A więc tak to jest mieć nadopiekuńczą matkę...

25 3 0
                                    

Lin

Od zaadoptowania nas przez Carmen minęło dwa tygodnie i chyba mogę już spokojnie wyciągnąć wnioski z posiadania jakiegoś rodzica aka matki dobrej złodziejki. Ma swoje misje ale w domu jest codziennie. Zamieszkała u nas jak w domu obok jej przyjaciele Zack i Ivy. Ponoć MJ dał dupy Starkowi i wykupił niezamieszkałe mieszkania a jest ich kilka na tym osiedlu. To jest nieoficjalna wersja. Oficjalna jest taka że połączył siły z Anną, włamali się na jego konto i wykradli ten hajs. Ta pierwsza jest bardziej prawdopodobna... Ale dobra. Ja teraz nie o tym.

Ogólnie posiadanie Carmen jako matki jest super. Często daje mi lekkie całusy i przytulasy. Moja nienawiść do fizyczności krzyczy ale do niej jestem w stanie się przyzwyczaić. Jako że się powiększyliśmy jako rodzina to rozdzieliliśmy bardziej nasze obowiązki. A rozdziela się je codziennie w uno. Kto wygra najwięcej rund na następny dzień nie ma obowiązków żadnych. Kto przegra najwięcej wstaje najwcześniejszej i robi śniadanie. Dzięki mojej umiejętności oszukiwania nigdy nie przegrałam. Przynajmniej tyle.

Poza tym Carmen była już na pierwszej mojej i Ewy wywiadówce i pogadała z tym co był do mnie transfobiczny. Na następny dzień gość bał się do mnie mówić. Nie wiem co zrobiła ale najwyraźniej jest skuteczna. Ewa co prawda się nie uspokoiła ale dużo częściej zaczęła się uśmiechać jak Elon czy Anna. Chociaż jest jedna kwestia z którą mamy najwięcej problemów. Nasze alter ego.

Oczywiście nie ma problemu z tym że jesteśmy antybohaterami i ratujemy ludzi ale kiedy obrywam a obrywam często za bardzo się martwi. Widać to po niej szczególnie kiedy jest mowa o jakimś silniejszym przeciwniku. Zee i Jess mają dokładnie ten sam problem ze swoimi rodzicami. Dlatego wyciągnęłam je na rozmowę ale ta rozmowa poszła w nieoczekiwany obrót i teraz bijemy się ze zbirami Jokera.

Lin: Więc wracając... Ło -ominęłam pięści i oddałam mu z powrotem - Co mam zrobić z jej nadopiekuńczością?!

Jess: Po prostu jej pozwól - zablokowała kogoś tarczą i walnęła go Zee - Nie uwolnisz się od tego.

Zee: To jest denerwujące ale po prostu się o ciebie martwi. Jesteś jej córką.

Lin: No tak ale bez przesady.

Złol: AAAAAAAA!

Jess: Może najpierw ich pokonajmy a później gadajmy?!

Lin: Niech będzie.

Stałam się niematerialna kiedy przeleciała przeze mnie pięść. Z półobrotu walnęłam go w ścianę stając się materialna. Kolejnego złapałam i wyrzuciłam w górę a poraziła go prądem na piętro. Poczułam pajęczy zmysł i dzięki niemu schyliłam się i przed uderzeniem z dwóch stron. Dzięki temu tamci się uderzyli nawzajem a ja skoczyłam w górę i kopnęłam ich jednocześnie szpagatem. Wtedy musiałam się uchylić przed kataną. Babka z wkurwem w oczach z niemałą szybkością próbowała mnie trafić ale bez problemu unikałam aż wyczułam moment by zrobić jej mindfucka. Wystawiłam przez siebie rękę gdy ta się zamachnęła. Katana dotknęła jej i się rozwaliła. Wykorzystując jej szok z całej siły uderzyłam jej pomalowaną twarz tak że ściana pękła. Chciałam pobiec na kogoś innego ale dziewczyny uporały się już z każdym. Wtedy Kit zmaterializowała się na jednej belce.

Kit: To było epickie. Ale mega popisówa.

Lin: Szybko to poszło. I bez problemów.

Zee: Ta. Może dla ciebie.

Jess: Czy porozmawiamy o tym że dosłownie rozwaliła katanę na własnej ręce?

Zee: To jest Lin. Pewnie by mogła to samo zrobić z własnym chujem.

Lin: Nie twierdzę że nie próbowałam.

Jess: Dlaczego?

Lin: Tranzycja ekspres - zadzwoniła mama - Poczekajcie. Mama dzwoni - Odebrałam - Cześć mamo.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz