Oli westchnął ciężko i zdjął z twarzy okulary ochronne, wylewając zawartość zlewki do zlewu. Spojrzał z niezadowoleniem na swoje notatki, zdecydowanie niekompletne notatki, i z frustacją odłożył gogle na blat, prawie strącając na podłogę kilka probówek. Laboratorium, które należało wcześniej do Alexandry, która całkiem niedawno zrezygnowała i odeszła, bardzo mu się przydało i dawało sporo możliwości, ale i tak nie udawało mu się za wiele osiągnąć. Nie jest w stanie odtworzyć serum na zdolności bazując jedynie na swojej pamięci, być może udałoby mu się jakoś odgadnąć resztę receptury, ale wątpił, by miał na to dostatecznie dużo czasu. A już na pewno wątpił, by miał dostatecznie dużo czasu na ulepszenie tej receptury. Domyślał się, że w końcu może dojść do momentu, w którym podjęcie negocjacji z Rosalesem będzie jedynym w miarę korzystnym wyjściem, a przecież ktoś, kto stoi za stworzeniem uzdolnionych, nie będzie zadowolony z byle czego, więc białowłosy wolał się zawczasu zabezpieczyć. Zwłaszcza po tym, co podsłuchał z relacji Lilianne, chowając się w kącie pomieszczenia z użyciem zdolności. Wciąż nikomu nie zdradził swojego powiązania z Clarissą, udało mu się to utrzymać w sekrecie nawet przed Leo, chociaż przez jego moc było to dość ciężkie. Miał świadomość, że punk dowie się o tym raczej prędzej niż później, dlatego póki co postanowił przeznaczyć jak najwięcej czasu na stworzenie ulepszonej wersji serum, na wypadek, gdyby zielonooki miał zamiar mu w tym przeszkadzać. Odetchnął głęboko, bo znowu pojawiło się to nieprzyjemne uczucie, które męczyło go za każdym razem, gdy myślał o okłamywaniu, lub oszukiwaniu Leo. Nie lubił tego, ale dobrze wiedział, że to najlepsze, co w tej chwili może zrobić. Dopuszczenie do sytuacji bez wyjścia nie wchodziło w grę, zwłaszcza że chodziło mu przede wszystkim o bezpieczeństwo jego chłopaka, dlatego nawet jeśli będzie musiał go okłamywać i oszukiwać, czy wręcz wrócić do zabijania innych, to ani na chwilę się nie zawaha. Być może będzie zmuszony stać się najgorszą wersją siebie, ale dla Leo jest nawet w stanie... zrezygnować z Leo. Zamrugał skołowany i zacisnął dłonie na fartuchu, bo teraz do niego dotarło, że sprawy faktycznie mogą przybrać taki obrót, że ich drogi się rozejdą. Raczej nie miał w zwyczaju myśleć pesymistycznie, ale co jeśli jego działania nie spodobają się, albo, co gorsza, przestraszą punka, który przez to nie będzie już dłużej chciał z nim być, z nim mieszkać i się z nim przyjaźnić. I już w ogóle go nie będzie chciał. Ta myśl tak wstrząsnęła Oleandrem, że aż się zachwiał i stracił równowagę, chciał złapać się krawędzi blatu, ale jego dłoń tylko ześlizgnęła się po powierzchni, a on sam uderzył plecami o ścianę i osunął się po niej, lądując na podłodze. Prychnął cierpko, gdy nieco wrócił do siebie po upadku, ale nagle zauważył kątem oka jakąś postać po drugiej stronie pomieszczenia. Kiedy jednak spojrzał w tamtym kierunku, nikogo nie dostrzegł.
- Jeszcze tylko tego mi brakowało... - wymamrotał sam do siebie, oddychając coraz szybciej i zaciskając powieki, już czując na sobie zaciskające się boleśnie dłonie. Bał się otworzyć oko, bo aż zbyt dobrze wiedział, co by wtedy zobaczył, wziął głęboki oddech, starając się skupić na myśleniu, że przecież to wszystko dzieje się tylko w jego głowie, licząc na to, że dzięki temu halucynacje ustaną. Usłyszał w oddali czyjś krzyk, potem kolejny, aż w końcu jego głowę wypełniał chór przeraźliwych głosów. Odruchowo zacisnął dłoń na opasce na oku, bo już zaczął czuć, jak blizna stopniowo piecze coraz mocniej i jak on sam stopniowo opada z sił. Pomyślał o Leo, bo wizja chłopaka bardzo pomagała mu przejść przez atak, ale na krawędzi prawie całkowitej utraty świadomości dotarło do niego, że już wkrótce będzie musiał przestać polegać na pomocy punka, biorąc pod uwagę, co teraz planuje i robi. Skoro dla bezpieczeństwa zielonookiego jest gotów wrócić do zabijania, to równie dobrze może wrócić do zabijania, by radzić sobie ze swoimi atakami. Nie wiedział jeszcze, jak daleko ta sytuacja się posunie, ale miał świadomość, że istnieje możliwość, iż będzie wręcz zmuszony zabijać dla ochrony siebie i innych uzdolnionych, zwłaszcza dla ochrony Leo. Otworzył powoli oko, od razu zauważając zbliżającą się ciemną postać i czując na skórze zaciskające się ręce, myślenie o zabijaniu w pewnym niewielkim stopniu go uspokoiło, choć dobrze wiedział, że był to ten rodzaj spokoju, którego jego chłopak nie pochwalał, a nawet się trochę obawiał. Krzyki dookoła nieco przycichły, ale i tak prawie rozsadzały mu czaszkę, jednocześnie nieistniejąca postać się wyostrzyła, coraz mocniej przypominając ludzką sylwetkę. Oli zagryzł wargę do krwi, powstrzymując krzyk, i z trudem sięgnął dłonią na blat. Po omacku odnalazł szklaną zlewkę i zrzucił ją na podłogę, wpatrując się z napięciem w postać przed sobą, czując jak jego serce panicznie bije, wzrok zaczyna tracić ostrość, a zawroty głowy przybierają na sile. Bez namysłu zabrał największy fragment zbitego szkła i wbił sobie w przedramię, nie odczuwając prawie żadnego bólu i nie spuszczając wzroku z ciemnej postaci, która w tym momencie jakby zafalowała, na ułamek sekundy przybrała wręcz aż zbyt znajomy kształt i błyskawicznie zniknęła, podobnie jak wrażenie ścisku na szyi. Chłopak oddychał ciężko, nadal wpatrując się z paniką i dezorientacją w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widział zjawę, próbując wyrzucić ze świadomości myśl, że postać na krótką chwilę wyglądała prawie jak Leo. Zadrżał gwałtownie i zamrugał, po czym syknął głośno z bólu, bo poczuł w końcu wbite w rękę szkło. To go nieco otrzeźwiło, choć wciąż był roztrzęsiony, i z ciężkim westchnieniem oparł tył głowy o ścianę, na moment zamykając powieki. Przez dłuższą chwilę nie miał siły się ruszyć, więc skupił się na unormowaniu oddechu i wracającym do normy biciu serca, a potem spojrzał na tkwiące w jego przedramieniu szkło i skapującą na jego spodnie krew. Skrzywił się i westchnął ciężko, sfrustrowany i wściekły na siebie, że nadal był takim słabeuszem i nie potrafił sobie poradzić nawet z własną psychiką, po czym z trudem się podniósł i, przytrzymując się ściany, skierował się do szafki z apteczką pierwszej pomocy. Wątpił, by Maya byłaby teraz w stanie się zająć jego raną, biorąc pod uwagę, że dopiero co dowiedziała się o śmierci swojej siostry, a nawet on był w stanie się domyślić, jak bardzo bolesne musiało to dla niej być. Na szczęście nie miał w sobie tyle siły, by wbić szkło głęboko w ciało, więc udało mu się w miarę szybko pozbyć tkwiącego w ręce szkła i opatrzyć ranę, upewniając się pięć razy, czy wszystko na pewno wydaje się w porządku. Odetchnął głęboko z lekką ulgą, spoglądając na bandaż, lecz po chwili skrzywił się i szybko przeniósł wzrok na coś innego, nie chcąc wspominać ataku. Niefortunnie spojrzał na swoje zakrwawione spodnie, przez co sposępniał jeszcze bardziej, jednocześnie mimowolnie ciesząc się w duchu, że nie założył dzisiaj swoich ulubionych ogrodniczek. Przygryzł na chwilę wargę, marszcząc brwi, i szybko dochodząc do wniosku, że lepiej, by Leo nie widział tej krwi, żeby go dodatkowo nie martwić i niepokoić. Miał świadomość, że ukrywanie bandaża na przedramieniu będzie trudne i prawdopodobnie punk zauważy go prędzej czy później, więc musiał również wymyślić dobrą wymówkę, dlaczego ma ranę na ręce. Aż nazbyt wyraźnie widział, jak wieloma kłamstwami zamierza raczyć zielonookiego, i miał świadomość, że tym sposobem będzie ranił swojego chłopaka, ale nie widział innego wyjścia. Już niejeden raz ukrywał przed nim rany i siniaki po atakach. Odwiesił fartuch i odetchnął głęboko, wewnętrznie się uspokajając najbardziej, jak był w stanie, po czym wyszedł z laboratorium, stając się niewidzialnym. Obrał najkrótszą drogę do pokoju, mając nadzieję, że Leo w nim nie będzie, a wówczas dotarło do niego, że nie wie, co punk robił przez ten czas, gdy on siedział w laboratorium.

CZYTASZ
Uzdolnieni
Ciencia FicciónPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.