Lin
Incydent z ukrytymi asasyńskimi ostrzami cztery dni temu dosyć mnie poruszył. Nikt oprócz mamy i tamtych dziewczyn co były o tym nie wiedzą i nie chcę żeby reszta wiedziała, przynajmniej do czasu kiedy im sama nie powiem. Po prostu boje się im mówić a same ostrza dają mi złe wspomnienia. Mimo tego zaczęłam starać uczyć się nimi walczyć. Nie używałam ich tyle czasu ale mama ma racje. To że ich używam wcale mnie nie definiuje. Wataha mi to zrobiła i Wataha zginie przez nie. Wiem że kiedyś będę musiała się skonfrontować z Hrez ale nie mam wyboru. Mam nawet plan by dzięki temu zasranemu symbolowi wyszukiwać czołowych członków aka VIP'ów i asasynów Watahy. Ten symbol wzbudza strach w wielu miejscach więc nie będę musiała się zbytnio wysilać. Ba mam nawet kostium asasyński.
Poza tym w dwa dni temu zyskałam nową dziewczynę o imieniu Tatsu, która okazała się Kataną czyli taką antybohaterką i przyjaciółką Diany. Jej miecz potrafił zabierać duszę więc dosłownie byliśmy tacy puści kiedy nas uznała za zagrożenie. Dziewczyny wyśmienicie się bawiły robiąc X-fotce makijaż kiedy były niedostępne a później one zemściły się robiąc okropny makijaż im. Było to nawet ciekawe. Kit po tym incydencie była niesamowicie zmęczona bo jak się okazało moja dusza jest bezpośrednia połączona z nią i tak to było. Praktycznie się nie odzywa od kilku dni. W ogóle dosyć dużo się dowiedziałam o niej. Może mnie leczyć tak długo jak moje serce nie jest przebite. Jeżeli to się stanie to już więcej nie. Mam szczęście że nasze serca są po prawej więc trochę jestem bezpieczna. Ale ja nie teraz o tym.
Właśnie zbieram się na patrol. Ostatnio zauważyliśmy coraz więcej śladów tych dziwnych ludzi w pół zniszczonych maskach. Nie wiem kim oni są ale na pewno nie należą do Watahy. A nawet jeśli to zmodyfikowałam kostium tak żeby w razie czego ostrza mogła się wysunąć nie niszcząc go. Jestem praktycznie gotowa oprócz założenia maski bo idę sobie po żarcie. Otworzyłam drzwi i zauważyłam mamę w swoim normalnym ubraniu z paczką czipsów. Co jest? Przecież wie że dzisiaj mam patrol.
Lin: Cześć mamo. Co tam?
Carmen: Cholera. Zapomniałam że masz dzisiaj patrol... Ale to chyba nie przeszkodzi w tym żebyśmy wyszli razem na miasto? Takie wyjście matki i córki?
Lin: Wiesz... ja z tobą zawsze i chętnie ale mam patrol...
Carmen: Będziemy cały czas na mieście, możesz wziąść kostium i nie będziemy robić nic co by cię powstrzymało przed wejściem w lateks.
Normalnie bym pomyślała gdyby to był ktoś inny że czegoś ode mnie chcę. Jednak w przypadku mamy nie jestem pewna. Być może czegoś chcę ale chyba po prostu chcę ze mną pogadać jeszcze o tym ostrzu... Albo miło spędzić czas. Nie wiem.
Lin: Aż tak ci na tym zależy?
Carmen: No... zaplanowałam już coś dla nas. Chciałam się przejść na spacer, pogadać, zrobić sobie parę zdjęć, zjeść coś innego niż któraś z kolei paczka czipsów... Ewa wystarczy!
Ewa: Nie jesteś... cholera jesteś... Mój metabolizm jest szybszy od niej!
Carmen: Dobrze ale może nie wiem... zjedz coś bardziej konkretnego?
Ewa:... Idę po chińszczyznę do tej knajpy ulice stąd.
Lin: Nie jedz sajgonów! Pamiętasz co się ze mną działo ostatnio.
Ewa: Nie mam zamiaru pozwolić by jedzenie atakowało mi żołądek. Spokojnie.
Carmen: Jedzenie... co?
Lin: Po prostu nie jedz sajgonek - brzuch dosłownie mi zaburczał ze złości - Dasz chipsa? Potrzebuje zagryźć tę myśl.
Carmen: Pewnie proszę - dała mi i schował się kostium - To idziemy?
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...