- Twoi rodzice na pewno nie mają nic przeciwko, żebym spała z tobą w jednym pokoju..? - spytała niepewnie Ophelia, przytulając do siebie vincentowego pluszowego Spider-Mana, którego chłopak wcześniej desperacko próbował ukryć w szafie. Do tej pory była przekonana, że wszyscy rodzice są automatycznie zaprogramowani na przeciwdziałanie takim aktom niemoralności, lecz jak widać państwo Reeves są wyjątkiem. Erin nawet własnoręcznie przygotowała materac i pościel, choć wyglądało to raczej jak zwykłe zachowanie pozorów.
- Chyba bardzo liczą na wnuki - mruknął czarnowłosy, wzruszając ramionami i starając się ukradkiem upchnąć do szafy resztę pająkowych maskotek. - Albo i tak wiedzą, że któreś z nas by się wymknęło - dodał, przypominając sobie, że jego rodzice też kiedyś byli młodzi. Chociaż wolał o tym za dużo nie myśleć.
- Genevieve już coś... ustaliła? - spytała z ciekawością, nie wiedząc do końca, jak właściwie blondynka chce załatwić sprawę z rodziną Reeves.
- Podobno tak - odparł, podchodząc do dziewczyny i przytulając się do niej od tyłu, opierając policzek o jej głowę. - Dała mi tylko znać, że będą zadowoleni, a ja mam niczego nie zjebać - mimowolnie prychnął śmiechem, bo tamta wiadomość była tak bardzo w stylu starej, pełnej uporu i władczości Genevieve, że aż się trochę wzruszył, pamiętając w jakim stanie ostatnio znajduje się błękitnooka. - Jutro mają wyjechać - dodał, zastanawiając się, czy uzdolniona naprawdę załatwiła im jakieś rzekome wakacje życia. Jeśli tak, to nie powinno być większego problemu z wygnaniem rodziny w taką podróż, ponieważ Erin od dawna narzekała, że ma ochotę wyjechać gdzieś zagranicę.
- A my? - spytała telekinetyczka, wątpiąc, by wyjechali od razu po rodzinie Vincenta.
- Może jutro, jeszcze nie wiem, zobaczymy, co powie Genevieve - rzekł z zamyśleniem, bo właściwie był ciekawy, czy ludzie od Rosalesa jeszcze tutaj przyjdą. Oboje milczeli przez chwilę, aż w końcu chłopak westchnął ciężko i przygryzł wargę, znów zaczynając myśleć o Nicku. Ophelia to zauważyła i odwróciła się twarzą do niego, unosząc pytająco brew.
- Martwisz się o rodzinę? - spróbowała się domyślić, chociaż po spojrzeniu czarnowłosego zrozumiała, że to nie tylko o to chodzi.- Twój brat... też ma moc..? - powtórzyła ze zdziwieniem Ophelia, wpatrując się w nieco spanikowanego Vincenta, który nerwowo obracał w dłoni szklankę. W pewnym momencie przedmiot wyśliznął mu się z rąk, jednak rudowłosa w ostatniej chwili zatrzymała szklankę w powietrzu swoją zdolnością, ratując ją od rozbicia się na podłodze. - Vincent, spokojnie... Jakoś to ogarniemy - rzekła, starając się zabrzmieć jak najbardziej pokrzepiająco, bo widziała, że chłopak jest roztrzęsiony. I wcale mu się nie dziwiła. Usiadła obok niego na łóżku i przytuliła do siebie, próbując wymyślić, co w tej chwili powiedzieć, ale nie miała pojęcia, jak w takiej sytuacji pocieszyć pirokinetyka.
- Pojawiła się u Nicka rok temu - odezwał się cicho Vincent, opierając się czołem o ramię Ophelii, i westchnął ciężko. Wahał się przed zdradzeniem jej tajemnicy brata, jednak miał świadomość, że dla bezpieczeństwa chłopca powinien powiedzieć o tym przynajmniej rudowłosej, której najbardziej ufał, gdyż dobrze wiedział, że sam nie będzie w stanie zbyt wiele wymyślić. Czuł się całkowicie bezsilny, w dodatku wręcz zmiażdżyły go wyrzuty sumienia, bo nie mógł uwierzyć, że był tak okropnym starszym bratem, że tego nie zauważył. Nicholas męczył się z pirokinezą już od roku, ciemnooki aż zbyt dobrze pamiętał swoje początki, więc tym bardziej czuł do siebie żal o to, że dwunastolatek musiał radzić sobie z tym wszystkim sam.
- I nikt nic nie zauważył? - mimowolnie spytała dziewczyna, unosząc brew, domyślając się, że utrzymanie w ryzach takiej mocy wymaga sporo wysiłku. - To chyba znaczy, że dobrze mu idzie... - rzekła niepewnie, nie wiedząc do końca, czy aby na pewno to dobre słowa na pocieszenie Vincenta w takiej sytuacji.
- Cóż... Idzie mu w sumie lepiej niż mnie - mruknął cierpko, mimo woli unosząc lekko kąciki ust, gdyż Nicholas faktycznie miał lepszą kontrolę nad swoją mocą, niż on w jego wieku. - I jeszcze nie spalił żadnego kolegi... - dodał z nutką goryczy, ale po chwili odchrząknął i podrapał się niezręcznie po karku, unikając wzroku wyraźnie skołowanej Ophelii, która nie miała pojęcia, co ma na to odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że po wszystkim Genevieve wyśle cię na jakąś terapię... - wymamrotała zmartwiona sama do siebie, choć tak naprawdę liczyła na to, że blondynka wyśle na terapię ich wszystkich.
- Nie mów nikomu o Nicku, dobrze? - poprosił czarnowłosy, ignorując jej wcześniejsze słowa o terapii, spoglądając na nią z delikatnym smutkiem.
- Nikomu nie powiem - obiecała, uśmiechając się do niego pokrzepiająco i łapiąc go za dłoń, zastanawiając się mimowolnie, jakim cudem młodszy brat Vincenta również jest uzdolnionym. Do tej pory raczej o tym nie myślała, jednak chyba podświadomie zakładała, że to niemożliwe, by działanie serum wpłynęło również na następne dzieci. Gdyby nie obietnica, pewnie od razu zadzwoniłaby do Oliego z tą sprawą, gdyż jej przyjaciel raczej był najlepszą osobą do rozmyślania nad takimi rzeczami związanymi z serum, choć jednocześnie usilnie starała się nie myśleć o tym, że białowłosy jest dzieckiem kobiety, która stworzyła recepturę tej substancji.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.