Mam matkę panikarę

15 2 0
                                    

Sławek

Szczerze od kilku dni od kiedy dowiedziałem się o Tytanach było bardzo trudno mi zasnąć a nawet jeśli to... nie że miałem sny a dziwne wizje Tytanów. Nie wiem o co w tym chodzi ale noc była trudna. Dopiero dzisiaj kiedy dowiedziałem się o Lin i że inni żyją udało mi się jakoś zasnąć. Było o wiele lepiej więc i obudziłem się wypoczęty. Dawno nie obudziłem się gdy słońce już było na niebie. Musimy być chyba już dziesiąta. Ah. Przeciągnąłem się z przyjemnością.

Sławek: W końcu dobrze spałem...

Linus: Wstałeś już?

Sławek: Co jest - spojrzałem na niego - Co ty tu robisz?

Linus: Jestem głodny a twój smok zablokował wejście do kuchni i nie chcę przepuścić.

Sławek: Smok jest Sashy. Nie mój. Moja to Chimera.

Linus: Jak ci się udało ujarzmić Chimerę? Nawet wiedźmą to sprawia problem.

Sławek: Była oswojona. Nie wiem co się stało z jej właścicielem ale najwyraźniej zginął.

Linus: Miała jakieś imię? I skąd ta pewność że jej właściciel nie żyje? Mogła po prostu uciec.

Sławek: Miała obroże z imieniem Basia. Nie chciała się z nią rozstawać. Musiała być wierna swojemu właścicielowi, który zostawił tylko liścik z napisem " Proszę. Kimkolwiek jesteś, zaopiekuj się dobrze moją Basią.

Linus: Kimkolwiek był właściciel musiał być naprawdę do niej przywiązany i nawzajem. Wiesz o co mogło chodzić?

Sławek: Słyszałem coś o łowczyni Zmiennokształtnych i innego łowcy którzy byli z nią widziani.

Linus: Łowczyni Zmiennokształtnych? Są tacy łowcy? I żyją?

Sławek: Z tego co słyszałem to ostatnia taka łowczyni żyła pięćdziesiąt lat temu kiedy skończyła się wojna Smoków i Gryfów.

Linus: Aż tyle? Ta Chimera musi mieć co najmniej sto lat. Nastolatek.

Sławek: W ogóle ponoć kiedyś było więcej tych Zmiennokształtnych i można było się na nie natknąć co chwilę. Co się z nimi stało?

Linus: Ponoć większość zaszyła się gdzieś na rubieżach Solarzwyru a te które tu są to zdziczałe przez chorobę, która ich trawiła... Trochę smutek ale nie możemy nic na to poradzić. Idź budź Sashe a ja resztę.

Wstałem z lekkimi oporami ale w głowie miałem los Zmiennokształtnych. Przez lata jak tu żyłem myślałem że to nierozumne potwory. Czyli są trawieni jakąś chorobą, która sprawiła że zdziczały. Może nie powinienem już przyjmować zlecenia na szkodzenie im. Trochę mając wyrzuty sumienia poszedłem do pokoju Sashy. Tam zobaczyłem że jest wtulona w Lin. Aww. To jest uroczę. Ledwo obudzona Karen podeszła do mnie i spojrzała.

Karen: Awww. To nawet urocze.

Podeszliśmy do nich i kleknęliśmy. Wyglądają na bardzo szczęśliwych. Lekko pogłaskałem głowę Lin. Łał. Nie spodziewałem się że jeszcze kiedykolwiek ich zobacze.

Sławek: Od kiedy tu trafiliśmy nigdy nie była tak szczęśliwa.

Karen: Lin nigdy nie dawała się aż tak przytulać. To rzadkość.

Sławek: Może po prostu chodzi o rodzinę.

Azerta: Na co się patrzycie?

Sławek: Spójrz.

Draconka podeszła i spojrzała się na ten cudny obrazem. Cała zarumieniona przystawiła z wielkim awww ręce do ust. To nawet słodkie że Dracony rumienią się na różowo a nie czerwono. Bardziej to widać ale poza tym ona zakochała się w niej na zabój.

Multivers: początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz