- Oddawaj te ciastka! - krzyknął Leo, zauważając kątem oka lewitujące w powietrzu opakowanie pierniczków w czekoladzie. Ciastka podskoczyły przestraszone i zaczęły uciekać do salonu, ale punk dogonił je i złapał. Ciągnął ciastka w swoją stronę, a one uparcie próbowały się wyrwać. W końcu fioletowowłosy uśmiechnął się cwaniacko i niespodziewanie puścił pierniczki.
- Ej! - krzyknął Oli, upadając na podłogę i stając się widzialnym. - Zrobiłeś to specjalnie! - dodał, gniewnie marszcząc nosek, a Leo w tym momencie zabrał ocalone ciastka i podał mu dłoń, cicho chichocząc. Mały ogrodnik, obrażony okrutnym zachowaniem punka, wstał o własnych siłach, nie korzystając z jego pomocy. Fioletowowłosy wzruszył ramionami, nadal zwycięsko się uśmiechając i zaniósł uratowane przed niechybną zgubą pierniczki do kuchni. Ophelia miała się zjawić już niedługo, a póki co Oli chyba wziął sobie na cel sabotowanie punka, który usilnie starał się przygotować do jej wizyty. Najpierw, ledwo skończył myć podłogę w kuchni, kurdupel wszedł i poślizgnął się na mokrej posadzce, oblewając całą podłogę sokiem pomarańczowym, a kiedy Leo chciał pomóc mu się podnieść, sam się poślizgnął i wylądował koło niego, nabijając sobie siniaka na ramieniu. Potem, magicznym sposobem zniknęły ze stołu w salonie prawie wszystkie ciastka, które upiekł punk, a Oli spał sobie smacznie w pokoju obok, z masą okruszków na poduszce. Korzystając z chwilowej nieobecności białowłosego, chłopak starał się potajemnie zrobić nowe, przy czym trochę poparzył sobie palce o gorącą blachę. Kiedy udało mu się znaleźć paczkę pierniczków, jak na zawołanie pojawił się lekko zaspany Oli, który przy pierwszej lepszej okazji starał się je ukraść. Teraz kurdupel poszedł obrażony do szklarni, więc Leo miał trochę czasu na ogarnięcie salonu. Jednak w momencie, w którym chciał przesunąć delikatnie stół, potknął się o leżące na podłodze książki białowłosego i uderzył nosem o brzeg stołu.
- Oleander! - krzyknął wściekle, trzymając się za bolące miejsce i tracąc już całą cierpliwość i wyrozumiałość. - Do salonu! Ale już!
Kurdupel wszedł po chwili do pomieszczenia, zaciekawiony, ale i lekko strwożony gniewnym tonem głosu przyjaciela.
- Mówiłem ci, że masz pozbierać swoje rzeczy - rzekł do niego Leo, starając się nie wybuchnąć gniewem i odzyskać spokój. Był na tyle zdenerwowany, że nawet przestał czuć bolący nos.
- Boli cię nos? - spytał Oli, podchodząc bliżej i ignorując to, co powiedział punk. Wyjął z kieszonki na ogrodniczkach plasterek, widząc, że owe miejsce jest jedynie trochę czerwone i przykleił go na nos zdziwionego fioletowowłosego, mając nadzieję, że dzięki temu poczuje się lepiej i przestanie tak krzyczeć.
- Weź z podłogi te książki, dobrze? - poprosił punk, dotykając trochę niepewnie plastra w motylki. Oli kiwnął głową i pozbierał rzeczy, prawie się przy tym potykając o zagięty róg dywanu, ale udało mu się je donieść do swojego pokoju. Zrobił się dzisiaj bardzo niezdarny, prawdopodobnie przez wizytę Ophelii, gdyż była to pierwsza osoba od bardzo dawna, która miała go odwiedzić w jego domu. W tej kwestii Leo się nie liczył, ponieważ mały ogrodnik nie uznawał go już za gościa, od kiedy ten zaczął wchodzić do jego domu bez zaproszenia. Właściwie był trochę przejęty wizytą dziewczyny, starał się nie myśleć zbytnio, co by było, gdyby dostał ataku w jej obecności, ale miał nadzieję, że po wczorajszym napadzie przez jakiś czas będzie miał spokój, zwłaszcza, że po tym jak opowiedział punkowi o swojej przeszłości zaczął czuć się inaczej. Miał wrażenie, że czas jakby delikatnie zwolnił, kwiaty stały się jeszcze piękniejsze a oczy Leo bardziej zielone. Sam Oli czuł się lżejszy, dawno już nie był taki zrelaksowany, nawet narzekania fioletowowłosego nie mogły zepsuć jego dobrego nastroju. Przypomniał sobie, jak kiedyś pani Fillies mówiła mu, że jeśli ktoś zamierza złożyć mu wizytę, powinien położyć na stole wazon z kwiatami. Podreptał więc do swojej szklarni, żeby znaleźć roślinkę, która najbardziej spodoba się Ophelii.- Motylki? - prychnął Leo, przyglądając się plasterkowi na swoim nosie. - Serio, Oli?
Żółte i czerwone owady latały sobie po różowej łące, całkowicie ignorując narzekania punka, który mamrotał do siebie cicho. Najchętniej od razu zerwałby plasterek, ale powstrzymywało go przeczucie, że kurduplowi będzie smutno albo znów się na niego obrazi. Westchnął ciężko, wychodząc z łazienki i poszedł do salonu sprawdzić, ile ciastek ocalało przed białowłosym. Kiedy tam dotarł, zaskoczony spojrzał na stół, a potem zrezygnowany złapał się za głowę.
- Oleandrze! - zawołał, a mały ogrodnik chwilę później przekroczył próg pokoju. Chciwie zerknął na leżące na stole pyszności i próbował dyskretnie dostać się do talerza, ale punk, nie musząc nawet czytać jego myśli, by wiedzieć o jego niecnych zamiarach, złapał go za szelki od ogrodniczek, na co Oli zmarszczył nosek.
- Co to ma być? - Leo wskazał wolną dłonią na stojącą na środku stołu doniczkę.
- Dionaea muscipula - odparł białowłosy, starając się pozbyć trzymającej go ręki, ale punk uparcie nie chciał go puścić.
- Skąd ci przyszło do głowy, żeby to tu postawić? - pytał dalej lekko sfrustrowany fioletowowłosy, widząc, że jego przyjaciel bardziej skupia się na jego dłoni na szelkach niż na okazywaniu skruchy za umieszczenie na stole niebezpiecznej rośliny.
- Ophelia mówiła, że lubi muchołówki - rzekł mały ogrodnik, rezygnując z prób uwolnienia szelek i patrząc na nos Leo. Zauważył, że jego gustowny plasterek się lekko odkleił z prawej strony, więc przygładził go nieco palcem, żeby wrócił na swoje miejsce.
- Muchołówek nie kładzie się na stół jako ozdobę przy herbatce - powiedział zrezygnowany punk, widząc, że nie uda mu się tak łatwo pozbyć motylków i po raz kolejny będąc świadkiem życiowego nieogarnięcia Oliego.
- Ale dlaczego? - spytał białowłosy z zaciekawieniem, przekrzywiając głowę i nie rozumiejąc tego, w końcu Dionaea muscipula była bardzo ciekawą rośliną.
- Bo niebezpieczne chwasty nie pasują do ciasteczek z kremem - rzekł poważnie Leo,uważnie obserwując jego reakcję. Przy przekonywaniu Oliego musiał używać argumentów, które do niego przemówią, nieważne, jak bardzo absurdalne by były. A z doświadczenia wiedział, że najlepszą opcją zawsze są słodycze. Tak jak się spodziewał, kurdupel zamyślił się chwilę, analizując to, co usłyszał.
- Ale Ophelia je lubi - powtórzył białowłosy, jednak już trochę mniej pewnym głosem, próbując określić wpływ muchołówek na krem w ciastku.
- Możesz jej później pokazać swoją szklarnię - rzekł punk, czując, że udało mu się osiągnąć swój cel, widząc, jak Oli uśmiecha się promiennie i po chwili kiwa głową, zgadzając się. Podał mu doniczkę, a niski chłopak opuścił z nią salon, tym razem ostrożnie przechodząc nad zagiętym rogiem dywanu. Fioletowowłosy westchnął z ulgą, ciesząc się w duchu, że przynajmniej nie będzie musiał sprzątać ziemi z podłogi, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi.

CZYTASZ
Uzdolnieni
Научная фантастикаPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.