Ogniste gody

16 2 0
                                    

Carmen

Do północy jest już coraz bliżej i przygotowania do tego święta idą w najlepsze. MJ, Lin i Oliwier wzięli się za robienie uczty, która odbędzie się po obchodach Ognistych godów. A tak. Okazało się że w ich języku święto zmarłych tak się nazywa. Nawet mi się podoba. Ale nie o tym teraz. Tamta trójka przygotowała masę jedzenia. Cały stół jest zastawiony fantazyjnymi posiłkami, które możemy zjeść owszem ale po obchodach. Wtedy duchy usiądą obok nich i poczekają aż odejdziemy spać by zacząć ucztę. Przynajmniej nie zabiorę nic jakiemuś duchowi jak myślę. Poza tym jest ogromny przymrożony garniec z alkoholem schłodzonym do granic możliwości.

Reszta robi też inne rzeczy. Ewa i Babs zajęły się dekorowaniem domu. Różnokolorowe wianki ozdabiają ściany, kilka stołów i kilka zwisa z sufitu. Gdzieniegdzie są wydrążone bulwy dużego selera. Nie spodziewałam się takiego czegoś ale no ok. Ponoć ma symbolizować szczęście i pokazywać tęsknotę. To nawet uroczy detal ale poza tym jest też masa symboli Alfy i świec, które ułożone są w kształcie albo głowy Nomaratańskiego wilka czyli niedokończonego odwróconego trójkąta, którego oba końce podstaw skierowane są do środka i mają upodobniać się do oczu oraz uszy. Jest jeszcze symbol śmierci. W ich kulturze to latarnia na kiju, którą Śmierć ma prowadzić duszę w ciemności.

Zostałam tylko ja i Cadance. Jestem w Nomarackim tradycyjnym stroju jak reszta oprócz Cadance, która ma małe wianki na sobie. Obie dostałyśmy za robotę ustawienie wszystkiego na zewnątrz. Drewno już jest narąbane więc ustawiliśmy je tak by przypominało miejsce na ognisko z pustym środkiem, do której da się podobiznę osoby zmarłej. Ja takiej nie mam ale skoro już to robimy to chciałam podziękować im rodzicom że pozwolili mi na posiadanie w nich nowej rodziny. Bo tak się robi. Daje się podobiznę do ogniska i albo można stanąć w zadumie, prosić o jakąś intencje, manifestować coś lub po prostu powiedzieć coś co się chcę. Ja właśnie robię te podobizny a Cadance zdecydowała się że zrobi podobiznę swojego źrebaka. Używała do tego swojej magi. Prawie skończyła i muszę przyznać że ozdoba jest bardzo ładna i szczegółowa. Jednak kiedy je obejrzała kilka łez popłynęło jej z oczu. Dlatego więc położyłam rękę na jej grzbiecie. Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do swojej poprzedniej czynności.

Carmen: Może spotkasz ją dzisiaj ponownie.

Księżniczka po prostu westchnęła i przestała ostrzyć. Spojrzała mi się w oczy i próbowała coś powiedzieć, jednak nie wiedziała co. Jest nieco przerażona i zdezorientowana. Dlatego więc przytuliłam ją a ona to odwzajemniła.

Cadance: Ja... bardzo bym chciała... - odezwała się przez łzy.

Carmen: Tak zrozumiałam. Duchy, w których intencji kładziesz podobiznę przybywają.

Cadance: Chcę tego - rozdzieliliśmy się - Nie zdołałam się nawet pożegnać... Ona... zrobiła to z zemsty.

Carmen: Ej. Spokojnie. Dzisiaj ją znowu spotkasz i będziesz mogła się pożegnać. Będzie dobrze. Tyle przeżyłaś.

Cadance: Masz rację... ale nie wiem czy będę w stanie spojrzeć w jej oczy. Co jeżeli... mnie nienawidzi?

Carmen: Ej Cad. To twoja córka. Nie miałaś prawa wiedzieć co chcę zrobić. Umarła ale przynajmniej o niej pamiętasz. To jest najważniejsze.

Jej oczy błądziły w różnych kierunkach. Najbardziej jednak zatrzymała się na figurkę jej córki i Lin, która wyszła by ugasić spalone ciasto. Oho. Widzę co tu się odbywa. Chyba wiem jak jej pomóc. Ale na razie spytałam się czy jej nie pomóc. Odpowiedziała że to tak miało być. Zaśmiałam się i wróciłam do swojej roboty.

Cadance: A ty?

Carmen: Co ja?

Cadance: Kogo figurki wystrugałaś?

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz