Babs
Dosyć szybko pobujałam się w miejsce gdzie Lin wysłała sygnał SOS. Stanęłam na budynku przodującym tamto miejsce. Od razu wyczułam że coś tu jest nie tak. Budynek Oscorp. Lin nie ma z nimi dobrych wspomnień. To przez nich powstało wielu złoczyńców.
Babs: Dlaczego zawsze jak coś się dzieje to w środku musi być Oscorp...
Wskoczyłam do środka i dzięki rękawicom i butom, które zrobiła mi Lin przeszłam po suficie. Od razu poczułam okropny odór przez który mój kostium nałożył dodatkową warstwę izolacyjną i filtr, który ochraniał mnie przed różnymi truciznami. Dzięki masce mogłam zobaczyć największe natężenie tego zapachu i w tamtym kierunku się udałam.
Gdy tam dotarłam zastała mnie sama ciemność. Po włączeniu noktowizora zobaczyłam że wszystko jest rozwalone, jakąś czerwoną śluzowatą masę i masę ludzkich zwłok. To są dokładnie te, które znajdowaliśmy wcześniej. To znaczy że morderca pochodzi z Oscorp. Albo to co z niego uciekło.
Babs: W coś ty się wpakowała Lin...
Usłyszałam ciche rzężenie gdzieś w oddali. Odwróciłam się w tamtym kierunku i wysunęłam wbudowane w kostium ostrza modliszkowe. W tym samym momencie zaczął się alarm. Wszechobecne czerwone światła lekko rozświetlały pomieszczenie. W makabryczny sposób oświetlały zwłoki, wśród których nie znalazłam mojej tępej dziewczyny. Wzięłam głęboki oddech i poszłam dalej w głąb placówki. Kostium twierdził że zbliżam się do pomieszczenia, z którego dochodzi najwięcej skupionych dźwięków.
Dzięki wspomaganiu wzroku byłam też w stanie zauważyć że te dziwne mackowate, czerwone twory również idą w tamtym kierunku i że pochodzą od symbionta. Nie chcę wiedzieć co symbiont jej zrobił ale niech tylko spróbuje ją skrzywdzić a potraktuje go Ewą...Lin?
Gdy weszłam do pomieszczenia, którego wydobywał się alarm zobaczyłam klęczącą, patrząca się w dół Lin, wokół której jest czerwona masa. Do jej samej przyczepione są macki, które trzymają ją w tym pomieszczeniu. Sama symbiotyczna masa nachodzi na jej skórę jakby była nią. Już chciałam jej pomóc ale w ostatniej chwili nim zaczęłam działać zobaczyłam przebrzydły uśmiech, i oczy patrzące się na mnie z wręcz przekonaniem o wygranej. Gdy tylko to zauważyłam potwór musiał coś zrobić, bo Lin zaczęła jęczeć z bólu przez zamknięte wargi. Tak. Lin nigdy nie pokazuje słabości. Jeszcze nie pamiętam żeby krzyczała z bólu. Jest na to za dumna.
Babs: Lin! Zostaw ją!
Wrzasnęłam z całej siły i strzeliłam laserami rąk w potwora i rzuciłam się na niego w nadziei, że uda mi się ją uwolnić od tego czegoś. Nie dałam rady nawet dotrzeć do połowy, zanim czarno czerwona macka opadła z góry i uderzyła mnie w betonową podłogę poniżej. Dosłownie poczułam ja to potężne uderzenie wypchnęło całe powietrze z moich płuc. Beton głośno pękł pod wpływem siły uderzenia, gdy przebiłam się na niższe piętro i na krótką sekundę mój wzrok pociemniał choć byłam w stanie wyczuć ból w klatce piersiowej a kostium mimo że lekko uszkodzony stwierdził złamanie dwóch żeber. Od razu zaczął procedure ratowniczą. Na szczęście zbroja złagodziła upadek ale i tak go czuje. Nawet mimo środkom przeciwbólowym, które mi podała. Kazałam podać sobie adrenalinę co się stało i z nową siłą skoczyłam na tamto piętro z nową siłą.
Lin: Babs. Obietnica... pamiętasz?
Babs: Obietnica? O czym ty pieprzysz? Jaka obietni...
Wtedy to sobie uświadomiłam. To potwór, który zafundował jej potworne wspomnienia. To on dokładnie on. Ze strachem wbitym w Lin ostrza modliszkowe mi się wsunęły z powrotem a przez moją głowę przeszło kilkanaście różnych scenariuszy. Może uda mi się ją wyrwać i uciec, może weźmie mnie a później ona uwolni. Mam ich tysiące w głowie i każdy nie chcę jej zabijać.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...