46

21 3 37
                                    

- Jak ci minął dzień, piękna? - Harry spojrzał przez lusterko na siedzącą z tyłu Lilith, która przewróciła oczami i uśmiechnęła się cierpko.
- Bajka zmieniła się w koszmar, kiedy wsiadłam do twojego auta - odparła przesłodzonym głosem, na co czarnowłosy zachichotał rozbawiony, wyprzedzając jadący przepisową prędkością samochód.
- Jak zwykle zgrywasz niedostępną - rzekł z udawanym żalem, zerkając na dziewczynę i unosząc brew.
- Nie muszę niczego zgrywać - mruknęła lekko zirytowana zielonooka, przypominając sobie, jaką awanturę zrobiła jej kiedyś Mia, kiedy przypadkiem usłyszała, jak Harry próbuje dla żartów z nią flirtować.
- Mówiłem już, że jesteś moim ideałem kobiety? - spytał z cwaniackim uśmieszkiem, poruszając porozumiewawczo brwiami i prawie wjeżdżając w warzywniak, na co Lilith sięgnęła po kolejne pasy, aby dla bezpieczeństwa również je zapiąć.
- Dzięki, Harry, właśnie pozbawiłeś mnie resztek biseksualności - wymamrotała zmęczonym głosem, spoglądając na niego z konsternacją. - Teraz mam już stuprocentową pewność, że jestem tylko homoseksualna.
- Nie ma za co, skarbie - odparł z zadowoleniem, uśmiechając się dumnie i mrugając do niej przez lusterko, sprawiając, że czarnowłosa westchnęła ciężko i zaczęła żałować, że nie pożyczyła od Genevieve jakichś leków na ból głowy.
- Za ile będziemy na miejscu? - zielonooka strategicznie zmieniła temat, mając już powoli dość nieudolnych podrywów chłopaka, który najwidoczniej świetnie się bawił, doprowadzając ją do szału.
- Niecałe dwadzieścia minut, o ile nagle nie przyspieszą - odparł kierowca, przeklinając pod nosem, gdyż musiał zatrzymać się w niewielkim korku. - Po co poustawiali w tym mieście tyle świateł?! - prychnął sfrustrowany, a czarnowłosa mimowolnie parsknęła śmiechem na widok furii Harry'ego.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś synem pana Marka - mruknęła, wspominając spokojnego i poczciwego mężczyznę, którego potomek jakimś cudem był jego całkowitym przeciwieństwem, będąc tak nieokrzesanym i niecierpliwym. Chłopak zmarszczył brwi i rzucił jej niezadowolone spojrzenie, gwałtownie wciskając pedał gazu i z piskiem opon wjeżdżając w zakręt. Nie cierpiał, kiedy ktoś porównywał go do ojca, miał wtedy wrażenie, że musi spełniać jakieś wygórowane oczekiwania, przez które wciąż czuł się jak dziecko. Liczył na to, że po przyłączeniu się do mafii Genevieve będzie miał szansę udowodnić wszystkim, że jest lepszy od swojego staruszka, ale nawet tutaj na każdym kroku wydawało mu się, że ciągle jest w cieniu swojego taty. Początkowo żałował trochę, że zgodził się tutaj pracować, gdyż ojciec bardzo go do tego zachęcał, będąc świadomym, że czarnowłosy nie zamierza opuścić mafijnego życia. Martwił się, że w końcu jego syn trafi na najgorsze szumowiny z przestępczego półświatka, dlatego chciał przynajmniej mieć go blisko siebie, nawet jeśli i tak ta praca mogła być dość ryzykowna.
- Piętnaście minut - powiedział twardo, zaciskając dłonie na kierownicy i przyspieszając, na co Lilith zamrugała trochę zdezorientowana, nie wiedząc, dlaczego Harry tak nagle spoważniał. Uznała jednak, że lepiej będzie go dodatkowo nie denerwować, więc przeniosła wzrok na urządzenie namierzające, które dała jej Genevieve i z zamyśleniem spojrzała na pulsującą, czerwoną kropkę.

- Kurwa! - krzyknął wściekle Vincent, gwałtownie unosząc do góry dłoń, w której trzymał telefon, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się od roztrzaskania komórki o chodnik. Westchnął ciężko, chowając urządzenie do kieszeni i godząc się z myślą, że nie dodzwoni się do Ophelii, więc ponownie ruszył w kierunku jej bloku, mając świadomość, że to jedyny sposób, aby nakłonić ją do rozmowy. Przygryzł wargę, mimowolnie obawiając się ją zobaczyć po tym, co się stało, ale nie zamierzał pozwolić sobie na całkowite zaprzepaszczenie tego, co było między nimi. Miał szczerą nadzieję, że jakoś uda mu się to wszystko naprawić, nawet jeśli zajmie mu to sporo czasu, gdyż nie mógłby pogodzić się z tym, że rudowłosa nie chce go więcej znać. Nerwowo zacisnął dłonie w pięści, stając przed wejściem do bloku, po czym wziął głęboki oddech i pchnął drzwi, starając się myśleć pozytywnie. Miał wrażenie, że droga na piętro telekinetyczki była jednocześnie okropnie długa i dziwnie krótka, a każda napotkana osoba wpatruje się w niego potępiającym spojrzeniem, choć biorąc pod uwagę, że były to w większości staruszki, nie miał się czym przejmować, w końcu starsze panie u każdej osoby poniżej trzydziestego roku życia doszukiwały się szatańskiego wpływu, zwłaszcza, jeśli ktoś miał na sobie koszulkę Iron Maiden. Z szybko bijącym sercem pokonał ostatni schodek, wchodząc na właściwe piętro, po czym ostatni raz westchnął ciężko, kierując się na odpowiedni korytarz.
- Niemiło cię widzieć, Vincencie - niespodziewanie drgnął lekko, słysząc znienawidzony głos, a po chwili dostrzegł Genevieve, która z jadowitym uśmieszkiem spoglądała na niego, zachowując jednak pewną odległość. Czarnowłosy zmrużył oczy, mimowolnie zaciskając pięści i przygotowując się do ewentualnego użycia zdolności, ale poza blondynką nie zauważył nikogo podejrzanego lub niebezpiecznego.
- Co ty tu robisz? - rzekł groźnie, powoli zmniejszając dystans między nim a błękitnooką, żeby zyskać choćby niewielką przewagę w przypadku walki, poza tym stojąc blisko niej miał więcej możliwości do zastraszenia jej lub ostrzegawczego przysmażenia. Zależało mu właściwie tylko na tym drugim, gdyż nie miał zamiaru bić się z jakąkolwiek kobietą, nawet taką, jak Genevieve, więc wolał załatwić to bez niepotrzebnego używania siły fizycznej, pod względem której przewyższał dziewczynę, nie miał jednak większych oporów przed korzystaniem ze swojej mocy, wspominając wszystkie chwile, w których czuł silną potrzebę spalenia blondynki żywcem.
- Chciałam tylko zamienić z tobą słówko - odparła, spoglądając na niego chłodno i opierając się ramieniem o ścianę, a ciemnooki odniósł wrażenie, że coś jest z nią nie tak.
- Gdzie jest Ophelia? - spytał gniewnie, zbyt dobrze wiedząc, że obecność Genevieve nigdy nie zwiastowała niczego dobrego, lecz starał się zachować spokój, by nieumyślnie nie pogorszyć sytuacji, nie mając pewności, co dokładnie zdążyła już uczynić blondynka.
- Praktycznie na drugim końcu miasta - powiedziała spokojnie błękitnooka, unosząc nieznacznie kąciki ust w zadowolonym uśmiechu, obserwując, jak oczy chłopaka rozszerzyły się z zaskoczenia, a on sam w pierwszym odruchu chciał natychmiast rzucić się do szukania rudowłosej, nie myśląc nawet o tym, że nie ma pojęcia, gdzie ona jest. - Podobnie jak Lilith - dodała, a Vincent zatrzymał się gwałtownie, odwracając się w stronę dziewczyny, a na jego rękach pojawiło się kilka niewielkich płomieni, na widok których Genevieve mimowolnie zrobiła krok do tyłu.
- Jeśli choćby ją tkniesz..! - czarnowłosy z furią w oczach ruszył w stronę Genevieve, unosząc dłoń i zapalając na niej średniej wielkości płomień. - Jeśli cokolwiek jej zrobisz..!
- To tylko moje środki ostrożności - przerwała mu chłodno blondynka, starając się za wszelką cenę nie okazać swojego strachu, nie mogła jednak powstrzymać głosu od delikatnego drżenia. - Muszę mieć pewność, że wykonasz zadanie, które ci zlecę.
- Najpierw udowodnij, że Ophelii nic nie jest - wymamrotał podejrzliwie ciemnooki, przypominając sobie, że dziewczyna już wcześniej chciała mu dać jakieś zadanie, lecz wtedy był zbyt rozgoryczony i wściekły, by jej wysłuchać. W dodatku chciał się upewnić, że telekinetyczka faktycznie jest bezpieczna, gdyż w przeciwnym przypadku nie wahałby się przed spełnieniem swoich gróźb. Błękitnooka zmarszczyła brwi, wciąż wpatrując się ostrożnie w tlący się płomień, po czym wyciągnęła z kieszeni swoje urządzenie namierzające i pokazała wyświetlacz chłopakowi.
- Czerwona kropka to twoja mała uzdolniona - zaczęła lekko rozdrażnionym tonem, mając świadomość, że kurier wie, że nie przyszłaby na spotkanie z nim bez jakiegoś zabezpieczenia, zwłaszcza po tym, co jej zrobił kilka godzin temu. - Fioletowa kropka obok niej to jej przyjaciel - z konsternacją uniosła brew, widząc, jak czarnowłosy prycha sfrustrowany pod nosem na wieść o innym chłopaku w otoczeniu rudowłosej. - Zielona kropka to Lilith, jest jakieś piętnaście minut drogi od Ophelii - skończyła, chowając urządzenie i zakładając ręce na piersi. - Jeśli za maksymalnie pół godziny nie dostanie ode mnie żadnej wiadomości, chyba wiesz, co się stanie - uśmiechnęła się złowrogo, dostrzegając, jak kurier zaciska pięści i rzuca jej wściekłe spojrzenie, nie mogąc jednak nic zrobić. Musiała przyznać, że na pirokinetyka rzeczywiście trzeba było uważać, jednocześnie nie mogła się powstrzymać od wykorzystywania go do swoich celów, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak ją upokorzył i w przeszłości zniszczył ich bazę. Genevieve nie zamierzała tak po prostu zrezygnować z jego niezaprzeczalnie silnej zdolności, a także doświadczenia, które zdążył już nabyć podczas licznych misji. Poza tym czuła potrzebę odegrania się na nim za zniszczony płaszczyk i oparzenia na ręce, nie zważając na ryzyko, jakie niosło szantażowanie Vincenta,
- Co to za zadanie? - czarnowłosy westchnął ciężko, nie mając zbytnio ochoty na rozmawianie z blondynką dłużej, niż to konieczne, domyślając się, że dziewczyna i tak w końcu zmusi go do wypełnienia misji, a nie chciał dodatkowo narażać telekinetyczki.
- Jutro krótko przed północą do dwóch magazynów ma przyjechać... - zaczęła z zadowoleniem, widząc, że kurier jej uległ, ale zmarszczyła gwałtownie brwi, kiedy chłopak uciszył ją ruchem dłoni, gasząc płomień ku uldze błękitnookiej.
- Mam rozwalić dwa magazyny, tak? - podsumował znudzonym tonem, nie przejmując się nigdy szczegółami, na co Genevieve z delikatną irytacją pokiwała głowę, urażona tym, że ciemnooki tak nieuprzejmie jej przerwał. - Jak sądzę, nie pozwolisz mi się spotkać z Ophelią, dopóki tego nie zrobię? - uniósł brew z frustracją, a blondynka ponownie kiwnęła głową, tym razem z jadowitym uśmieszkiem. - Zajebiście, po prostu, kurwa, zajebiście - mamrotał do siebie gniewnie pirokinetyk, przeczesując włosy i spoglądając chłodno na wyraźnie zadowoloną z siebie dziewczynę, która najwidoczniej uznała, że dopięła swego.
- To nie powinno być trudne zadanie - rzekła spokojnie błękitnooka, sięgając do kieszeni po karteczkę i podając ją kurierowi, który dokładnie zapamiętał położenie magazynów, po czym bez wahania spalił kawałek papieru, strzepując z koszulki spalone resztki. - Kiedy już je wykonasz, będziesz miał szansę na... - zamilkła gwałtownie, gdy Vincent szybkim ruchem złapał ją za nadgarstek, za ten sam, który wcześniej poparzył swoją zdolnością, wpatrując się beznamiętne w oczy Genevieve.
- Zapamiętaj sobie, to ostatni raz, kiedy cokolwiek dla ciebie robię - powiedział cicho, zwiększając uścisk na jej ręce i nie zwracając uwagi na jej stłumiony jęk bólu. - Już nigdy więcej mnie nie wykorzystasz, zrozumiano? - warknął, łapiąc za drugi nadgarstek dziewczyny i rzucając jej pogardliwe spojrzenie. Miał już dość tego, jak Genevieve używała jego relacji z telekinetyczką według własnego upodobania, nie zważając na ich umowę i co chwila używając bezpieczeństwa Ophelii do szantażowania czarnowłosego. W dodatku zmuszała go do rzeczy, których dawno temu obiecał sobie już nigdy więcej nie robić, ale przez jej brudne intrygi na nowo musiał zacząć używać swojej zdolności do niszczenia i demolowania. Znał blondynkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nawet pomimo ich rzekomego porozumienia, telekinetyczka i tak jest w niebezpieczeństwie, a porwanie jej do bazy jest tylko kwestią czasu, na którą on sam nie miał większego wpływu. Ten fakt potwornie go denerwował, gdyż w każdej sytuacji to błękitnooka miała przewagę, ponieważ dopóki Ophelia jest na wolności, może grozić uprowadzeniem jej, a kiedy już zostanie sprowadzona do bazy, Genevieve będzie miała nad nią jeszcze większą kontrolę, poza tym wówczas zniszczenie jej małego królestwa nie będzie wchodziło w grę, biorąc pod uwagę obecność rudowłosej. Vincent zmarszczył brwi, dochodząc do wniosku, że jego umowa o zapewnieniu bezpieczeństwa telekinetyczce nie miała większego sensu, bo blondynka i tak czerpała z tego najwięcej korzyści, do woli wykorzystując słabość chłopaka i manipulując Ophelią, chcąc nastawić ją przeciwko czarnowłosemu.
- Puść mnie - rzekła ostrzegawczo błękitnooka, mrużąc oczy i wpatrując się chłodno w kuriera, nie zamierzając dać się zastraszyć. - To ja zdecyduję, kiedy przestaniesz być dla mnie użyteczny - dodała, wyrywając swoje nadgarstki z jego uścisku i cofając się kilka kroków, rzucając mu gniewne spojrzenie. Ciemnooki prychnął cicho, czując wzbierającą złość i ponownie zbliżając się do dziewczyny, rozpalając na rękach płomienie.
- Nie przyszło ci do głowy, że grożenie takiemu potworowi jak ja może skończyć się dla ciebie tragicznie? - spytał z jadowitym uśmieszkiem, jednocześnie wpatrując się w nią śmiertelnie poważnie. Przez dłuższą chwilę oboje mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Genevieve westchnęła ciężko i przymknęła powieki, pocierając bolące skronie, na co Vincent zamrugał trochę zdziwiony, spodziewając się raczej, że blondynka będzie ciągnąć ten psychologiczny pojedynek jak najdłużej, albo przynajmniej rzuci jakąś kąśliwą uwagę.
- Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo, droga wolna - wymamrotała zmęczonym głosem, ponownie opierając się o ścianę i unikając wzroku chłopaka. - I tak nie mam z tobą żadnych szans - dodała, przygryzając wargę i szukając w kieszeni ostatniej paczki swoich leków przeciwbólowych.
- Wszystko z tobą w porządku..? - ciemnooki uniósł brew z delikatną dezorientacją, gasząc płomienie na rękach i spoglądając na dziewczynę z konsternacją, mimowolnie trochę się o nią niepokojąc.
- Arthur i reszta poradzą sobie beze mnie - mamrotała dalej błękitnooka, ignorując jego słowa i uśmiechając się gorzko, po czym z ulgą wyciągnęła pudełko z tabletkami. - Ktoś inny może mnie łatwo zastąpić - bez wahania wysypała na dłoń kilka pastylek, biorąc je szybko do ust i połykając.
- Ile ty tego bierzesz?! - Vincent błyskawicznie zabrał jej z dłoni paczkę z lekami, widząc, że Genevieve zamierza wziąć ich więcej, na co ta w końcu spojrzała na niego z furią, próbując odebrać swoje tabletki, ale zachwiała się i prawie upadła, w ostatniej chwili przytrzymując się ramienia czarnowłosego. - Nie mam pojęcia, w co ty teraz pogrywasz, ale zgoda, wygrałaś - rzekł zrezygnowanym tonem, pomagając blondynce się wyprostować i przypatrując się jej uważnie. - Zniszczę te magazyny i dopiero po tym spotkam się z Ophelią.
- Nie dotykaj mnie - prychnęła dziewczyna słabym głosem, odtrącając jego rękę i mrużąc oczy.
- Sama mnie dotknęłaś - kurier uniósł brew z frustracją, lecz powstrzymał się od dalszych komentarzy, jedynie wzdychając ciężko. Zmarszczył brwi, wyraźnie widząc, że błękitnooka jest podejrzanie słaba, co trochę go zdziwiło, gdyż Genevieve nigdy nie pokazałaby własnej słabości, zwłaszcza przed nim. Utwierdziło go to w przekonaniu, że z blondynką dzieje się coś złego, a najwidoczniej ona sama nie dbała o to, być może nawet nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, co jedynie pogarszało sprawę. Chłopak ścisnął w dłoni opakowanie z lekami przeciwbólowymi, myśląc intensywnie, po czym prychnął cicho, zakładając ręce na piersi. - Słuchaj, szczerze nienawidzę cię z całego serca - zaczął poważnie, spoglądając na nią z zamyśleniem.
- I nawzajem - mruknęła chłodno błękitnooka, unosząc brew z konsternację, nie mając pojęcia, do czego zmierza pirokinetyk.
- Ale jesteś jedną z niewielu osób, które mogą coś zmienić w życiu uzdolnionych - przyznał niechętnie, odwracając wzrok i niezręcznie drapiąc się po karku, podczas gdy dziewczyna zamrugała zdezorientowana, zastanawiając się, czy przypadkiem jej leki nie były przeterminowane. Spojrzała podejrzliwe na czarnowłosego, starając się rozgryźć jego dziwne sztuczki, ale z frustracją doszła do wniosku, że nie jest w stanie przejrzeć jego chytrego planu.
- Co ty kombinujesz? - spytała ostrożnie, mrużąc oczy, na co Vincent skrzywił się z niezadowoleniem, przeczesując włosy.
- Próbuję być miły, dobra? - wymamrotał zrezygnowany, nie wierząc, że naprawdę to robi - Nie utrudniaj mi tego.
- Nie podoba mi się to - mruknęła Genevieve, ostrożnie robiąc krok w tył i wpatrując się nieufnie w chłopaka.
- Chcę tylko powiedzieć - zignorował jej słowa, czując coraz większą niezręczność i ochotę na natychmiastowe opuszczenie budynku - że nawet jeśli jesteś wredną jedzą - blondynka zmrużyła gniewnie oczy, zakładając ręce na piersi i prychając z urazą - to na swój własny, pokręcony sposób, próbujesz ochronić uzdolnionych - rzekł cicho, zaczynając powoli żałować, że to powiedział, ponieważ dziewczyna zamarła w miejscu, otwierając szeroko oczy i mrugając intensywnie, a chwila ciszy przedłużała się niemiłosiernie.
- Co masz na myśli? - spytała w końcu błękitnooka, ponownie zakładając ręce na piersi i unosząc brew z niezrozumieniem.
- Głównie to, że powinnaś odpocząć - mruknął, wspominając, jak Genevieve prawie się przewróciła i z trudem utrzymywała równowagę. - I że musisz ograniczyć ten szajs - dodał, oddając jej z wahaniem opakowanie tabletek, które blondynka podejrzliwie schowała do kieszeni. - Nie skopiesz dupy swojemu staremu w takim stanie - rzekł stanowczo, a dziewczyna odwróciła głowę, przygryzając wargę. Zerknęła niepewnie na ciemnookiego, nie spodziewając się po nim czegoś takiego, po czym prychnęła i nieznacznie się do niego zbliżyła, nadal zachowując wzmożoną czujność.
- Nie skrzywdzę Ophelii, ale chyba sam rozumiesz, że sytuacja staje się coraz gorsza - powiedziała, mając nadzieję, że nie rozzłości tym Vincenta, tylko sprawi, że w końcu przyzna, że telekinetyczka będzie najbezpieczniejsza w jej bazie. - A jeśli również ciebie wykryją...
- Mną się nie przejmuj - przerwał jej czarnowłosy, przenosząc wzrok na spalony fragment rękawa Genevieve. - Liczy się tylko Ophelia - rzekł spokojnie, pocierając kciukiem blizny na dłoni. - Ona zasługuje na to, żeby mieć wybór - dodał z powagą, spoglądając beznamiętne na blondynkę, która zmarszczyła brwi, ale po chwili kiwnęła głową, rozumiejąc o co mu chodzi. Sama nie miała ochoty na przesadne utrudnianie sobie życia przez nagłe porywanie rudowłosej wbrew jej woli, gdyż to by jedynie zerwało delikatną nić porozumienia, którą udało się jej nawiązać przy rozmowie z telekinetyczką.
- Trzymaj - mruknęła, wciskając w jego dłoń urządzenie namierzające i unikając jego wzroku, mając wrażenie, że nie powinna tego robić. - Będziesz miał pewność, że Ophelia jest na wolności, a po misji łatwiej będzie ci ją znaleźć - dodała, widząc, że pirokinetyk nie do końca rozumie, dlaczego błękitnooka mu to dała, choć chyba bardziej był zdziwiony samym faktem, że cokolwiek od niej dostał i to najwyraźniej z przysłowiowej dobroci serca. - Oczywiście masz mi to później oddać.
- Dzięki - odparł niepewnie ciemnooki, spoglądając na wyświetlacz. - Fioletowa kropka to jej przyjaciel ze zdolnością? - spytał z ciekawości, widząc, że rudowłosa idzie z nim już od dłuższego czasu.
- Nie, to ten drugi - rzekła spokojnie, jednocześnie zakładając ręce na piersi i mając nadzieję, że Vincent nie będzie dociekał, gdzie jest białowłosy.
- Tu są tylko cztery kropki - zauważył kurier, spoglądając na Genevieve i domyślając się, że dziewczyna specjalnie ustawiła tak urządzenie, aby przypadkiem nie widział na mapce zbyt wiele. Wzruszył ramionami, nie przejmując się innymi uzdolnionymi, po czym schował niespodziewany prezent do kieszeni, wzdychając ciężko i żałując, że nie udało mu się spotkać Ophelii. Stwierdził jednak, że dzięki temu ma dodatkowy dzień na dokładne obmyślenie swoich przeprosin i wyjaśnień, poza tym wolał nie ryzykować niepotrzebnie jej bezpieczeństwa, nawet jeśli przez tę nieplanowaną zwłokę telekinetyczka będzie na niego jeszcze bardziej zła.
- Znasz już wszystkie szczegóły - mruknęła blondynka, nie chcąc ciągnąć tematu migających kropek i czując potrzebę szybkiego powrotu do domu, a następnie podała chłopakowi małe, czarne pudełeczko z słuchawką w środku, aby podczas jego misji ktoś mógł monitorować jej przebieg. Pirokinetyk schował przedmiot, wiedząc, co się w nim znajduje, gdyż wielokrotnie z niego korzystał, po czym przeczesał włosy, ostatni raz zerkając na drzwi do mieszkania Ophelii.
- To ostatnia misja, jaką dla ciebie wykonuję - rzekł, przez kilka chwil mierząc się wzrokiem z błękitnooką, której wyraźnie nie spodobały się jego słowa, lecz nie skomentowała tego w żaden sposób. W końcu Vincent uśmiechnął się cierpko i odwrócił od niej, zaczynając iść w kierunku schodów. - Naprawdę kiepsko wyglądasz, idź spać czy coś - mruknął jeszcze, machając do niej zza pleców, na co Genevieve uniosła brew z konsternacją, zastanawiając się, czy kłótnia z Ophelią przypadkiem zbyt mocno nie odbiła się na jego psychice.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz