Marcus przyjrzał się raportowi naukowców i zmarszczył brwi z ogromnym skupieniem, próbując zrozumieć przynajmniej część danych zawartych na kartkach, jednak jak zwykle poniósł sromotną porażkę. W ogóle nie ma do tego głowy.
- Wygląda na to, że odkryliśmy prawdopodobny maksymalny czas działania B404 - odezwał się po chwili jeden z naukowców, po spojrzeniu Rosalesa domyślając się, że polityk nic nie rozumie z ich naukowych wywodów. - Ostatni z obiektów, które wyznaczono do tego eksperymentu, zaczął skarżyć się na częste bóle głowy i niewytłumaczalne omdlenia, co jasno wskazuje na to, że w ciągu co najmniej dwóch dni odzyska wspomnienia i wyrwie się spod wpływu zdolności 0-0-4 - rzekł z mimowolnym napięciem w głosie, bo mimo wszystko wolał nie przekonywać się, w jaki sposób zareagowała by uzdolniona o numerze 3-9. W końcu nawet pod wpływem B404 była dość impulsywna i agresywna.
- Rozumiem... - odparł cierpkim tonem Rosales i westchnął ciężko, stukając końcówką długopisu o biurko. - Czyli B404 trzeba będzie podać wszystkim? - bardziej stwierdził niż spytał, choć i tak zmarszczył brwi z pewnym niezadowoleniem. Im więcej uzdolnionych, tym więcej krwi trzeba będzie pobrać od już i tak ledwo żywej 0-0-4. Choć z drugiej strony to chyba nieco mniej okrutne od zaczipowania wszystkich obiektów i uczynienia z nich posłusznych maszyn na każde skinięcie. - Zgoda, podajcie B404 wszystkim z listy w sobotę - zarządził, odkładając raport na stos innych papierów i skinął na dwójkę naukowców, dając znak, by opuścili gabinet.Genevieve przeżywała jeden z najgorszych dni w swoim życiu. Dzisiejszy dzień był chyba nawet gorszy od dnia, w którym Vincent spalił połowę bazy. A na pewno był dla niej tak samo destrukcyjny
Serio, nie mam pojęcia, jak to przerwać
- Wyłaź z mojej głowy, Roberts! - krzyknęła wściekle, zaczynając już powoli panikować z gniewu. Dwie godziny temu ona i Leo zaczęli testować wpływ swoich mocy na siebie nawzajem, a od godziny nieprzerwanie słyszała w swoim umyśle głos punka, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania.
- Powiedz mu, żeby poszedł do kuchni - zaproponował Oli, przyglądając się dziewczynie z ciekawością. - Może to ma ograniczony zasięg - mruknął z zastanowieniem, ignorując mordercze spojrzenie blondynki. Był naprawdę zafascynowy tym niespodziewanym zjawiskiem, zupełnie jakby między umysłami Leo a Genevieve utworzyło się jakieś połączenie, które umożliwiało im wzajemną telepatię.
A teraz?
- Nadal go słyszę... - wymamrotała sfrustrowana, wzdychając ciężko i powoli tracąc nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mogła cieszyć się ciszą.
- Fascynujące... - białowłosy pokiwał głową z zainteresowaniem, zapisując sobie coś w swoim małym notatniku. - Powiedz mu, żeby wrócił... I niech weźmie mi schokobonsy - rzekł, zastanawiając się, czy powinien martwić Genevieve swoimi przemyśleniami, bo według niego to całkiem możliwe, że ich nowe umysłowe połączenie działa w każdej odległości. Tak jak moc błękitnookiej.
- Nie rób ze mnie krótkofalówki - wycedziła wściekle, marszcząc brwi, ale prychnęła pod nosem z rezygnacją, kiedy usłyszała w głowie potwierdzenie od punka, że znalazł cukierki.
- Może powinnaś spróbować znowu wejść mu do umysłu? Może wtedy połączenie się skończy? - zasugerował Oleander, gdyż to wydawało się najbardziej prawdopodobne rozwiązanie. W końcu ten problem zaczął się właśnie od tego.
- Zrobię wszystko, żeby tylko... W lewo, kretynie! Teraz w lewo! - poinstruowała z frustacją Robertsa, który nadal gubił się w bazie.- Szóstka nadal jest w izolatce - mruknął cicho Ósemka, idąc obok Liama i trzymając Marc za rękę. Niebieskowłosy smętnie pokiwał głową, zerkając do tyłu na Jasmine, która szła z opuszczoną głową, nie odzywając się ani razu od wyjścia na korytarz. Zwolnił nieco kroku, żeby się z nią zrównać, i podrapał się niezręcznie po karku, nie wiedząc do końca, czy może w jakiś sposób pocieszyć dziewczynę. Ona i Ósemka najdłużej znali Harley i to oni byli najbardziej wstrząśnięci nagłą informacją o jej śmierci, nawet Marc miało wtedy na twarzy blady przebłysk jakichś emocji, więc on czuł się trochę dziwnie i nie na miejscu, bo nie odczuwał tej żałoby tak mocno, jak oni. W końcu on zadawał się z Harley znacznie krócej.
- Hey, Jasmine... - zaczął niepewnie, spoglądając na nią i wyciągając rękę, żeby dotknąć jej ramienia, jednak dziewczyna tylko odsunęła się od niego, nadal na niego nie patrząc.
- Nie próbuj - mruknęła cierpkim tonem, zakładając ręce na piersi i smętnie wbijając wzrok w podłogę. Liam westchnął tylko ciężko i cofnął rękę, przeczesał dłonią włosy z rezygnacją i skrzywił się mimowolnie, trochę zły na rudowłosą, że nawet nie daje mu szansy, żeby przynajmniej spróbował ją pocieszyć. Od czterech dni tak było, od kiedy dowiedzieli się o śmierci Harley Jasmine całkiem się w sobie zamknęła i zrobiła się jeszcze bardziej drażliwa, niż wcześniej. Nie mógł jej za to winić, ale było mu po prostu przykro patrzeć, jak uzdolniona dusi to w sobie i nie pozwala sobie pomóc. Domyślał się, że jest raczej kiepski w pocieszaniu, ale szczerze wierzył w to, że najbardziej liczą się dobre chęci.
- Ostatni zakręt - odezwał się Ósemka, ściskając mocniej dłoń Marc i mimo woli zwalniając kroku, trochę bojąc się zobaczyć drzwi do zamkniętej teraz kwatery, w której doszło do wypadku. Czarnowłose zauważyło to i puściło rękę swojego chłopaka, żeby objąć go ramieniem i pocałować w czoło, żeby dodać mu odwagi. Dłonią, w której trzymało białą lilię, poprawiło swoje ciemne okulary i popchnęło delikatnie Ósemkę do przodu, mimo wszystko nie chcąc przebywać poza swoim pokojem dłużej, niż to konieczne. Zbliżyli się do końca korytarza, a wówczas jasnowłosy zdziwiony zamrugał, zauważając siedzącego obok drzwi uzdolnionego.
- Wade..? - odezwał się do niego niepewnie, obawiając sie trochę tej rozmowy, bo spodziewał się, że brązowowłosy jest załamany po stracie najbliższej przyjaciółki. Z tej odległości dostrzegł również leżące pod drzwiami kwiaty, słodycze i dwa komiksy, na co poczuł pewne ukłucie w środku, bo po raz kolejny dotarło do niego, że różowowłosa nie żyje.
- Miło was widzieć! - odparł radośnie Wade, przenosząc wzrok na ich czwórkę i uśmiechając się do nich szeroko. Liam spojrzał na niego ze skołowaniem, unosząc brew i mając wrażenie, że chyba się przesłyszał, natomiast Jasmine westchnęła ciężko i częściowo schowała się za niebieskowłosym, nie chcąc patrzeć na Wade'a, rzeczy przy drzwiach i same drzwi. Nie zniesie tego.
- Ciebie... też... - odpowiedział zdezorientowany Ósemka, otwierając szeroko oczy i nie mając pojęcia, jak się zachować. - Długo już tu siedzisz..? - spytał, czując, że nie może dopuścić, by zapadła cisza.
- Parę godzin - odparł beztrosko heterochromik, wzruszając ramionami i na chwilę przenosząc wzrok na drzwi. - Czekam na Harley, idziemy razem do kina - w tym momencie wszyscy poczuli się tak, jakby ktoś wystrzelił in beczkę z prochem tuż przed twarzą. Liam zorientował się za późno, że Jasmine się odwróciła i zaczęła biec wgłąb korytarza, i nie był już w stanie jej zatrzymać, więc bez namysłu ruszył za nią, starając się ją dogonić. Ósemka cofnął się o kilka kroków, odnosząc wrażenie, że zaczyna brakować mu powietrza, i jedynie Marc się nie poruszyło, nie odwracając wzroku od Wade'a. Zrobiło krok w jego stronę i kucnęło, po czym delikatnie i ostrożnie włożyło mu w dłoń białą lilię. Wróciło do jasnowłosego i objęło go ramieniem, popychając nadal zszokowanego chłopaka w kierunku korytarza.
- Pozdrowię od was Harley! - zawołał za nimi Wade, machając do nich ręką, w której trzymał białą lilię.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.