75

19 3 72
                                    

Dziewiątka po raz kolejny obejrzał się za siebie, krzywiąc się po chwili z frustracją przez to, że nie był w stanie pozbyć się uciążliwego poczucia, że ktoś go śledzi. Westchnął ciężko i poprawił kaptur, zauważając kątem oka niewielką wnękę między budynkami. Rozejrzał się dookoła, po czym skręcił w zaułek, opierając się o ścianę i ponownie wzdychając. Zdjął kaptur, czując spływającą po szyi strużkę potu, która zdradzała, jak bardzo był roztrzęsiony i zaniepokojony. Zadrżał delikatnie z zimna, z niezadowoleniem spoglądając w górę i dostrzegając zbierające się ciemne chmury. Z żalem wspomniał ciepły dom Oliego i jedzenie zrobione przez Leo, starając się nawet nie myśleć o Jacksonie, który z całą pewnością nakrzyczałby na niego za to, że uciekł bez żadnego słowa wyjaśnienia. Zachichotał gorzko, widząc już w głowie, jak czarnowłosy gniewnie marszczy brwi, choć równocześnie poczuł delikatne ukłucie, domyślając się, jak zawiedziony będzie niebieskooki, kiedy odkryje, że go nie ma. Włożył dłoń do kieszeni, odnajdując palcami długopis, trochę drobniaków i trzy cukierki, przygryzając niepewnie wargę i modląc się w duchu, by w miarę szybko udało mu się natknąć na jakikolwiek ślad Trójki i innych uciekinierów. Ostatni raz westchnął ciężko, a następnie założył kaptur na głowę i wyszedł z wnęki, mimowolnie odwracając się w kierunku domu białowłosego. Nie chciał opuszczać Jacksona, jednak po tym, co się stało, dotarło do niego, że nie może się do nikogo przywiązywać, bo w ten sposób tylko krzywdziłby ważne dla siebie osoby. Już i tak zostawił za sobą Dwójkę i Siódemkę, a wolał nie zastanawiać się, w jakie niebezpieczeństwo mogli przez niego wpaść. W dodatku nierozważnie prawie doprowadził do śmierci chłopaka, który wyciągnął do niego pomocną dłoń, dlatego teraz obiecał sobie, że nie będzie narażał już nikogo więcej. Odwrócił się i ruszył przed siebie, prychając z frustracją i żałując, że nie ma przy sobie kolczyka z lokalizatorem, który Melody dała jego drużynie. Westchnął cicho, jeszcze bardziej naciągając kaptur na głowę, jednak nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki. Zamrugał lekko spanikowany, orientując się, że ktoś biegnie w jego kierunku, gwałtownie odskoczył od wnęki, unosząc ręce i zaciskając dłonie w pięści, gotowy do walki. Zmrużył oczy, gdy człowiek się zbliżył, w kiepskim świetle latarni na początku zdołał dojrzeć jedynie to, że ten ktoś jest wysoki i dość barczysty, lecz moment później brązowowłosy rozpoznał w biegnącym Leo, starego przyjaciela Jacksona. W pierwszym odruchu odetchnął cicho z ulgą, ale po chwili znów się spiął, domyślając się, że punk zamierza zaciągnąć go do domu. Przygryzł wargę, widząc, że zielonooki wciąż biegnie, coraz bardziej zbliżając się do niego, jednak kiedy chłopak się z nim zrównał, nic się nie stało. Leo po prostu go wyminął, sprawiając wrażenie, że nawet go nie zauważył, na co nieco zdezorientowany Dziewiątka zamrugał, nie wiedząc do końca, co o tym myśleć. Uniósł brew, opuszczając ręce i patrząc na oddalającego się punka, urażony trochę tym, że zielonooki nie próbował sprowadzić go z powrotem. Po kilku minutach wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że to jednak lepiej, że nikt mu nie przeszkadza w ucieczce, po czym zaczął iść przed siebie, ostrożnie rozglądając się na boki.

- Przecież on sobie sam nie poradzi - mamrotał sfrustrowany Jackson, chodząc w kółko po salonie i trzymając dłonie założone na piersi. - Musimy go znaleźć - rzekł stanowczo, przenosząc wzrok na owiniętego kołdrą Oliego, siedzącego na kanapie i z zamyśleniem marszczącego brwi. - Ale nie mamy pojęcia, gdzie ten kretyn mógł pójść, więc szukanie bez żadnego planu też nie jest dobrym rozwiązaniem - mamrotał dalej z niepokojem w głosie, co chwila przygryzając wargę. - I gdzie, do cholery, pobiegł Leo?! - dodał cierpko, czując, że zaczyna powoli panikować.
- Chyba do szpitala - odparł cicho białowłosy, przypominając sobie, że podczas rozmowy telefonicznej punk wypowiedział nazwisko pana Thompsona, lekarza zajmującego się jego mamą.
- Szpitala..? Ah, już rozumiem... - mruknął tylko czarnowłosy, kiwając smętnie głową i domyślając się, dlaczego zielonooki tak gwałtownie wybiegł z domu. - Pani Lucy..? - chciał spytać, jednak uznał, że mały ogrodnik chyba tego nie wie, a poza tym to pytanie najpewniej było zbędne. Westchnął ciężko, przejeżdżając ręką po twarzy i przymykając powieki, od dawna jednak wiedząc, że kiedyś to musiało nadejść. Spojrzał na Oleandra, który raczej nie wyglądał na kogoś, kto zna się na pocieszaniu ludzi, przez co westchnął ponownie, mając świadomość, że jeśli stało się to, o czym myślał, to Leo będzie potrzebował ogromnego wsparcia emocjonalnego. - Słuchaj, kurduplu - zaczął cierpkim tonem, przeszywając chłopaka wzrokiem i unosząc groźnie brew. - Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale obecnie jesteś dla Leo najważniejszą osobą... - zamilkł na krótki moment, przygryzając wargę i odwracając głowę - więc kiedy... on wróci, masz zrobić wszystko, żeby... nie czuł się samotny - powiedział smutnym głosem, przeczesując palcami grzywkę i unikając patrzenia na Oliego. Czuł delikatne ukłucie zazdrości, musząc zaakceptować to, że Roberts zakochał się w kimś innym, nie mógł jednak tak całkowicie go zostawić, choćby bardzo tego chciał.
- Coś złego stało się z panią Lucy, prawda? - spytał białowłosy, owijając się ciaśniej kołdrą i spoglądając na Jacksona z odrobinę niepewnym wyrazem twarzy. - Dla ciebie ona też była ważna, prawda? - czarnowłosy drgnął lekko, zerkając ukradkiem na drugiego chłopaka i marszcząc brwi, nie mając pewności, czy chce kontynuować tę rozmowę. - Ty i Leo... - białowłosy zawahał się na moment, wpatrując się w niebieskookiego z delikatnym zawodem i trochę obawiając się zadać to pytanie, mimowolnie nie chcąc potwierdzić swoich podejrzeń, które miał od jakiegoś czasu. - Co robimy z Theo? - zmienił temat, nie potrafiąc się przemóc, na co Jackson uniósł brew, domyślając się, do czego zmierzał białowłosy. Sam jednak również nie miał najmniejszej ochoty na roztrząsanie tego tematu, więc z ulgą skupił się na sprawie ucieczki piegusa, zwłaszcza mając świadomość, że Theo może wpakować się w duże kłopoty, jeśli go nie znajdą.
- Nie wiem... - mruknął gorzko, siadając na dywanie i wzdychając ciężko, czując okropną bezradność. Szukanie brązowowłosego w tak dużym mieście bez żadnych wskazówek nie miałoby większego sensu, gdyż sami mogliby się zgubić, albo wpaść w jakieś kłopoty, w dodatku Jackson, choć nie chciał tego przyznać przed samym sobą, zaczynał odczuwać coś w rodzaju wątpliwości, a jego zaufanie do Theo bardzo powoli, ale stopniowo się kruszyło. Od zawsze miał problemy z zaufaniem, ciężko mu było się do kogokolwiek przekonać i w ciągu całego życia dopuścił do siebie zaledwie kilka osób, zazwyczaj tego żałując. Z tego powodu mimowolnie, wręcz automatycznie przyszło mu do głowy, że Dziewiątka po prostu go wykorzystał i zostawił, kiedy czarnowłosy przestał być dla niego przydatny. Nie chciał tak myśleć, ani w to wierzyć, ale odruchowo coraz bardziej skupiał się na możliwości, że Theo mógł zwyczajnie go porzucić, zupełnie jak jakiegoś śmiecia. Co prawda znali się dopiero od jakiegoś tygodnia, lecz niebieskooki miał cichą nadzieję, że może jednak Theo okaże się mniej gównianą osobą od reszty, z którą, przy odrobinie szczęścia, mógłby się zaprzyjaźnić. Zwłaszcza po tym, co stało się wieczorem, kiedy brązowooki naprawdę był skłonny się dla niego poświęcić.
- A z Leo..? - spytał Oli, niepokojąc się o punka i nie chcąc, żeby coś mu się stało, biorąc pod uwagę to, jak gwałtownie wybiegł z domu, bez żadnego słowa wyjaśnienia. Zielonooki zwykle się tak nie zachowywał, więc białowłosy wolał mieć go na oku, żeby w razie potrzeby go ochronić. Chętnie pojechałby do szpitala, do którego najpewniej udał się Leo, lecz miał dziwne wrażenie, że nie powinien tego robić. Zerknął na Jacksona, przez krótki moment marszcząc brwi i wpatrując się w chłopaka chłodnym spojrzeniem, po czym westchnął cicho, wstając z kanapy. - Mógłbyś... pojechać do Leo? - poprosił z wahaniem w głosie, częściowo chowając głowę pod kołdrą i dziwnie się czując, jakby trochę zawiedzionym i jednocześnie smutnym, mając przy tym poczucie, że tak będzie najlepiej. Czarnowłosy zamrugał zdumiony, nie odzywając się przez chwilę i jedynie wpatrując w małego ogrodnika z niezrozumieniem. - Chyba... znasz go lepiej ode mnie... i panią Lucy też znałeś, więc... - dukał niepewnie, coraz bardziej chowając się w kołdrze. Niebieskooki w końcu domyślił się, co ma na myśli niższy chłopak, przez co pokiwał głową z pewnym zawahaniem, wciąż dziwiąc się trochę tej niespodziewanej prośbie, jednak po części rozumiejąc, czym kieruje się Oli.
- Jasne... Postaram się sprowadzić tutaj Leo - rzekł z lekkim powątpiewaniem w głosie, spodziewając się, że może to być dość trudne, jeśli zrozpaczony punk uprze się na cokolwiek innego. Westchnął cicho, obawiając się jednocześnie, że przez śmierć mamy Roberts załamie się całkowicie, a wówczas przywrócenie go do względnej normalności mogłoby okazać się właściwie niemożliwe. Wciąż miał cichą nadzieję, że się mylił i tak naprawdę pani Lucy nadal żyje, lecz miał gorzką świadomość tego, że kobieta już od jakiegoś czasu znajdowała się w bardzo złym stanie. - Może po drodze natknę się na Theo... - mruknął, samemu nie wierząc we własne słowa. Westchnął ciężko i chciał skierować się do drzwi wyjściowych, ale poczuł, jak Oli złapał go delikatnie za rąbek koszulki. Spojrzał na niego, unosząc pytająco brew, na co białowłosy puścił go, nie patrząc mu w oczy i owijając się kołdrą jeszcze ciaśniej, jakby nerwowo.
- Ale..! Ale pamiętaj, że..! Leo jest teraz moim chłopakiem..! - wymamrotał niemrawo mały ogrodnik, nieporadnie próbując zabrzmieć groźnie, przez co Jackson zamrugał z konsternacją, po czym parsknął śmiechem na widok zmieszanego Oliego, który wyglądał teraz zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy groził śmiercią jemu i Theo. Gdy skończył chichotać, zmarszczył brwi, zastanawiając się, dlaczego wówczas białowłosy był w stanie tak bardzo ich przerazić samą swoją obecnością, ale teraz przypominał raczej wystraszonego dzieciaka, który próbuje udawać groźnego.
- Jesteś naprawdę dziwny - mruknął tylko z zamyśleniem, wzruszając ramionami i odwracając się na pięcie. Zatrzymał się jednak wpół kroku, przygryzając wargę i spoglądając na chłopaka. - Myślisz, że powinniśmy powiadomić Genevieve o Theo? - spytał niepewnie, czując jednocześnie, że to może być najlepsze rozwiązanie, bo blondynka miałaby z pewnością o wiele większe szanse na znalezienie piegusa.
- Może poczekajmy jeszcze trochę - odparł Oli, nie chcąc podejmować pochopnych decyzji. - Jest środek nocy, może Theo przestraszy się i sam wróci - stwierdził z zamyśleniem, na co niebieskooki prychnął pod nosem z rozbawieniem, domyślając się, że to całkiem możliwe. Oboje w ciszy poszli do drzwi wyjściowych, kiedy Jackson założył buty i położył dłoń na klamce, zerknął na białowłosego, drapiąc się niepewnie po karku, po czym częściowo uchylił drzwi. Chciał coś powiedzieć, jednak nagle coś z zewnątrz uderzyło w drzwi, otwierając je na oścież, a potem przebiegło obok czarnowłosego, prawie go przewracając. Przerażony obejrzał się na krzyczącego panicznie Oliego, ledwo utrzymując się na nogach, a gdy ujrzał, jak wielka bestia powala małego ogrodnika na podłogę, prawie stracił przytomność.
- Kru..! Kruszynka..! Złaź ze mnie..! - Oleander bezskutecznie próbował zepchnąć z siebie sukę, która radośnie i chaotycznie lizała go po twarzy, machając ogonem. - Jackson! Pomocy..!
- Świetnie sobie radzisz! To ja lecę po Leo - powiedział tylko pospiesznie czarnowłosy, uciekając na zewnątrz i zamykając za sobą drzwi.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz