Jess
Właśnie jesteśmy w Sweet Justice. Nie mogłam już trzymać tej tajemnicy w sobie tak samo jak Karen więc musieliśmy innym powiedzieć o Gwen co zrobiliśmy. Każda bez wyjątku patrzyła się na nas z szokiem w oczach. Kara zachłysnęła się swoim szejkiem. Nie wiedziały co powiedzieć tak samo jak reszta. Nie dziwie im się. Też bym była zszokowana gdybym dowiedziała się po takim czasie.
Zee: Dlaczego... dlaczego nam nie powiedzieliście?
Jess: Lin chciała żeby to była tajemnica.
Babs: Ale... przecież widziała jak umiera. Nie rozumiem.
Karen: No właśnie nie widziała konkretnie jej. To była Gwen z innego świata. Dostała się przez ten wir kwantowy o którym mówiłam.
Diana: Czyli ukochana naszej siostry żyje. Dlaczego nie chcę z nią rozmawiać?
Babs: Dziwisz jej się? Myślała że ją zabiła. Kochała ją i była w niemałym szoku.
Kara: To... co teraz zrobimy? Mówimy jej że wiemy?
Jess: Nie. Zaufała nam. Powiedziała. Nie chcę stracić jej zaufania, które i tak jest u niej ograniczone.
Kara: Jeżeli się dowie o tym to może zerwać znajomość... a ja naprawdę ją polubiłam.
W tej chwili zapadła cisza a ja w duchu skarciłam siebie że teraz zaczynam myśleć o tym że ją kocham i czy ten moment nie byłby dobry na wyznanie ale... nie. Nie powinnam. Jest pewnie w szoku. Straciła za dużo i była pewnie wykorzystywana zbyt wiele razy. Nie będę ją dodatkowo teraz obciążać.
Babs: Muszę wam się do czegoś przyznać - zaczęła - Ja - nagle jej wypowiedź przerwał spory huk, który był pewnie słyszalny w całym mieście.
Zee: Co to było?
Babs: Już patrzę - otworzyła tablet - Dźwig się najwyraźniej tylko przewrócił. Eh. Sprawdzę to. Możecie zostać.
Diana: Niech będzie. Gdyby była potrzebna większa siła dzwoń.
Kara: Pewnie zaraz Lin tam będzie. Pomoże jej.
Lin
W szoku i strachu stanęłam na jednym z budynków dopiero kilka kilometrów dalej. Nie mogłam oddychać więc ściągnęłam maskę. Łzy w moich oczach doszły do poziomu krytycznego i gdy wrzasnęłam uderzyłam w komin, który rozwaliłam. Chwyciłam się za głowę starając się opanować Siguna. Przez tamtą dwójkę i świadomość że zabiłam jedną przez przypadek spowodowało że on mi nie daje spokoju. Głowa mi pulsuje i krzyczy z bólu.
Lin: Zostaw mnie w końcu!
Nie panując nad sobą uderzyłam głową w murek i rzuciłam się na ścianę gdzie w oknie zobaczyłam że mam złote oczy, które mają wąskie źrenice a na mojej twarzy nagle pojawiło się futro. Przestraszona wskoczyłam na dach. Cały ból i krzyk naglę się skończył pozostawiając mnie w błogiej ciszy. To mnie nie za bardzo uszczęśliwiło bo poczułam coś na ręce. Zdjęłam rękawiczkę i zobaczyłam że jest cała owłosiona i z pazurami. Na szczęście szybko zniknęły ale i tak pozostawiły mnie w konsternacji.
Lin: Czym... czym ja jestem?
Sigun: Czym to jest...
Najwyraźniej nawet Sigun jest zaskoczony tym stanem rzeczy. To prawdopodobnie Wilkon zaczyna powoli się ujawniać ale co to ma wspólnego z Gwen? Dlaczego akurat teraz? Co się stało? Myśli zaczęły pochłaniać moją głowę w nadziei że coś wymyśle ale jedyne co tam było to poczucie winy że ją zabiłam. Zabiłam osobę, która nawet nie chciała mnie zabić i dziewczynę którą kochałam. Obiecałam sobie kiedyś że zabijać będę tylko morderców... a co jeśli była mordercą? Tsa. To może być to. Miejmy przynajmniej nadzieje.
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...