21

23 4 38
                                    

- Niestety, ale obawiam się, że... - pan Thompson przerwał w połowie zdania, nie potrafiąc znieść widoku Leo wpatrującego się ze smutkiem w swoją mamę. Choroba Lucy wyniszczała jej organizm już od dawna, a stan, w jakim się znalazła, nie pozostawiał już żadnych nadziei na to, że kobieta wyzdrowieje. Lekarz nie był jednak w stanie zmusić się do powiedzenia jej synowi, że szanse na wyjście ze śpiączki są praktycznie zerowe.
- Przyniosę pieniądze - rzekł cicho fioletowowłosy, odwracając się plecami do Thompsona i kierując się w stronę wyjścia.
- Chłopcze, pieniądze nic tu... - zaczął lekarz, lecz punk zdążył już odejść. Zmartwiony zerknął na Lucy, żałując, że nie może nic zrobić, by pomóc Robertsom. Widać było bardzo wyraźnie, że Leo jest już na skraju desperacji, starał się chwytać nawet najmniejszego cienia nadziei i Thompson zaczynał obawiać się o jego stan psychiczny, nie mówiąc już o tym, jak chłopak mógłby zareagować na śmierć mamy. Lekarz westchnął ciężko, licząc na to, że fioletowowłosy przynajmniej zdobywa pieniądze w legalny sposób i pamięta o własnych potrzebach, zamiast niepotrzebnie głodować. Mężczyzna wyszedł z pokoju 337, dochodząc do wniosku, że powinien jak najszybciej zacząć przygotowywać Leo na utratę Lucy, gdyż z każdym dniem jej stan się pogarszał, a nie chciał dopuścić do tego, by wiadomość o śmierci była dla chłopaka nagła i szokująca, ponieważ mógłby wtedy zareagować bardzo gwałtownie i nawet zrobić coś niebezpiecznego i ryzykownego przez szok i rozpacz.

Leo zamknął za sobą drzwi z trzaskiem, rzucając w kąt swoją skórzaną kurtkę i z ciężkim westchnieniem usiadł na krześle w kuchni. Zerknął niechętnie na leżące na stole wezwania do zapłaty rachunków i gniewnym ruchem ręki zrzucił wszystkie koperty na podłogę. Oparł łokcie o blat i zakrył twarz dłońmi, cicho szlochając. Był już całkowicie spłukany, nie potrafił znaleźć żadnej, nawet najcięższej roboty, a co gorsza miał świadomość, co takiego pan Thompson próbował mu powiedzieć. Czuł się cholernie bezsilny, nie było już nic, co mógłby zrobić dla mamy, która przecież była najważniejszą osobą w jego życiu. Kiedy Lucy umrze, zostanie całkiem sam. Punk nie był już w stanie tego ignorować, wiedział, że powoli będzie musiał się z tym pogodzić, przestać zaprzeczać, że nadal jest nadzieja i szansa na to, że jego mama znów go zbeszta, by po krótkiej chwili czule go przytulić. Tęsknił za czasami, gdy mama zawsze na niego czekała, zawsze z uśmiechem na ustach, pamiętał jej eksperymenty z gotowaniem i ciasteczka, które smakowały tylko Jacksonowi, które Lucy zawsze robiła hurtowo i dawała większość czarnowłosemu, domyślając się jego trudnej sytuacji rodzinnej, choć nigdy o nią nie pytała. Zielonooki zadrżał delikatnie od szlochu, jednocześnie z gorzkim rozbawieniem wspominając momenty, gdy mama uspokajała spanikowanego męża, gdy mały Leo zdarł sobie kolano albo zranił się nożem w palec.
- Przepraszam, tato - szepnął z żalem, gdyż jako siedmiolatek obiecywał tacie, że będzie bronił i dbał o mamę, ale teraz okazało się, że sobie z tym nie poradził. - Zawiodłem.
Z frustracji uderzył pięścią o stół i z głośnym przekleństwem wstał gwałtownie, ocierając pośpiesznie łzy dłonią i zastanawiając się, co jeszcze może sprzedać, by zyskać choć odrobinę pieniędzy. Chociaż podświadomie zdawał sobie sprawę, że nie byłby w stanie zarobić odpowiedniej ilości funduszy na zatrudnienie specjalistów, którzy jako jedyni mogliby ewentualnie coś poradzić na chorobę mamy, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że miałby bezczynnie czekać na jej śmierć. Obszedł mieszkanie, mamrocząc gniewnie pod nosem i powstrzymując z trudem napływające do oczu łzy bezsilności, uświadamiając sobie, że poza kilkoma meblami nic nie byłby w stanie sprzedać. Prychnął wściekle, przechodząc obok lustra, nie zwracając już nawet uwagi na pojawiający się brązowy odrost na jego włosach i zrezygnowany usiadł na łóżku. Nie potrafił jednak usiedzieć na miejscu i po chwili ponownie wstał, by bez celu pokręcić się po mieszkaniu. Zauważył leżącą w kącie kurtkę i podniósł ją, lecz przy wieszaniu jej na haczyku wypadł z niej telefon. Leo wziął go do ręki, jak zwykle domyślając się, że Poppy wysłała do niego milion wiadomości przez to, że nie było go na wykładzie, więc nawet nie zerknął na wyświetlacz wyciszonej komórki, tylko machinalnie schował ją do kieszeni spodni. Sekundę później stwierdził jednak, że nie powinien tak traktować przyjaciółki i z cichym westchnieniem włączył telefon. Otworzył szeroko oczy i zamarł, widząc czternaście nieodebranych połączeń od Oliego sprzed pół godziny. Czując coraz większą panikę, szybko zadzwonił do białowłosego, lecz nikt nie odbierał.
- Kurwa, kurwa, kurwa - mamrotał przestraszony pod nosem, próbując nawiązać kolejne połączenie i jednocześnie zawiązać buty. Oleander nie dzwoniłby do niego, gdyby nie chodziło o coś poważnego, a skoro próbował aż czternaście razy, w głowie punka pojawiły się już najgorsze scenariusze. Spanikowany wybiegł z mieszkania, przez cały czas starając się bezskutecznie dodzwonić do przyjaciela.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz