108

32 3 0
                                    

Leo wpatrywał się z niechęcią w szarego kocura, który ukradł mu chłopaka. Przeniósł wzrok na swojego chłopaka, który pozostawił go dla pierwszego lepszego szarego kocura, po czym westchnął ciężko, zastanawiając się, co ma szary kocur, czego nie ma on.
- Jak nie Ginny, to ten śmierdziel - wymamrotał cierpko, z rezygnacją sięgając po leżące na podłodze spodnie, i z jeszcze większą rezygnacją wstał z łóżka, żałując, że Melody ma klucz dostępu do wszystkich pomieszczeń. Byli bardzo sobą zajęci, aż nagle czarnowłosa ni stąd ni zowąd otworzyła drzwi, wrzuciła kota do ich pokoju, i bez słowa znów je zamknęła. Punk nie miał nawet szansy zareagować, bo Oli wręcz błyskawicznie wyplątał się z jego uścisku, zeskakując z łóżka, i podniósł kocura z podłogi, zachwycając się jego puchatym futerkiem.
- Leo! Leo! Słyszysz, jak mruczy? - rozczulony białowłosy drapał za uszkami zwierzaka, trzymając go jak nowonarodzone niemowlę, i zielonooki mógłby przysiąc, że w tym momencie Brzydal wrednie pokazał mu język.
- Przynajmniej imię ma trafione - mruknął sfrustrowany, rzucając kocurowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie lubił zgadzać się z Genevieve, ale zdecydowanie zgadzał się z jej wyborem imienia dla tego pomiotu Belzebuba.
- Leoś po prostu jest zazdrosny, bo on nie ma takiego zdrowego, bujnego futerka - powiedział Oleander do Brzydala, miziając go po brzuszku, na co Roberts zamrugał zdumiony, nie spodziewając się po nim takiej wrednej zagrywki. W końcu doskonale wiedział, że włosy były jego słabym punktem.
- Naprawdę nie sądziłem, że z ciebie taki kociarz - westchnął ciężko z żalem, nie rozumiejąc, jak ludzie mogą się tak zachwycać takimi narcystycznymi potworami. - Oby Ginny szybko wróciła - wymamrotał cierpko, pamiętając, że Brzydal zapalał do niej jakąś dziwną sympatią i się do niej przykleił.

Genevieve zaklęła głośno i wściekle rzuciła poduszką w Zacka, który śmiał się z niej złośliwie.
- Jeszcze raz! - wymamrotała sfrustrowana, wydymając policzki, i odłożyła pada, żeby związać włosy w koński ogon. Żarty się skończyły. Nie może dopuścić do tego, by chłopak po raz osiemnasty ją pokonał.
- Na pewno masz ochotę na następną porażkę? - spytał z zadowolonym uśmieszkiem rudowłosy, unosząc brew, po czym zachichotał cicho i rozpoczął kolejną rundę. Obserwowanie takiej zagniewanej i zdeterminowanej blondynki było świetną rozrywką, zwłaszcza że szło jej całkiem dobrze w Mortal Kombat. Ale nie na tyle dobrze, by go pokonać.
- Tym razem to ja wygram! - mruknęła zdesperowana, przybliżając się bliżej telewizora dla lepszego skupienia. I żeby nie dekoncentrował jej złośliwy uśmieszek Zachary'ego.
- Przekonamy się - rzekł szarooki, spoglądając na dziewczynę, i mimowolnie uśmiechnął się delikatnie. Mina mu jednak zrzędła, gdy zorientował się, jaki niecny plan ma uzdolniona. - Ej..! Zasłaniasz mi cały ekran!

Rosales z zamyśleniem obracał w dłoni do połowy pustą szklankę z brandy, wpatrując się w rozciągającą się z okna panoramę miasta. Uniósł szklankę i upił spory łyk, po czym skrzywił się lekko, gdyż nie przepadał za brandy. Ale na jego nieszczęście to był jedyny alkohol, jaki mu pozostał. Jakby już i tak nie miał dość zmartwień.
- Panie Rosales? - Eveline spróbowała zwrócić jego uwagę, lecz mężczyzna zbytnio zatonął we własnych depresyjnych myślach, by ją usłyszeć. - Panie Rosales? - powtórzyła trochę głośniej, jednak ponownie bez rezultatu. - Ostała się ostatnia butelka burbonu.
- Gdzie? - Marcus błyskawicznie odwrócił się w jej stronę, spoglądając na kobietę z nadzieją, na co sekretarka jedynie westchnęła ciężko, nawet nie mając siły tego skomentować.
- Nigdzie, panie Rosales - mruknęła, przewracając oczami na widok obrażonej miny swojego szefa. - Wszystko gotowe - powiedziała po chwili, skinięciem głowy wskazując na stos pudeł nieopodal drzwi. Mężczyzna spojrzał w tamtym kierunku i westchnął ciężko, a potem ponownie uniósł szklankę do ust i dokończył brandy w jednym łyku.
- Dziękuję, Eveline - odparł, poklepując ją delikatnie po ramieniu i uśmiechając się odrobinę cierpko. Nadal do końca do niego nie dotarło, że dla niego to naprawdę koniec. Podszedł do pustego teraz biurka, które już do niego nie należało, i z pewną nostalgią przejechał dłonią po drewnianym blacie.
- Naprawdę pan odchodzi? - spytała kobieta z wahaniem, nie dowierzając, że Rosales faktycznie ma zostać zastąpiony. I to przez Sasakiego.
- Stary człowiek potrzebuje odpoczynku - rzekł na jej pytanie, mimowolnie marszcząc brwi. Szczerze mówiąc, i tak udało mu się długo utrzymać na tym stanowisku, biorąc pod uwagę, że dość skutecznie sabotował dalszy rozwój eksperymentu. Zastanawiał się, czy gdyby nie pojawienie się Sasakiego, to czy zarząd pozostawiłby władzę w jego rękach jeszcze przynajmniej przez jakiś czas. I tak był szczerze zdziwiony, że Liao jedynie wysyłał go na przymusową emeryturę, zamiast usunąć go w mniej... humanitarny sposób.
- Ma pan ledwo pięćdziesiąt lat... - wymamrotała skonsternowana sekretarka, unosząc brew.
- O dwadzieścia za dużo - odparł na to zaczepnie i uniósł lekko kącik ust, słysząc sfrustrowane prychnięcie Eveline. Mimo woli zerknął na miejsce na biurku, na którym zawsze stało zdjęcie jego ukochanej żony, doskonale pamiętając każdy szczegół jej wyglądu. Uśmiechnął się smutno i odruchowo potarł kciukiem obrączkę na swoim palcu, po czym odetchnął głęboko, odwracając się do brązowowłosej. - Rozmawiałem z Sasakim, chce cię zatrzymać na stanowisku - powiedział, spoglądając na nią pokrzepiającym spojrzeniem, na co Eveline odetchnęła głęboko z ulgą, bo ostatnio dzieliła się z szefem swoimi obawami o utracie pracy. Może i miała wrażenie, że to lekka zdrada Rosalesa, jednak mimo wszystko lubiła swój obecny standard życia. - Na piątek wszystko gotowe? - spytał jeszcze dla pewności, z zamyśleniem spoglądając na swoją obrączkę.
- Tak, wylot za dwa dni zaplanowany na 14.30, pan Hellström serdecznie zaprasza - potwierdziła kobieta, kiwając głową i wspominając miłego, starszego miliardera. Czasem się zastanawiała, jak Marcusowi udało się zaprzyjaźnić z takim wpływowym człowiekiem, który teraz zapraszał go do swojej letniej posiadłości na Malediwach na małe wakacje, jak to ujął sam Hellström.
- Świetnie - obrócił się znów do biurka i odłożył pustą szklankę na blat. Nie miał powodu, by nie ufać Bernardowi, jednak mimowolnie odczuwał duży niepokój związany z powodzeniem tego planu. Wystarczająco dużo stresu dostarczała sama niepewność, jak przebiegnie spotkanie z córką, właściwie pierwsze spotkanie z córką, a musiał jeszcze zadbać o to, by zarząd i Sasaki nie mieli podstaw, by sądzić, że Rosales pozostał w mieście, zamiast leżakować na Malediwach. - Eveline, mam jeszcze jedną sprawę - rzekł po chwili namysłu, wodząc wzrokiem po gabinecie. - Chcę się pożegnać z uzdolnionymi.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz