4️⃣ 14. Kuba jest na komendzie

927 97 7
                                    

Kuba

Pocałunek z Oliwią był czymś cudownym. Jednak bolało mnie to, jak zachowywała się wobec mnie po nim. Przytulała się do Dominika, jakby nic się nie wydarzyło. Ale się kurde wydarzyło. I to dużo. Czy ona naprawdę nie rozumie, że rani mnie takim zachowaniem?

Wsiadłem do odpowiedniego autobusu, kierując się na obrzeża miasta. Włożyłem do uszu słuchawki i włączyłem jedną ze starszych piosenek Igora. W takich chwilach, kiedy czułem się aż tak źle, cholernie mi go brakowało. On zawsze był osobą, której mogłem się wygadać, zaufać. A teraz? Teraz nie miałem nikogo. Przecież nie będę gadał o takich sprawach z matką. Szczerze mówiąc, to po tym wszystkim, ciężko mi jej zaufać. Zbyt wiele razy mnie okłamała.

— Wyglądasz na zdołowanego — mruknął młody chłopak, siadając na fotelu obok mnie. Widziałem go po raz pierwszy w życiu na oczy. Wyjąłem jedną słuchawkę i przyjrzałem mu się uważnie.

— Znamy się?

— Nie. Ale może chciałbyś poprawić sobie humor? — zaproponował. To już na wstępie źle brzmiało.

— Co masz na myśli? — Przyznaje, zaciekawił mnie.

— Wiesz... Istnieją różne sposoby. — Uśmiechnął się lekko. — Od tabletek, po strzykawki. Powiedz tylko czego pragniesz, a ja ci to dam.

Prochy? Serio? Może i byłby to jakiś sposób, żeby zapomnieć o tym wszystkim. Ale chyba nie powinienem. Chociażby ze względu na Igora. On miał jakieś problemy z narkotykami. Pamiętam, jak bardzo wściekły był na mnie, kiedy chciałem kupić coś od Karola. Chociaż z drugiej strony... Igora już tu nie ma. Nie będzie miał jak być na mnie złym.

— Nie mam przy sobie zbyt wiele kasy — mruknąłem.

— Spoko. Dasz to, co masz. Najwyżej oddasz mi potem.

Uśmiechnąłem się, po czym dokonałem z chłopakiem transakcji. Kupiłem od niego działkę heroiny, oczywiście tylko tyle, na ile starczyło mi kasy. Nie chciałem robić sobie długów u takich ludzi. To mogło się źle skończyć.

Po kilku minutach dotarłem na odpowiedni przystanek. Zabrałem plecak i włączając muzykę, ruszyłem w odpowiednim kierunku, w głąb lasu.

To miejsce było cudowne. Cieszę się, że Igor mi je pokazał. Było tu tak kurewsko spokojnie. Aż ciężko uwierzyć, że takie miejsce znajduje się w wiecznie zatłoczonej Warszawie. Najwyraźniej nikomu nie chce się wchodzić do lasu, żeby tutaj dotrzeć. Niech żałują. Było tu naprawdę pięknie. Szczególnie o zachodzie słońca. Albo o wschodzie.

Usiadłem na ławce, podkulając nogi pod brodę i przypatrując się zachodzącemu słońcu. Jak listopad, było wyjątkowo ciepło. Jednak noce zazwyczaj były mroźne. Będę musiał niedługo wracać. No chyba, że chce zmienić się w bryłkę lodu.

Dopiero po chwili przypomniałem sobie o heroinie w moim plecaku. Wyjąłem pakunek i przyjrzałem mu się uważnie. Co mi szkodzi?

Rozpakowałem strzykawkę i napełniłem ją płynem. Teraz pozostaje pytanie, jak się wkłóć? Szczerze mówiąc to miałem w ręku igłę po raz pierwszy w życiu. Nie znam się na tym zbyt dobrze.

Podwinąłem rękaw bluzy i przyjrzałem się skórze na jej wewnętrznej stronie. Przejechałem palcem po widocznej na niej bliznie, pamiątce po wizycie na placu zabaw z Bugajczykiem. Miałem wtedy może z jakieś dwanaście lat i rozwaliłem rękę o śrubę wystającą z zjeżdżalni. Pamiętam, że Igor był wtedy przerażony. Niby niewielka rana, a był bardziej spanikowany, niż w dniu, kiedy zarysowałem mu samochód. Naprawdę.

Przyłożyłem brzeg igły do miejsca w którym widoczna była granatowa żyła, po czym bez większego zastanowienia, wbiłem ją w skórę, wstrzykując w siebie płyn.

Odrzuciłem pustą strzykawkę na bok i położyłem się na ziemi. Za kilka minut powinno zacząć działać. Zajebiście.

Zamknąłem oczy, przed którymi od razu pojawiła mi się twarz Oliwii. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem przestać o niej myśleć. Ten pocałunek był cudowny. Jednak wszystko wskazuje na to, że nie mam co liczyć na więcej. I właśnie to mnie najbardziej przytłaczało.

Poczułem pojedynczą łzę spływającą po policzku. Tutaj przynajmniej nie musiałem udawać... Przy ludziach zazwyczaj udawałem, że nic mnie nie rusza. Nie chciałem, żeby ktoś widział, jak cierpię, jak się smucę. Jednak kiedy byłem sam, wszystkie emocje wychodziły ze mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem w stanie tego powstrzymać. To tak cholernie mnie bolało...

* * *

Oliwia

— Dobry wieczór — rzuciłam do stojącej w drzwiach blondynki. — Jest Kuba? Zostawił u mnie zeszyt.

— Nie. Myślałam, że jest z wami. — Zmarszczyła brwi, wchodząc do mieszkania. — Nie odbierał telefonu, więc byłam przekonana, że jesteście w jakimś klubie.

— Ostatnio nie chodzimy razem do klubów — wyznałam.

— To gdzie on jest do cholery?! — Kobieta zaczęła panikować. Chyba niepotrzebnie tu przychodziłam. Kuba zapewne siedzi teraz z jakąś lalą w klubie. Tak, jak to było ostatnim razem.

— Na pewno nic mu nie jest — zapewniłam. — Może poszedł gdzieś z jakimiś chłopakami.

— W takim razie dlaczego ma wyłączony telefon? Ostatnio też był w klubie, ale odebrał. — Usiadła na krześle, wplatając dłoń we włosy. Martwiła się o syna. Jak cholera. Ehh... Naprawdę niepotrzebnie tu przychodziłam.

Po co właściwie przyszłam? Chciałam go przeprosić. Niepotrzebnie robiłam mu nadzieję. Musi zrozumieć, że to, co jest teraz między nami to tylko przyjaźń. Nic więcej.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu kobiety. Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym odebrała.

— Kuba? — Niestety nie słyszałam tego, co odpowiedział chłopak. Ale widząc, przerażenie w oczach kobiety, mogłam stwierdzić, że zdecydowanie nie było to nic dobrego. — W porządku. Zaraz tam będę.

— Co się stało? — spytałam, kiedy się rozłączyła.

— Kuba jest na komendzie — wyznała. — Nie wiem co się stało, nie chcieli mi nic powiedzieć.

— Na pewno nic poważnego — zapewniłam. — Może to jakieś nieporozumienie.

— Oby. Jedziesz ze mną?

— Tak — odparłam, po czym opuściłam mieszkanie w towarzystwie kobiety.

Nie wiedziałam, co on znowu odjebał. Ale miałam dziwne przeczucie, że to nie będzie nic dobrego.

Fix Me | ReTo ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz