Oli wszedł głodny do kuchni z zamiarem znalezienia czegoś do jedzenia. Spojrzał smutno na stojący koło zlewu pusty garnek. Już od prawie czterech dni nie widział Leo, coraz częściej zastanawiał się, dlaczego go nie odwiedził przez tyle czasu. Normalnie powinien przychodzić prawie codziennie i robić Oleandrowi obiad, więc jego nieobecność powoli zaczynała go martwić. Brakowało mu trochę jego dziwnego zachowania i śpiewania w kuchni, pomimo tego, że czasem było to dość irytujące. Punk wprowadził do domu białowłosego specyficzną atmosferę, do której mały ogrodnik zdążył się już przyzwyczaić i nawet ją polubić, więc bez Leo czuł się trochę samotny. Co gorsza, zauważył, że przedłużająca się nieobecność fioletowowłosego zaczęła powoli wpływać także na pogorszenie jego psychiki, ponieważ coraz trudniej mu było powstrzymywać nadejście kolejnych ataków, poza tym uświadomił sobie, że znów rozmyślał nad truciznami i eksperymentowaniem. Bał się odrobinę własnych myśli, miał cichą nadzieję, że być może już na zawsze skończył z zabijaniem innych, nie chciał tego robić, od kiedy dzięki Leo częściowo zrozumiał, że tak nie można. Pamiętał jego zawiedzione spojrzenie, kiedy Oli bez wahania przyznał się do zabicia Lary. Starał się mu później wytłumaczyć, dlaczego nie można zabijać innych i choć dla białowłosego większość jego argumentów nie była zbyt przekonująca, obiecał sobie, że go posłucha. Nie chciał znowu widzieć smutnego punka, ten widok dziwnie działał na Oleandra, który nie wiadomo czemu także robił się smutny. Po tamtej rozmowie, mały ogrodnik naprawdę bardzo sie starał, udało mu się nie zabić żadnej ze swoich uczennic, choć kilka razy poczuł do tego pewien wewnętrzny przymus. Zapanował jednak na czas nad morderczyni myślami, ale wiedział, że póki co były one dość słabe. Miał świadomość, że za każdym kolejnym razem mogą przybierać na sile i obawiał się, że w końcu nie będzie w stanie się im przeciwstawić. Zadrżał delikatnie na myśl o tym, żałując, że znów musi przez to przechodzić. Jednak bardziej niż swoimi możliwymi przyszłymi ofiarami martwił się brakiem wizyt Leo. On wiedział o jego zdolności, a dla białowłosego było to bardzo ważne i dodatkowo go niepokoiło. Co jeśli punk uznał, że Oli tak naprawdę nie istnieje albo że nie chce go już więcej znać? Co jeśli zdradził jego tajemnicę innym? Co jeśli wejdzie pewnego dnia do jego domu i zacznie go nękać przez zdolność Oleandra?
Chłopak złapał się za bolącą głowę, przytłoczony natłokiem myśli. Ledwo mógł oddychać, kolana się pod nim ugięły a blizna pod opaską potwornie zapiekła. Oddychając ciężko, Oli próbował zapanować nad atakiem. Kręciło mu się w głowie, głosy krzyczały w jego głowie a gdy spojrzał przed siebie zobaczył dwie ciemne postaci. Chciał krzyknąć, odgonić je, ale one powoli zbliżały się do niego, wyciągając ręce.
Nie istniejesz... Duch... Odejdź... Zabij... Nie masz prawa żyć... Zabij... Nie ma cię... Duch... Zabij... Nie istniejesz... Zabij... Zabij... Zabij...
Głosy były coraz głośniejsze, zagłuszały wszystko. Jedna z postaci zerwała opaskę na oku Oliego, i w tym momencie blizna zabolała sto razy bardziej. Chłopak starał się krzyczeć, ale przez brak powietrza nie mógł złapać oddechu. Wyczerpany, u kresu sił, poczuł, jak postać zaciska dłonie na jego gardle, a druga z nich zakrywa jego oko, odcinając go od światła. Ogłuszające krzyki rozsadzały mu głowę, ręce na krtani zaciskały się coraz mocniej, blizna piekła żywym ogniem. Nagle jednak, pośród chaosu morderczych i przerażonych głosów, Oli usłyszał coś nowego. Delikatny, ale silny głos, głos, którego nigdy wcześniej nie słyszał podczas ataku. Skupił się na nim z całych sił, ignorując wściekłe okrzyki. Na początku był bardzo cichy, ledwo słyszalny, ale z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, przedzierał się stopniowo przez chaos, tłumiąc inne głosy, aż w końcu białowłosy słyszał tylko ten jeden Głos.
Oli... Oli... Oleander... Hey, uspokój się... Jestem tutaj... Nic ci nie grozi...
Dłonie puściły gardło chłopaka, który w końcu mógł odetchnąć głęboko. Gwałtownie łapiąc powietrze, poczuł, że dłoń, która pozbawiła go wzroku, powoli się odsuwa. Kiedy po kilku chwilach w końcu go puściła, Oli musiał zmrużyć oko od intensywnego światła. Wpatrywał sie w podłogę, dochodząc do siebie, wciąż zbyt słaby i przerażony, by wstać. Gdy podniósł wzrok, odkrył, że ciemne postaci zniknęły, a w oddali stoi inna, jasna jak promień słońca. Wyciągała do niego dłoń, jakby chciała, by chłopak do niej podszedł. Oleander także wyciągnął swoją rękę, ale wtedy doznał silnego bólu głowy i złapał się za skroń, zamykając oko. Gdy ponownie spojrzał w stronę jasnej postaci, już jej nie było. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w to miejsce, czując łzy spływające po policzkach. Nie zwracał jednak na nie uwagi, gdyż próbował zrozumieć, skąd pojawiła się ta nowa postać. Nagle podskoczył gwałtownie, gdyż dzwoniący telefon przerwał jego rozmyślania. Nadal drżąc delikatnie, odebrał, czując wciąż niepokój po ataku.
- Panie Michael? Przepraszam, jeśli przeszkadzam - zaskoczony lekko usłyszał w słuchawce głos jednej ze swoich uczennic z korepetycji - ale mam do pana bardzo ważną sprawę.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.