Jackson wyszedł ze sklepu, ściskając w dłoniach papierową torebkę z drożdżówką w środku, którą dostał od Samuela. Uśmiechał się delikatnie, cały czerwony na twarzy, jednocześnie czując nieprzyjemne ssanie w żołądku, gdyż od wczoraj nie jadł niczego, poza połową zeschniętej kajzerki, którą udało mu się zabrać z domu rodziców. Skrzywił się sfrustrowany na myśl o tamtej wizycie, pamiętając piskliwy krzyk matki, kiedy ojciec rzucił pustą butelką prosto w przeszkloną szafkę, niszcząc drzwiczki i kilka kieliszków w środku. Chłopak starał się wyrzucić z pamięci świadomość, że owa butelka była wymierzona w niego, a udało mu się jej uniknąć tylko dzięki temu, że ojciec był na tyle pijany, że jego celność spadła praktycznie do zera. Gdy drzwi się zamknęły, czarnowłosy odetchnął głęboko, wyjmując drożdżówkę z torebki i dyskretnie rozglądając się na boki, starając się odszukać wzrokiem charakterystycznego wysokiego chłopaka o niebieskich włosach. Od kiedy przypadkiem natknął się na dziewczynę, której twarzy ani imienia nie był w stanie sobie przypomnieć, czuł dziwny, wewnętrzny przymus, aby śledzić i zbierać informacje o ludziach, których znał nie wiadomo skąd. Na dobrą sprawę stwierdzenie, że ich ,,zna" było bardzo przesadzone, gdyż nie miał pojęcia, kim są ten niebieskowłosy i dwójka jego rzekomych przyjaciół, których nieco trudniej było znaleźć w tłumie, nie znał nawet ich imion, a mimo to miał silne przeczucie, że musi mieć ich na oku. Ugryzł drożdżówkę i aż przymknął powieki z przyjemności, gdy poczuł słodką kruszonkę i lekko kwaśny mus jabłkowy. Przynajmniej od kilku tygodni nie jadł nic słodkiego, biorąc pod uwagę, że czekolada, w której chowane były narkotyki, zazwyczaj była albo przeterminowana, albo twarda jak kamień. Domyślał się, że specjalnie brali najtańszą możliwą czekoladę, aby jak najbardziej ograniczyć koszty.
- Oh, wybacz - niebieskooki poczuł, jak ktoś trąca go ramieniem, po czym zauważył chłopaka mniej więcej swojego wzrostu, który uśmiechnął się do niego przepraszająco, by po krótkiej chwili pospiesznie udać się w kierunku centrum miasta. Jackson przez moment wpatrywał się w brązowe, kręcone włosy, które stopniowo znikały w tłumie innych ludzi, a nagle uświadomił sobie, że ten chłopak był jednym z towarzyszy niebieskowłosego mięśniaka. Przygryzł wargę, mając nadzieję, że reszta jest gdzieś w pobliżu, a następnie odetchnął z delikatną ulgą, dostrzegając drobną blondynkę i wysokiego chłopaka. Zmarszczył brwi, ponownie odwracając głowę w stronę centrum, zastanawiając się, za kim w tym momencie powinien podążyć, doszedł jednak do wniosku, że lepiej będzie pójść za tamtą dwójką, którą w dodatku nadal miał w zasięgu wzroku, przeciwnie do tamtego brązowowłosego chłopaka. Jedząc drożdżówkę, przysiadł na krawężniku, kątem oka bezustannie ich obserwując, jednocześnie upewniając się, że oni nie zwracali na niego większej uwagi. Blondynka złapała niebieskowłosego za dłoń, na co ten wyraźnie się zmieszał i zamrugał zdezorientowany, sprawiając, że Jackson mimowolnie odwrócił się bardziej w ich stronę, chcąc lepiej widzieć tę zapewne dość uroczą scenkę. Zaczął zastanawiać się, czy są parą, jednak zanim doszedł do jakichkolwiek wniosków, dziewczyna zrobiła krok naprzód, ciągnąc za sobą lekko skołowanego niebieskowłosego. Jackson wstał z chodnika, wyrzucając do kosza torebkę po drożdżówcę i z żalem biorąc ostatni kęs, po czym powoli ruszył za nimi, dbając o to, by zachować odpowiedni dystans i nie wyglądać podejrzanie.Leo westchnął ciężko, wpatrując się tępo w sufit i myśląc o tym, jak wielkim chujem się okazał podczas kłótni z Ophelią. Wciąż był zamroczony alkoholem, ale teraz dotarł do etapu, w którym żałował swojego pijaństwa i czuł potrzebę naprawienia każdej głupiej rzeczy, jaką w życiu popełnił. Niezdarnie wytarł z twarzy resztki łez, po czym z trudem uniósł głowę, spoglądając na leżącego na jego klatce piersiowej jeżyka.
- I co my teraz zrobimy, stary? - spytał sfrustrowany, ponownie kładąc głowę na podłodze, a zwierzątko parsknęło cicho, zwijając się w kulkę. - Ophelia jest na mnie wkurwiona, Oliego nadal nie ma, ja jestem pijany - mamrotał do siebie, krzywiąc się z pogardy do swojej osoby i zaciskając powieki. - Kurwa, jakim cudem znaleźliśmy się w takim szambie?! - prychnął z rozgoryczeniem, gwałtownie podnosząc się do siadu i prawie zrzucając z siebie zdezorientowanego jeża, który w ostatniej chwili uczepił się jego koszulki i teraz gniewnie wpatrywał się w punka swoimi czarnymi oczkami. - Kurwa, stary, musimy iść szukać Oleandra - zarządził stanowczo, pozwalając stworzonku wejść na swoją dłoń, a następnie wstał z podłogi, chwiejnym krokiem idąc do drzwi wyjściowych. Zanim jednak zdążył nacisnąć klamkę, podskoczył gwałtownie, prawie upuszczając jeżyka, gdy z tylnej kieszeni jego spodni rozległ się przesadnie głośny początek ,,Hang' Em High". - Nie, nie, nie, tylko nie teraz - wymamrotał błagalnie, widząc na wyświetlaczu nazwisko doktora Thompsona. Wpatrywał się z przerażeniem w telefon, nie mając siły odebrać, aż w końcu jeż postanowił wziąć sprawy w swoje łapki i ugryzł chłopaka w palec, by ten oprzytomniał. Fioletowowłosy jęknął z bólu, rzucając zwierzątku obrażone spojrzenie, a następnie odstawił je na podłogę, drżącą ręką naciskając na zieloną słuchawkę. - Halo..? - poczuł, jak od nerwów jego gardło się zaciska i z trudem był w stanie mówić, a na dźwięk głosu pana Thompsona jeszcze bardziej się zestresował, mając świadomość, że doktor dzwonił do niego tylko w sprawie jego mamy. - Będę... Zaraz... - rozłączył się, przygryzając wargę do krwi i przejeżdżając dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Stan Lucy znów się pogorszył. Szanse na wybudzenie zmalały jeszcze bardziej. Leo uśmiechnął się gorzko, starając się pocieszyć myślą, że przynajmniej jego mama nadal żyje, lecz i tak uronił kilka łez, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.