Żegnamy naszego bohatera...

11 2 0
                                    

Lin

To uczucie, które towarzyszy mi teraz niestety nie jest mi obce. Nie raz je czułam i pewnie będę je czuć jeszcze wiele razy. Ból jaki mam... strach i chęć płaczu są bardzo potężne. Całą poprzednią noc płakałam mimo że wiedziałam, że to już nic nie da. Dzisiaj jest pogrzeb Elona w Nomaracie. Mój brat, który opiekował się mną, znalazł mnie i przyjął pod dach. On jedyny oprócz Alexa dawał mi szansę wśród nich gdy jeszcze mnie nie znali. To on mi śpiewał, to on mnie uspokajał i to on był przy mnie gdy tego potrzebowałam. Szczerze... nie płaczę już bo nie mam czym. Dzięki niemu żyje a teraz musimy wyprawić mu pogrzeb bo poświęcił się za wszystkich.

Jestem w najbardziej oddalonej części samolotu, którym lecimy. Właściwie to po prostu większy myśliwiec gdzie mieści się dużo osób. Widzę wszystkich, którzy tu są. Ewa płacze przytulając Oliwiera, który sam jest w okropnym stanie ale jakoś się trzyma patrząc przez okno. Widać że nie był na to gotowy tak samo jak Tip. Onu było bardzo z nim związane. Prawdopodobnie bardziej niż z jej rodzeństwem. Gdy jest się najstarszym z rodzeństwa to fajnie mieć kogoś starszego, kto zapewni ci komfort. Jest w okropnym stanie... ale nie tak jak MJ i Anna. MJ go praktycznie wychował więc ledwo sobie radzi. Włączył autopilota ale nie tylko po to by płakać. Zrobił to by wraz z mamami przytulać Anne, która nie mogła przestać płakać. Alex jest w takim samym stanie mimo że stara się nie pokazywać emocji to tuli się do nich.

Ona... ona taka była przez ostatnie kilka dni. Byli prawie jak bliźniaki. Wszystko robili razem i nigdy się nie rozdzielali. Fanatyczka anime bardzo rzadko płakała. Widziałam to raz i tylko wtedy gdy straciliśmy wujka Steve'a. Jednak w tym momencie jest o wiele gorzej. Krzyczy że to powinna być ona a nie on, że to nie fair, że chcę żeby to był w końcu koniec i nie wytrzyma więcej. Te rozdzierające krzyki serce bardzo mnie bolały bo dobrze wiem że to nie była ich walka. To powinnam być ja.

Smutna jeszcze spojrzałam na mamy, które wcale nie są w lepszym nastroju. O ile mama Cadance nie znała go aż tak dobrze i jakoś sobie radziła tak mama Carmen... było z nią gorzej. Od samego rana jest strasznie markotna. Nie była w stanie nic zjeść tak jak większość z nas. Nie płaczę ale tylko dlatego że chcę być silna dla Anny. Przytulają ją jej dziewczyny. Słyszałam jej płacz w nocy. Toxin całą noc uspokajał i starał się jej pomóc. Skutki tego widać gdy przyszłam do jej pokoju. Miała strasznie opuchnięte oczy z trzęsącą wargą. Spytałam się czy chcę bym dzisiaj była z nią a ona bardzo tego chciała. Więc noc spędziliśmy razem. Chciała mi nawet pomóc ale ja poprosiłam o samotność... teraz mi się wydaje że to błąd ale nie odciągnę jej od Anny a dziewczyny i inni goście lecą innym samolotem lub same. Kit w tym czasie cały czas siedzi przy mnie i głaszcze mnie po głowie. Nie odzywa się ale jestem jej za to wdzięczna.

???: Lin. Jak się czujesz?

Poznałam ten głos. Spojrzałam na znajomego piekielnego ogara, który się do mnie uśmiechał i jej ojca Impa, który lekko głaskał mnie po kolanie. Obok niego stoi jego chłopak Stolas i jego córka Octavia czyli humanoidalna mniejsza sowa w workowatej czapce, lekkiej kurtce i różowej koszulce w białe gwiazdy oraz czarne spodnie i kozaki.

Lin: Jakoś żyje.

Blitzo: Ej Lin. Nie musisz ukrywać emocji. Uwierz że przez to jest gorzej.

Loona: Wiem jak to jest ukrywać emocje. To naprawdę niezdrowe.

Stolas: Nie musisz nic przed nami ukrywać.

Octavia: Tak - odezwała się lekko spięta - Rozmowa może pomóc.

Lin: To... to po prostu powinnam być ja. To nie była jego wojna...

Stolas: Lin. To była wasza wspólna wojna. Nie możesz tak myśleć. To nie twoja wina...

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz