Krzycz sobie, krzycz, dzieciaku... Póki krzyczysz, przynajmniej wiemy, że jeszcze cię nie zabiliśmy...
Marc wybudziło się gwałtownie i zerwało z łóżka, po czym bezsilnie upadło na kolana i zwymiotowało na podłogę. Oddychając ciężko, zacisnęło dłonie w pięści i próbowało się uspokoić, jednak po chwili ponownie ogarnęła no fala mdłości. Desperacko zaczęło szeptać w ciemnościach wszystkie znane sobie modlitwy, lecz miało gorzką świadomość, że do tej pory jeszcze żaden Bóg, ani żadna Bogini nie odpowiedzieli na jeno wezwania. Dlatego nie cierpiało spać samotnie. Gdyby był tutaj Finny, to wiedziałby, jak pomóc Marc, a nawet jeśli nie, to sama obecność blondyna odgoniłaby wszystkie koszmary i złe wspomnienia. Zadrżało mimowolnie, ale w końcu było w stanie wstać i usiąść na łóżku. Zorientowało się, że za oknem pada deszcz, więc na moment skupiło się na odgłosach spadających kropel i wiatru, po czym odetchnęło głęboko, normując oddech oraz starając się nie myśleć, co się wydarzyło zaledwie kilka godzin temu. Wcale nie trafiło do nowej drużyny, nadal było samo w kwaterze bez żadnych nowych współlokatorów, a kroki, które słyszało, nie należały do uzdolnionego, tylko do strażnika, który przyszedł po Marc, by zaciągnąć jeno do sali badawczej. Nigdy by nie pomyślało, że koszmar z dzieciństwa znów się powtórzy i będą na niem znów eksperymentować, by ustalić limit jeno zdolności. Choć tym razem naukowcy traktowali Marc dość łagodnie, nie torturując no tak, jak to się działo kiedyś, to i tak strach i stres na nowo odżyły z pełną mocą, sprawiając, że czarnowłose po raz kolejny wewnętrznie błagało o śmierć. Minęła dłuższa chwila, zanim uzdolnione całkiem doszło do siebie, zgarnęło z łóżka swój koc i owinęło się nim jak w kokon, czując mimo woli przytłaczającą pustkę, bo to zawsze Finny no tak owijał w takich momentach. Smętnie zwiesiło głowę i westchnęło ciężko, a potem wstało z łóżka i, nadal owinięte w koc, ruszyło do drzwi, żeby napić się wody. Był środek dnia, więc niedługo Marc powinno coś zjeść, jednak na razie nie czuło głodu. Miało już otworzyć drzwi, lecz zamarło, trzymając za klamkę, bo z wnętrza kwatery dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a potem czyjeś kroki. Przestraszyło się, że to znowu strażnik, ale po kilku pełnych napięcia chwilach kroki ucichły, i nikt nie wszedł do jeno pokoju. Zmarszczyło brwi, nie do końca wiedząc, co to może oznaczać, i przeszło Marc przez myśl, że być może w końcu ktoś został dołączony do jeno drużyny. Jakiś inny uzdolniony, na pewno nie żaden z jeno przyjaciół. Mimowolnie ścisnęło klamkę w dłoni, zastanawiając się, kim może być ta tajemnicza osoba, a następnie odeszło od drzwi i usiadło na podłodze w środku kręgu ochronnego, uznając, że jednak aż tak nie potrzebuje wody. Ale po chwili wstało, przypominając sobie, że powinno wyczyścić podłogę.
Maya usiadła na kanapie, rozglądając się nieufnie po pokoju wspólnym swojej nowej kwatery, z pewnym napięciem czekając, aż pozna nowego współlokatora. Od Sasakiego usłyszała tylko to, że ten ktoś jest raczej problematyczny, więc starała się z góry przygotować na osobę pokroju Robertsa, choć wraz z upływającym czasem jej niepokój nieco zelżał, i później czuła już raczej zniecierpliwienie, niż napięcie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, więc mogła jedynie czekać, ale jak na złość akurat nic się nie działo. Westchnęła więc ciężko, kładąc się już całkowicie na kanapie, uświadamiając sobie, że jest okropnie zmęczona, a tutaj nie ma nikogo, kto by jej przeszkodził w drzemce.
Wściekła Melody wpatrywała się prosto w kamerę, próbując samym spojrzeniem zamordować Sasakiego po drugiego stronie za to, że rozdzielił ją i Mayę.
- Sprowadź ją tutaj z powrotem! Nie możesz niczego jej zrobić! - wycedziła po raz kolejny, mając równocześnie świadomość własnej bezsilności, lecz nie była w stanie tak po prostu zaakceptować działań Shoty. Po części też dlatego, że przez to została sam na sam z Leo, który co godzinę zachowywał się coraz gorzej. - Oddawaj Mayę!
- Myślałem, że mamy działać na chłodno - mruknął pod nosem punk, obserwując dziewczynę z drugiego końca pomieszczenia.
- Mam ci przypomnieć, jak ty działałeś na chłodno? - Melody przez moment zmierzyła go wzrokiem tak lodowatym i morderczym, że Leo aż ciarki przeszły. Uciekł tylko spojrzeniem gdzieś w bok i zamilkł, uznając, że lepiej nie irytować uzdolnionej bardziej niż to konieczne. Zwłaszcza że on faktycznie zbytnio się nie popisał.
- 0-4... Jeśli tak bardzo chcesz do niej dołączyć... to możemy cię wcielić do jej nowej drużyny - odezwał się Sasaki z głośnika, na co czarnowłosa zdziwiła się i zamrugała odrobinę skołowana, bo szczerze mówiąc nie spodziewała się, że jej krzyki i pretensje cokolwiek zdziałają.
- A gdzie jest haczyk? - spytała podejrzliwie, marszcząc brwi, a gdy nie otrzymała odpowiedzi od razu, prychnęła cierpko pod nosem. - Zaczipujecie mnie, prawda?
- Zgadza się - odparł Japończyk, nie próbując tego w żaden sposób ukrywać. - Jakieś obiekcje?
- I tak nie mam wyboru... - wymamrotała, zaciskając dłonie w pięści, lecz doszła do wniosku, że wtedy przynajmniej będzie wiedziała, co dzieje się z Mayą. Nawet jeśli nie będzie do końca świadoma.
- Zgadzasz się? Tak po prostu? - zaskoczony Leo aż wstał z podłogi, patrząc z niedowierzaniem na czarnowłosą. - Mnie też zaczipujecie? - dodał po chwili z trwogą, nie mając najmniejszej ochoty zmieniać się w czyjegoś bezwolnego pionka.
- Póki co nie... Jeszcze i tak nie wiemy, co z tobą zrobić - powiedział nieco cierpkim tonem Shota, przez co Roberts mimowolnie się skrzywił, niezadowolony z tego, że najwyraźniej już zdążył zrazić do siebie większość osób, które poznał w siedzibie.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.