121

7 3 0
                                    

Maya na początku ucieszyła się na widok Melody, z nią w drużynie czułaby się o wiele spokojniejsza, przynajmniej z racji tego, że obecność czarnowłosej przywodziła wspomnienia lepszych dni, lecz mocno się przeliczyła. Szybko się domyśliła, że jej przyjaciółka została zaczipowana, mimo że Melody od zawsze była raczej opanowana i małomówna, to taki chłód i brak emocji zdecydowanie do niej nie pasował. Nie chciała pogrążać się w czarnych myślach, ale coraz bardziej traciła nadzieję, że ich życie się jakoś ułoży. Westchnęła ciężko, sięgnęła po swój kubek z naparem z rumianku, i starała się nie patrzeć w stronę szczeliny w drzwiach do pokoju Marc, które od jakiegoś czasu ją stamtąd obserwowało. Najpierw myślała, że jest w drużynie sama, potem przypadkiem odkryła obecność tej dziwnej zjawy nawiedzającej co jakiś czas kuchnię i zajmującej łazienkę, i szybko doszła do wniosku, że wolałaby jednak nie wiedzieć o istnieniu Marc. Szczerze mówiąc, nawet jeśli niezbyt wierzyła w świat nadprzyrodzony, to zaczynała wierzyć, że czarnowłose naprawdę jest jakimś duchem.

Leo skrzywił się z niezadowoleniem i otworzył oczy, podnosząc się do siadu. Potarł dłonią bolący kark, zmrużył powieki, kiedy zaatakowało go ostre światło wschodzącego słońca, i ziewnął przeciągle, mając wrażenie, że w ogóle nie udało mu się zmrużyć oka.
- Kurwa, zasraniec tego nie przemyślał - wymamrotał cierpko, myśląc o Sasakim, bo gdyby nie Szóstka, która pożyczyła mu swój koc, to spałby na gołej kanapie w pokoju wspólnym. Bardzo niewygodnej gołej kanapie, swoją drogą.

Obudziłeś się w końcu, kanalio?

Dziwna atmosfera krążyła po salonie, powoli zaczynając przytłaczać Zacka, który wodził wzrokiem między Genevieve a białowłosym. Blondynka była wyraźnie podirytowana i wyglądała, jakby za moment miała rzucić to wszystko i zdecydowanym krokiem opuścić pokój, natomiast Oli siedział wyjątkowo sztywno na kanapie i sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał się rozpaść na setki kawałeczków. Rudowłosy miał świadomość, że praktycznie przysłuchuje się prywatnej i dość intymnej rozmowie, jednak czy można mówić o prywatności, gdy Genevieve dosłownie pełni rolę telefonu?
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest... U mnie też w porządku, ale spałem na chujowej kanapie... Tęsknię za tobą okropnie i chciałbym cię mocno przytulić i... - mówiła mało entuzjastycznym głosem dziewczyna, bezmyślnie przekazując słowa Leo, doskonale wiedząc, że jeśli dłużej by się na nich skupiała, to chyba by zwymiotowała.
- Też tęsknię... - powiedział cicho uzdolniony, spoglądając na jakiś punkt przed sobą i sprawiając wrażenie, jakby nie był do końca obecny. Zachary zauważył już na samym początku ich rozmowy, że Oli zachowuje spory dystans i odpowiada raczej zdawkowo, jakby zupełnie nie podzielał ekscytacji drugiej strony. Domyślał się, że wciąż nie całkiem wierzył, że przez Genevieve przemawia do niego prawdziwy Roberts, i nawet to rozumiał, bo było to dość ciężkie do przetrawienia. Na początku telepatycznej transmisji białowłosy zadał kilka pytań, na które jedynie jego chłopak byłby w stanie odpowiedzieć poprawnie, lecz, pomimo samych prawidłowych odpowiedzi ze strony punka, Oleander nadal nie wydawał się do końca przekonany. Adderley-Roy nie mógł mu się dziwić, bo pewnie czułby się tak samo na jego miejscu, ale i tak było mu trochę szkoda niższego chłopaka. W końcu do wczoraj myślał, że jego ukochany nie żyje, a teraz miałby tak po prostu uwierzyć, że cały i zdrowy Leo przemawia do niego ustami Genevieve?
- A wiadomo coś o Ophelii? - wtrącił się student, na co usłyszał, że Leo nie wie jeszcze nic poza tym, że według gościa o imieniu Finny jego siostra i Vincent zostali wcieleni do drużyny z niejakim Liamem i krzywda im się na razie nie dzieje. Rudowłosy nie był zbyt usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, ale znacznie lepsze to niż kompletna niewiedza.

Vincent niezdarnie pokroił ogórka, o mało nie tracąc przy tym palca, i ułożył plasterki na kanapce w kształt koślawego serduszka. Musiał improwizować, bo w lodówce nie znalazł ani kropelki ketchupu, nad czym strasznie ubolewał. Z uśmiechem podał talerz ze swoim dziełem Ophelii, która zamyślona siedziała na kanapie i dopiero teraz ocknęła się z lekkiego transu.
- Dzięki - rzekła z uśmiechem, ale czarnowłosy rozpoznał, że był to wymuszony uśmiech.
- Coś nie tak? - spytał zmartwiony, siadając obok niej, już parę razy zauważając, że jego dziewczynę coś gryzie.
- To nic... Tylko martwię się o Zacka - odparła, kładąc głowę na jego ramieniu, i westchnęła ciężko. Niepokoiła się, co dzieje się z jej bratem, w dodatku czuła pewne wyrzuty sumienia za to, że nie może mu w żaden sposób przekazać, że u niej wszystko jest względnie w porządku, bo wiedziała, że Zachary również na pewno się o nią martwi.
- Jeśli trzyma się Genevieve, to nic mu nie grozi - powiedział pokrzepiająco pirokinetyk, jednocześnie samemu mając pewne obawy. - Może to i wiedźma, ale jakoś dziwnie o wszystkich dba - dodał, sam zdziwiony własnymi słowami. Mimowolnie uśmiechnął się smutno na myśl o blondynce, bo może i ich relacje były burzliwe i pełne niechęci, ale w tych okolicznościach chyba nawet zaczynał za nią tęsknić.
- Chyba trochę zmiękłeś przez te kilka tygodni, co? - mruknęła z lekkim rozbawieniem telekinetyczka, na oślep mietosząc lewy policzek Vincenta, ale sama podzielała odczucia swojego chłopaka. W obecnej chwili jej jedyną opcją było zaufanie Genevieve, że zapewni Zackowi bezpieczeństwo. Frustrowało ją to ogromnie, jednak na razie nie udało jej się wymyślić żadnego sposobu na ucieczkę. - Też masz wrażenie... że coś się stanie? - spytała cicho, podnosząc głowę, by spojrzeć w oczy czarnowłosego, na co Reeves spoważniał od razu i krótko kiwnął głową. Co prawda żyło im się w siedzibie wręcz bajecznie, cały czas spędzali razem, nie musieli za nic płacić, ani niczym się przejmować, nawet Liam jako współlokator był całkiem w porządku... Ale to była tylko otoczka. Oboje przeczuwali, że wkrótce cała ta pozorna sielanka się skończy i Sasaki zatruje im życie. W końcu cały projekt z pewnością nie miał na celu stworzenia uzdolnionych tylko po to, by im się komfortowo żyło w zamknięciu. Doskonale pamiętali dni, które spędzili oddzielnie zamknięci w izolatkach, i mieli świadomość, że coś takiego może ich spotkać ponownie. Albo nawet coś gorszego.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz