95

20 3 0
                                    

Harry czekał, aż samolot z państwem Reeves na pokładzie poderwie się do lotu, a gdy już zniknął z pola widzenia, westchnął ciężko i przeczesał dłonią włosy.
- Po co brałeś Sparrowa? - spytała Lilianne, stając obok niego i trzymając na rękach pieska, który zaczynał się wybudzać. Przez całą podróż samochodem grzecznie spał, więc podejrzewała, że Maya dała mu jakiś usypiający specyfik. - Jakoś by wytrzymał te parę godzin w pokoju do naszego powrotu - rzekła, głaszcząc zwierzaka po główce i spoglądając na starszego o dwa lata chłopaka.
- Właśnie o to chodzi, Lilianne - mruknął czarnowłosy, odwracając się w stronę czarnego auta i otwierając bagażnik. - Nie będzie żadnego powrotu - powiedział, wyjmując wypchaną torbę i zarzucając ją sobie na ramię.
- Co..? O czym ty mówisz? - dziewczyna spojrzała na niego z niezrozumieniem, unosząc brew, a gdy domyśliła się, o co chodzi, prawie wypuściła Sparrowa z rąk. - Harry, ty chyba nie mówisz, że... - chłopak podszedł do niej i pocałował ją krótko w usta, po czym położył jej dłoń na ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco, spoglądając w jej szare oczy.
- Wszystko ustaliłem z Genevieve - zaczął, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku cały się trząsł z nerwów i stresu. - Twoje przyjaciółki nie chciały iść z nami - dodał, odrobinę cierpkim tonem, gdyż w obliczu takiego zagrożenia nie potrafił zrozumieć, dlaczego blondynka, Maya i Melody z takim uporem zamierzały dalej ciągnąć tę niebezpieczną grę. Ale on już miał dość bezustannego chowania się i uciekania, a także życia w ciągłym strachu, już nie tylko o samego siebie. Nawet jeśli zachowuje się jak tchórz, to przynajmniej jak odpowiedzialny i rozsądny tchórz. - Uciekamy jak najdalej od tego cholernego miasta, kochanie - rzekł z napięciem, które chciał zatuszować sztucznym uśmiechem, na co jasnowłosa zamrugała zdezorientowana, w jednej chwili myśląc o dziewczynach z bazy, uzdolnionych, którzy ukrywali ją w siedzibie Rosalesa, Scotcie i właściwie wszystkich, których znała. W pierwszym odruchu chciała się sprzeciwić, bo w końcu jak mają bez niej nawiązać ponowny kontakt z Ósemką, lecz zawahała się, uświadamiając sobie, że wtedy u Rosalesa prawie ją złapali, a ona stała się właściwie ciężarem dla tamtych uzdolnionych, ponieważ gdyby ją nakryli, to i oni byliby w dużym niebezpieczeństwie. Przygryzła wargę i spojrzała w oczy Harry'ego, mając świadomość, że to zapewne jedna z najważniejszych decyzji w jej życiu, i po chwili kiwnęła głową. To miasto nie było bezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla uzdolnionych, zwłaszcza dla niej, więc nawet jeśli ktoś kiedyś uzna, że postąpiła egoistycznie, nie będzie miała z tym problemu, gdyż nawet jeśli postąpiła egoistycznie, to w tej sytuacji faktycznie powinna myśleć przede wszystkim o sobie i swoim życiu.
- Uciekamy - zgodziła się z lekkim niepokojem, jednocześnie patrząc na swojego ukochanego z całkowitym zdecydowaniem. Harry tylko uśmiechnął się z delikatną ulgą i pocałował ją czule w czoło, po czym lekko popchnął ją w stronę stojącego niedaleko wynajętego auta, nie chcąc tracić czasu.

- Za godzinę mamy ruszać - rzekł do Ophelii Vincent, odkładając telefon i wzdychając z ulgą, bo najwidoczniej wszystko poszło zgodnie z planem, a jego rodzina już wkrótce bedzie się wygrzewać na jakiejś wyspie dla bogaczy.
- Może do tego czasu w końcu uda ci się mnie pokonać - odparła złośliwie rudowłosa, spoglądając na niego wymownie i zaczynając kolejną rundę w Mortal Combat. Chłopak tylko prychnął z frustracją i przewrócił oczami, a potem zmierzwił wolną dłonią jej włosy, aby kosmyki przesłoniły jej pole widzenia.
- Ja po prostu daję fory mojej dziewczynie - wymamrotał, przenosząc skupiony wzrok na telewizor.

Genevieve zamrugała lekko skołowana, wpatrując się z niedowierzaniem w Oliego, którego jeszcze pięć minut temu miała zamiar wyrzucić ze swojego pokoju.
- Chyba... coś źle usłyszałam... - odezwała się w końcu, przeczesując dłonią włosy i nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. - Możesz powtórzyć?
- Powtarzałem już trzy razy - odparł lekko niezadowolonym głosem białowłosy, marszcząc nosek, bo nie rozumiał, czego konkretnie blondynka nie pojmuje w jego krótkiej wypowiedzi.
- Powtórz jeszcze raz - mruknęła dziewczyna, uznając, że może lepiej usiądzie na krześle, gdyż teraz zaczęła sobie uświadamiać, ile razy spławiała chłopaka i ile razy o mało go nie dźgnęła tępym narzędziem. - Zwłaszcza ten fragment, kiedy mówisz, że twoja mama stworzyła serum na zdolności, a ja mam ci pomóc z wygrzebaniem przepisu na to serum z twoich wspomnień - poprosiła, zapominając o swoim zwyczajowym chłodnym tonie pełnym niechęci do tego małego szkodnika.
- Moja mama stworzyła serum na zdolności, a ty możesz mi pomóc wygrzebać przepis z moich wspomnień - spełnił grzecznie jej prośbę, spoglądając na nią swoją brązowo-czerwoną tęczówką, zastanawiając się mimowolnie, czy Genevieve na pewno jest tak sprytna i inteligentna, jak wszyscy twierdzą. Blondynka wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, próbując przeanalizować sens tego, co powiedział, lecz wciąż miała z tym małe problemy, nawet pomimo tego, że usłyszała to samo już po raz czwarty.
- Naprawdę jesteś synem... Clarissy Gardner? - spytała niepewnie, pamiętając opowieść Theresy, choć bardzo się starała wyrzucić niektóre fragmenty z głowy. Przyjrzała się uważnie uzdolnionemu, a choć nie pamiętała dokładnie wszystkich szczegółów z tamtego zdjęcia, uświadomiła sobie, że faktycznie teraz zauważyła kilka podobieństw między Olim, a kobietą z fotografii.
- Naprawdę - potwierdził, lecz nie przyszło mu to łatwo. Wspomnienia o mamie, zwłaszcza te nieprzyjemne, wciąż były aż zbyt wyraźnie i przyprawiały go o ból głowy, a w najgorszym wypadku mogły wywołać atak, dlatego starał się jakoś mentalnie odgrodzić od myślenia o niej, jednak miał gorzką świadomość, że siłą rzeczy tego nie uniknie.
- A po co chcesz mieć ten przepis? - zapytała z zamyśleniem, opierając policzek na dłoni i lustrując białowłosego wzrokiem, wciąż nie potrafiąc zrozumieć, jakim cudem chłopak w tym samym czasie wyglądał jednocześnie niewinnie i niepokojąco spokojnie, wręcz groźnie. Zupełnie jakby tylko czekał na idealny moment do ataku, aby mieć stuprocentowe szanse na zabicie swojej ofiary.
- Myślę, że oboje wiemy po co - odparł jedynie, bawiąc się guzikiem swojej koszuli flanelowej, którą podkradł z szafy Leo. Błękitnooka uniosła brew, lecz kiwnęła krótko głową, od razu się domyślając, że chodzi o potencjalne zabezpieczenie w przypadku pogorszenia się sytuacji. Przepis na pierwotne serum na zdolności, nawet jeśli ludzie Rosalesa pracowali już nad ulepszonymi wersjami, z pewnością byłby niezłą kartą przetargową, biorąc pod uwagę, że jego naukowcom chyba wciąż nie udało się w pełni odtworzyć starej receptury.
- No tak... - mruknęła w końcu tylko, przypatrując się Oleandrowi i na chwilę przygryzając wargę z zamyśleniem. - Więc chcesz, żebym użyła na tobie swojej mocy? - spytała dla pewności, a gdy chłopak przytaknął, zmarszczyła brwi z pewną frustacją. - Ale pamiętasz, co się stało, gdy poprzednio próbowałam ci wejść do umysłu? - zapytała z wahaniem, stukając paznokciem o blat stołu i unosząc podejrzliwie brew, zastanawiając się mimowolnie, czy to nie jakaś próba zamachu na jej życie, a przynajmniej przytomność. Właściwie spodziewałaby się tego po tym dziwnym jednookim knypku, ale z drugiej strony spodziewałaby się też, że nie zrobiłby czegoś, co by ewentualnie mogło zaszkodzić ich obecnej sytuacji. Oli skrzywił się nieświadomie, bo na chwilę w jego głowie pojawiły się wspomnienia z Rickiem i potem z blondynką, które raczej nie były przyjemne.
- Pamiętam, że oboje straciliśmy przytomność - odparł zgodnie z prawdą, gdyż szczerze mówiąc nie pamiętał dokładnie wszystkiego, co się wtedy wydarzyło. Prawdopodobnie przez to, że najpewniej był wówczas na skraju ataku, o ile już go wtedy nie miał, kiedy Genevieve weszła do tamtego pokoju. - I pamiętam, że zabolało - dodał z niezadowoleniem, spoglądając na nią z lekką urazą.
- Ja też nie wspominam tego najlepiej - wycedziła cierpko, patrząc na niego nieprzychylnie, po czym prychnęła pod nosem, jakby starając się w ten sposób uwolnić całą swoją frustrację. - Przez ciebie Vincent i Ophelia o mało nie zginęli - rzekła gorzkim tonem, wciąż odczuwając wyrzuty sumienia za to, że podczas ataku w magazynie ona leżała nieprzytomna.
- To nie ja wysadziłem tamten budynek - odparł beznamiętnie białowłosy, nieświadomie zaciskając dłoń na swojej koszuli. Nie rozumiał, dlaczego Genevieve twierdzi, że to jego wina, skoro nawet go tam nie było i to nie on wysadził magazyn, nie mówiąc już o tym, że to nie on w ogóle wysłał tam kogokolwiek. - I to nie ja pozbawiłem nas obojga przytomności - dodał trochę ostrzej, niż zamierzał, jednocześnie mając świadomość, że gdyby dziewczyna wtedy nie próbowała użyć na nim swojej mocy, do niczego takiego by nie doszło. Uzdolniona zamrugała i zacisnęła dłoń w pięść, przygryzając wargę ze złości, lecz ostatecznie nic nie odpowiedziała, w głębi duszy dobrze wiedząc, że Oli ma rację. Westchnęła ciężko, aby się uspokoić, dochodząc do wniosku, że ta rozmowa, a właściwie już prawie kłótnia, nie ma większego sensu i nic dobrego nie przyniesie. Może i nie przepadała za białowłosym, ale dla dobra wszystkich musi odrzucić na bok swoje uprzedzenia.
- Tym razem tak nie będzie - rzekła, niejako ucinając temat, choć garnęły jej się na usta pewne niestosowne określenia na chłopaka. - O ile będziesz współpracował - dodała, spoglądając na niego pouczająco, gdyż jeśli uzdolniony będzie w jakiś sposób się opierał, niefortunnie mogą znowu skończyć tak, jak ostatnio. Nie wiedziała do końca, czy wtedy to była wina jej mocy, czy umysłu Oleandra, ale w każdym razie współpraca była kluczem do tego, by wszystko poszło po ich myśli.
- Sam to zaproponowałem - mruknął, patrząc na blondynkę, mimowolnie nieco podejrzliwie, próbując się domyślić, czy dziewczyna na pewno nic nie kombinuje. Choć właściwie z drugiej strony, nawet jeśli blondynka coś mu namiesza w umyśle, to Leo był w stanie jednym dotykiem anulować jej zdolność, więc na dobrą sprawę ryzyko było dość znikome. Zwłaszcza że punk raczej nie potrafił trzymać rąk przy sobie.
- Chcesz zacząć już teraz? - spytała, mimowolnie zerkając na zegar na ścianie i obliczając w głowie, ile mniej więcej czasu zajmie jeszcze Vincentowi i Ophelii powrót do bazy. Białowłosy już otworzył usta, żeby przytaknął, jednak wówczas jak na zawołanie zadzwonił telefon Genevieve. - Racja, miał potwierdzić, jak będą w połowie drogi - mruknęła sama do siebie, i tak nieco zdziwiona, że tyle im to zajęło, biorąc pod uwagę szaloną jazdę czarnowłosego.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz