R U C H A N I E vol5

25 2 0
                                    

Carol

Szczerze mówiąc jestem niesamowicie szczęśliwa że Lin zgodziła się na sex. Wiem że to może być trudne ale jeżeli będę delikatna to oboje będziemy mieć z tego korzyści. Wzięłam wcześniej tabletkę więc teraz nie muszę się krępować. Nasz powolne i skrupulatne pocałunki rozchodzą się po całym moim ciele sprawiając że moje podniecenie się bardziej powiększa. Już czuje jak tam na dole robi się mokro... albo źle się wytarłam. To też taka możliwość... nie ważne. Po prostu Babs miała racje. Pocałunki po tym jak Lin to wszystko z siebie zrzuciła są cudowne. Nie wiem jak je opisać. Po prostu kiedyś a teraz to jest cud nad cudami.

Jako że ma zasłonięte oczy zdjęłam jej powoli koszulkę gdy powoli się od niej odsunęłam... Ona ma stanik push up? A no racja. Jeszcze nie bierze estrogenów. No cóż. Zdjęłam go i pocałowałam klatkę. Wzięłam z półki róże i delikatnie przesuwałam ją po jej klatce. Moja dziewczyna lekko jęknęła na delikatny dotyk płatków. W tym samym czasie składałam pojedyncze pocałunki na jej piersi i tatuażu. Pierwszy raz go widzę i muszę przyznać że ten Zbychu jest niezły.

Carol: Jak się czujesz?

Starałam się brzmieć jak najbardziej zmysłowo. Jestem fanką delikatnego i romantycznego sexu... dlatego zwykle tego nie robiłam z Karą ale to już inna rzecz.

Lin: Jest bardzo przyjemnie.

Lekko się zaśmiałam przysuwając płatki róży do jej szyi gdzie miała parę blizn. Położyłam się na jej brzuchu by moje piersi, które jeszcze tkwiły w staniku lekko się ocierały o jej bladą skórę. Moje ciało i płatki najwyraźniej sprawiły że się rozluźniła bo zobaczyłam uśmiech. Babs opowiedziała co robiła Valentina gdy prawie ją zgwałciła więc przysunęłam się powoli na górze by dotrzeć do jej wargi. Przyłożyłam usta do niej i całując przesuwałam się na środek jej ust. Sądząc po tym że jeszcze się nie zdenerwowała idzie mi dobrze.

Carol: Cieszę że ci się podoba - przesunęłam lekko palcem po linii jej szczęki - A może chcesz do urozmaicenia oliwę...?

Lin: Nie chcę cię męczyć.

Carol: Nie zmęczysz. Spokojnie. Poza tym - przystawiłam usta do jej ucha jednocześnie lekko skubiąc małżowinę - To mój kink. To jak?

Lin: Ok.

Carol: To wspaniale ale jeszcze chwilka - dotknęłam jej twarzy całując w policzek - Skończmy grę wstępną.

Zaśmiała się. Rozszerzyły mi się oczy a szczęka opadła. Nigdy tak naprawdę nie słyszałam jej śmiechu. Jej szczerego uroczego śmiechu. Przystawiłam ręce do klatki uśmiechając się gdy moje serce mocniej zatrzepotało. Jest cudowny. Poczułam jak robi mi się ciepło na twarzy. Zrobiłam z pierścienia lusterko dzięki czemu zobaczyłam jak jestem czerwona. Nigdy taka nie byłam przez co lekko się zawstydziłam ale spoglądając na nią, która jest cierpliwa i spokojna zrozumiałam że to powinno być normalne. Hal nigdy nie był cierpliwy i uroczy. Zawsze było tylko ja ja i ja. Nigdy nie mówił o mnie. Dlatego wolałam być zła. Lin jest inna dzięki czemu jest wyjątkowa. To dzięki jej uporowi stałam się antybohaterką. Zaśmiałam się na tą myśl co nie umknęło jej uwadze.

Lin: Co jest śmieszne? Jeszcze nie zdjęłaś bokserek.

Carol: O rany. Lin. Co ty ze mną zrobiłaś.

Lin: Coś nie tak?

Carol: Zawdzięczam ci szczęście piękna. Kto by się spodziewał że znajdę prawdziwą miłość z trans płciową dziewczyną.

Lin: To... źle?

Carol: Oczywiście że nie. Miłość to miłość. Po prostu... nie spodziewałam się że lekko zagubiona osoba da mi więcej miłości niż ktokolwiek inny.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz