Mama nadzieje że też będą tam łóżka. Trzy dni spania w niezbyt wygodnej pozycji sprawiły że bolą mnie plecy. Mimo że raz spałam na futrze Cadance to i tak byłam wykrzywiona. Księżniczka zaproponowała mi leczenie magią ale kazałam jej odpoczywać.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz