Historie czasami piszą się same. Tak samo jak przypowieści. Ja zamierzam dać wam i to i to. Jest to historia pewnego dziarskiego i przystojnego mężczyzny, który nie mógł się odgonić od kobiet i mężczyzn, który rościł sobie prawo do tronu. Żył bardzo skromnie i każdemu pomagał. Zawsze uśmiechnięty uciekał z pałacu by pomóc prostemu ludowi w plonach i pracy mimo że tym zajmowali się strażnicy i specjalni wolontariusze. Książę jednak w głębi duszy był... nieszczęśliwy. Jego serce było puste. Żadne skarby, dobrobyt czy jedzenie nie mogły mu go wypełnić. Książę chciał... miłości. Niestety. Każdy kogo pokochał kochał go za to że miał zostać władcą. On po prostu chciał zwykłej, prawdziwej miłości. Co noc płakał i modlił się do Bogów że chce poznać w końcu miłość... co miało się w końcu stać. Niestety to miała być nieszczęśliwa miłość.
Razu pewnego gdy przechadzał się po dziedzińcu zamku zauważył kogoś. Z daleka mógł określić że to nie zwykły człowiek. Cały blady, w czarnych szatach i kosą w jednej dłoni. To była sama śmierć. Wiedział że na takie byty nie wolno patrzeć ale nie mógł oderwać wzroku. Sama twarz śmierci była dla niego taka cudowna że nie mógł się oderwać. Istota w czarnej szacie spojrzała prosto na niego. Nic nie powiedziała ale znikła. Książę, który w końcu znalazł swoją miłość chciał ją widzieć częściej. Na nieszczęście widział jak to osiągnąć. Zaczął... mordować. Przy każdej śmierci widział swoją ukochaną Raz nawet dał istocie pierścionek prosząc ją o rękę. Śmierć nie mogła się zgodzić ale z chęcią się widywali. Dlatego książę mordował. Mordował częściej i więcej... wszystko dla miłości.
Taki obrót spraw nie spodobał się życiu, które to obserwowało. Było bardzo zdenerwowane postawą młodzieńca. Nie szanował życia. Tworu, które samo stworzyło i takie było z tego dumne. Dlatego życie postanowiło ukarać człowieka. Rzuciło na niego przekleństwo szaleństwa. Od tamtej pory było coraz gorzej. Morderstwa nie wychodziły mu po ciuchu. Został kilka razy przyłapany. Rodzina nie rozumiała co się z nim stało. Próbowali z nim pogadać ale wydawał się jakby opętany. Jego miłość i szaleństwo go zaślepiło. Wtedy królowa... jego matka pozbawiło go prawa do tronu. Sąd królewski nakazał go stracić. Nikt tego nie chciał, nawet królowa. Niestety było już za późno i uciekł. Jednak na ścianie swojego pokoju zostawił coś czego nikt się nie spodziewał. Była tam zaginiona przepowiednia rodu. Nie wiadomo skąd wiedział o niej ale jedno było pewne. Kres rodu Valorezów nadchodzi.
Teraz byście pewnie chcieli usłyszeć treść tejże przepowiedni. Jeżeli tak to zapraszam a jeżeli nie to przynajmniej nic się nie domyślicie.
Korona koron swoim blaskiem lśni
Wielu kusi i wielu o niej śni
Niszczy niegodnych, którzy ją założą
Lecz to nie ich wina tylko klątwy mowie zgrozą
Czwórka walkę stoczyć musi
Śmierć, życie i odrodzenie los skusi
By pod tron zła podejść
Lecz nie pozwoli im odejść
Zwycięstwo z góry nie jest pokazane
Moc tworzenia zniszczy to co zamazane
Trójka związanych wojów zawalczy
A to co się tam stanie los już wywalczy
Tylko jeden z czwórki nie straci życia
Choć ten błąd pozostanie z nim do bram śmierci przebycia
CZYTASZ
Multivers: początek
FanfictionLin i jej rodzeństwo stracili wszystko. Dom, rodzinę i dawne szczęście. Starają się teraz jakoś odnaleźć. Wiele lat życia w Nowym Jorku sporo zmieniło. Czy to zachowanie czy zdolności. Stała się znana jako Spider-man. Jednak po pewnym incydencie rzu...