68

20 3 66
                                    

Melody oparła się plecami o pień drzewa i westchnęła cicho, po czym przyłożyła zapaloną zapałkę do końca papierosa, smętnie przyglądając się, jak zwęglony fragment spada na trawę. Przeniosła wzrok na leżące przy grobie kwiaty, nie mając siły, aby spojrzeć na wyryte na kamieniu imię. Poczuła cierpki zapach tytoniu, tak dobrze jej znanego, że o każdej porze dnia i nocy mogłaby powiedzieć, jakiej marki są te papierosy. Przygryzła wargę, zaciskając powieki i kręcąc głową, wciąż nie będąc w stanie pogodzić się z tym, że Rick zginął.
- Ty cholerny kretynie..! - wymamrotała z bólem, nie potrafiąc już dłużej powstrzymywać łez.

Genevieve wpatrywała się pustym spojrzeniem w płytę nagrobną, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie dzieje.
- Wszyscy... Wszyscy będziemy tęsknić... - rzekł jedynie Arthur słabym głosem, zdejmując z głowy mały, czarny kapelusz i zakrywając nim twarz, zwieszając głowę. Maya drżącymi dłońmi położyła na ziemi kwiaty i pospiesznie się odwróciła, wpatrując się w niebo. Lilith przygryzała wargę, patrząc z żalem i smutkiem na wyryte imię, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Bolała ją śmierć Ricka, tak samo jak bolało ją porwanie Mii, a świadomość, że nie może w tej sprawie wiele zrobić, dodatkowo ją dobijała. Zerknęła na rozstrzęsioną Lilianne, która wyglądała chyba najgorzej z całej ich grupy. Jasnowłosa wpatrywała się w nagrobek z dezorientacją, a także czymś, co przypominało wyrzuty sumienia. Czarnowłosa domyślała się, że niska dziewczyna obwinia się za śmierć blondyna, choć oczywistym było, że nikt nie mógłby wtedy pomóc. Lilith westchnęła ciężko, spoglądając w niebo i zaciskając dłonie w pięści, modląc się w duchu o bezpieczeństwo Mii.
- Nawet nie mogliśmy pogrzebać jego ciała... - mruknął z żalem Arthur, ponownie nakładając kapelusz na głowę. Zakaszlał krótko, a następnie spojrzał smutno na Genevieve, wiedząc, że blondynka jest w zbyt wielkiej rozpaczy, by płakać. Obawiał się, że od teraz, pchana niesłusznymi wyrzutami sumienia i żądzą zemsty, będzie jeszcze bardziej się obciążać i tonąć w przeróżnych zadaniach, które w zamyśle mają odciągać jej myśli od tej tragedii. - Dzieci, musimy już wracać - powiedział przygnębionym tonem, nie chcąc prowokować kolejnego nieszczęścia. Pomimo że to miejsce było neutralnym gruntem, trochę oddalonym od bazy i raczej nie obserwowanym przez Rosalesa, wolał nie ryzykować, zwłaszcza widząc, w jakim stanie jest cała ich szóstka. Maya i Lilith smętnie pokiwały głowami, robiąc krok w stronę mężczyzny, Lilianne drgnęła, a po chwili także poszła za nimi, natomiast Melody i Genevieve nie ruszyły się z miejsca, wpatrując się w grób pustymi spojrzeniami. Czarnowłosa z trudem powstrzymała drżące kąciki ust, mrugała szybko i zaciskała dłonie w pięści, a blondynka oddychała płytko, stojąc nieruchomo.
- Melody, Genevieve, pora wracać do domu - odezwał się Arthur, a wówczas z deszczowych chmur zleciały pierwsze krople deszczu.

Melody przyglądała się strużce dymu, która ulatywała z końca papierosa, nie zwracając uwagi na Lilith, która usiadła obok niej.
- Od pogrzebu minął tydzień - rzekła cicho zielonooka, zerkając na Melody niepewnie. - Nadal boli, mam rację? - mruknęła cierpko, na co druga dziewczyna drgnęła ledwie zauważalnie, odwracając wzrok. Lilith westchnęła ciężko, na chwilę chowając twarz w dłoniach i opierając się o pień drzewa. - Chciałabym... coś z tobą omówić - rzekła, mimowolnie rozglądając się dookoła, a nieco zaaferowana Melody zerknęła na nią, nieświadomie przykładając końcówkę papierosa do ust.

- Panie Roberts, niech pan zdejmie ten kaptur..! - wysyczała gniewnie pani Rerton, starając się złapać za materiał na głowie Leo, jednak ten nie odpuszczał i z całych sił trzymał kaptur naciągnięty na uszy.
- Nie! Nigdy w życiu! - sprzeciwiał się bez wytchnienia, uchylając się od rąk profesorki.
- Leo Kirby Roberts! - oburzyła się pani Rerton, czerwona ze złości kładąc dłonie na biodrach i rzucając studentowi mordercze spojrzenie.
- Tylko nie Kirby! - obruszył się punk, również czerwieniejąc z gniewu. - Co pani przeszkadza mój kaptur?!
- Co panu przeszkadza zdjąć kaptur?! - profesorka potarła bolące skronie, nie mając jednak zamiaru się poddać.
- Zimno mi w uszy! - odparł desperacko zielonooki, marszcząc brwi i spoglądając na kobietę z frustracją. Pani Rerton zamrugała skonsternowana, po czym odetchnęła głęboko, z trudem powstrzymując się od rzucenia w swojego studenta krzesłem.
- Przepraszam... pani profesor..? - odezwała się niepewnie siedząca obok Leo Poppy, podnosząc rękę. - Zajęcia... powinny się już skończyć - rzekła, mając wrażenie, że wściekłe spojrzenie kobiety przepala jej wnętrzności.
- Jak to się skończyły? - wymamrotała sama do siebie, zerkając na zegarek i otwierając ze zdumieniem oczy. - Cały wykład na ciebie zmarnowałam! - krzyknęła na punka, który pokazał jej język i szybko wybiegł z sali, cudem unikając lecącego w jego stronę kubka.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz