57

18 3 78
                                    

- Znów wzięłaś tego małego pasożyta? - mruknęła z delikatnym niezadowoleniem Genevieve, zerkając ukradkiem na siedzącego na kolanach Theresy małego, rudowłosego chłopczyka, który rozglądał się na wszystkie strony, trzymając w rączkach dwie niedojedzone chrupki.
- Podobny do tatusia - stwierdziła Clarissa, uśmiechając się do dziecka i delikatnie łaskocząc je po brzuszku, na co chłopczyk spojrzał na nią radośnie, wierzgając nóżkami.
- Przynajmniej oczy ma po mnie - westchnęła ciężko Theresa, odrobinę sfrustrowana tym, że mały Zachary był praktycznie kopią swojego taty.
- Przy okazji, wyznaczyliście już termin ślubu? - spytała z ciekawością Clarissa, pomagając rudowłosemu zejść z kolan mamy i ostrożnie sadzając go na ich piknikowym kocu. - W końcu wasz synek ma już prawie rok - spojrzała znacząco na Theresę, która z pewnym zawstydzeniem zaczęła nerwowo bawić się swoim pierścionkiem zaręczynowym.
- To nie jest takie proste - mruknęła wymijająco, przeczesując swoje krótkie, brązowe włosy i mimowolnie uśmiechając się delikatnie na myśl o swoim narzeczonym. - Ale chcemy wyrobić się jeszcze w tym roku.
- Dwa lata temu mówiliście to samo - rzekła brązowooka, unosząc brew, podczas gdy Genevieve starała się odpędzić od siebie idącego do niej chwiejnie Zacharego. Blondynka nieco spanikowała, kiedy chłopczyk przewrócił się na kocyk i jego usta zadrżały, zwiastując zbliżający się płacz, przez co bez namysłu wzięła go na ręce, tuląc do piersi i kołysząc odrobinę zbyt mocno.
- Czyli jednak lubisz dzieci - Theresa uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu, po czym zachichotała z rozbawieniem na widok zakłopotania błękitnookiej, która natychmiastowo oddała jej Zacharego, choć uczyniła to z kiepsko skrywanym żalem.
- Nie lubię - mruknęła cierpko Genevieve, zakładając za ucho luźny kosmyk włosów i mrużąc z niezadowoleniem swoje błękitne oczy, jednocześnie podając małemu rudzielcowi chrupkę. Starsze kobiety spojrzały na siebie porozumiewawczo i parsknęły wspólnie śmiechem, na co blondynka prychnęła cicho, zakładając ręce na piersi, choć trudno jej było powstrzymać się od lekkiego uśmiechu.
- Masz dopiero dwadzieścia pięć lat, jeszcze wszystko przed tobą - powiedziała Clarissa, poprawiając swoje farbowane, czarne włosy i sięgając do koszyka po drożdżówkę z serem. - Jak ci idzie z twoją fundacją? - podstępnie dała Zacharemu kawałek słodkiej kruszonki, kiedy jego mama szukała w swojej torbie butelki dla niego.
- Powoli się rozkręca, ale jesteśmy na dobrej drodze - odparła błękitnooka, przyglądając się motylowi, który wylądował na jednym z kwitnących obok koca kwiatów. - Marcus bardzo mi pomógł - dodała, nieświadomie uśmiechając się delikatnie, co nie umknęło uwadze Clarissy, która cwaniacko uniosła brew i trąciła łokciem brązowowłosą.
- Skoro już mówimy o Marcusie - czarnowłosa przybliżyła się do Genevieve, która w tym momencie spięła się nieznacznie, mrugając szybko i dobrze wiedząc, do czego zmierza jej przyjaciółka - przypomnij nam, ile już razy ci się oświadczał?
- Trzy... - mruknęła cicho, odwracając wzrok i nerwowo obracając między palcami swój wisiorek z tanzanitem, który od niego dostała.
- Dlaczego wciąż mu odmawiasz? - spytała Theresa, starając się nakarmić synka gotowaną marchewką, jednak chłopczyk uparcie odwracał główkę, nie chcąc wziąć łyżeczki do buzi. - Myślałam, że jesteś z nim szczęśliwa? - w końcu udało jej się wcisnąć pomarańczową papkę do ust Zacharego, który z niezadowoleniem wypluł marchewkę wprost na jej bluzkę. - Zapamiętam to sobie, młodzieńcze - wymamrotała zmęczonym głosem, rzucając malcowi groźne spojrzenie, jednak rudowłosy tylko zaśmiał się rozkosznie, wpatrując się radośnie w mamę, która westchnęła ciężko, gładząc synka po kręconych włoskach i ulegając jego urokowi.
- No właśnie, Genevieve - Clarissa przyjrzała się podejrzliwie młodszej przyjaciółce, która desperacko unikała jej wzroku, próbując zachować spokojny, opanowany wyraz twarzy. - Rosales to świetna partia - trąciła ją łokciem, na co blondynka zmrużyła chłodno oczy, wciąż bawiąc się drogim wisiorkiem. - Jest bogaty, przystojny, bogaty, uprzejmy, bogaty, wykształcony... - wyliczała czarnowłosa, coraz wyżej unosząc brew z zaintrygowaniem na widok rosnącego zakłopotania błękitnookiej. - Wspominałam, że jest bogaty?
- Nie jesteś pewna swoich uczuć do niego? - przerwała przyjaciółce brązowowłosa, zakrywając jej usta dłonią i wpatrując się w Genevieve matczynym spojrzeniem, a na jej słowa młoda kobieta zmieszała się jeszcze bardziej, nerwowo wbijając wzrok w swoje wysokie botki.
- Przecież to dla niego wyjechałaś z Francji - wtrąciła się Clarissa, odtrącając z urazą rękę Theresy.
- Wyjechałam, żeby rozwinąć fundację - wymamrotała cierpko blondynka, mimowolnie wspominając swoje pierwsze spotkanie z Marcusem i rumieniąc się delikatnie.
- Nadal czerwienisz się na myśl o nim, jakie to słodkie! - zachwyciła się czarnowłosa, na co błękitnooka przewróciła oczami, nie zamierzając tego komentować i tym samym bardziej nakręcać wścibską trzydziestolatkę.
- Zmieniając temat - zarządziła stanowczo, zakładając ręce na piersi i spoglądając na brązowooką. - Jak ci idzie w nowej pracy?
- Jakoś... - mruknęła Clarissa, wzruszając ramionami i przeczesując włosy. - Przez mój brak doświadczenia wylądowałam w jakimś podrzędnym, podmiejskim szpitalu - dodała gorzko, wzdychając cicho i odrobinę żałując, że Theresa nie pozwoliłaby jej napić się trochę wina przy małym Zacharym.
- Od czegoś trzeba zacząć - stwierdziła pocieszająco szarooka, dając synkowi chrupkę.
- Wolałabym zacząć od czegoś lepszego - mruknęła z delikatną frustracją czarnowłosa, biorąc do ręki czekoladkę. - Gdyby nasz wspaniały Marcusek nie zaproponował mi niewielkiego udziału w tym nowym projekcie, ledwo wiązałabym koniec z końcem.
- Mam nadzieję, że ten projekt się uda - rzekła brązowowłosa, zabawiając malca jego ulubionym misiem. - Przez choroby genetyczne wiele kobiet boi się zajść w ciążę, gdyby udało wam się znaleźć jakieś rozwiązanie, choćby częściowe, byłoby to duże osiągnięcie.
- To prawda - przyznała Genevieve, która odrobinę niechętnie musiała przyznać przed samą sobą, że na samą wzmiankę o Rosalesie czuje motylki w brzuchu. - Znalazłaś już jakieś chętne?
- Zgłosiło się kilka małżeństw, w większości młodych - rzekła brązowooka, przyglądając się przelatującemu wysoko nad ich głowami samolotowi. - Na razie tylko zbieram chętnych, ale mam nadzieję, że później dopuszczą mnie do przeprowadzania badań.
- Marcus mówił, że zapoznał cię z jakimś naukowcem - przypomniała sobie blondynka, na co Clarissa uśmiechnęła się szeroko, poprawiając luźny kosmyk włosów.
- Temu facetowi mogę oświadczyć się w każdej chwili - rzekła z rozmarzeniem, wzdychając błogo i sprawiając, że Theresa przewróciła oczami z rozbawieniem. Chciała coś dodać, ale zauważyła idącą w ich stronę męską sylwetkę, na co spojrzała znacząco na błękitnooką, kiwnięciem głowy nakłaniając ją, by odwróciła się w tamtą stronę. Genevieve momentalnie się rozpromieniła, dostrzegając machającego do niej Marcusa, który w drugiej dłoni trzymał bukiet jej ulubionych krokusów.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz