Auto wpadło w lekki poślizg, gdy Steve zbyt gwałtowne wjechał w zakręt, a leżąca na tylnym siedzeniu Genevieve skrzywiła się i otworzyła oczy, odzyskując przytomność. Zdezorientowana i obolała rozejrzała się dookoła, w pierwszej chwili ogarnęła ją panika na widok wnętrza samochodu, lecz uspokoiła się nieco, zauważając patrzącego na nią przez lusterko Steve'a. Chociaż chwilkę jej zajęło, by rozpoznać go bez sztucznej brody.
- Wszystko dobrze, szefowo? - spytał, cudem nie rozjeżdżając przestraszonej staruszki na chodniku. Blondynka westchnęła tylko ciężko, wciąż nie orientując się w sytuacji, ani nie pojmując w pełni, co się wydarzyło. Zadrżała, kiedy przed jej oczami pojawił się obraz umierającego Rosalesa, i uświadomiła sobie, że trzyma coś w zaciśniętej boleśnie dłoni. - Szefowo? - powtórzył mężczyzna, unosząc brew, a dziewczyna bezwiednie schowała obrączkę do kieszeni płaszcza, z szoku nie pamiętając całkowicie, skąd w ogóle ją ma.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - zapytała, próbując wrócić do normalnego stanu, jednak wciąż dygotała i nie mogła opanować nerwowego skubania wargi.
- Melody cię jakoś znalazła - odparł, wracając spojrzeniem na drogę. Genevieve kiwnęła głową z zamyśleniem, po czym zorientowała się, że Steve założył jej prowizoryczny opatrunek na brzuchu. W duchu dziękowała sama sobie, że pod płaszczem miała założoną lekką kamizelkę kuloodporną, która częściowo osłabiła siłę pocisku, dzięki czemu nie miała teraz dziury na wylot. Odruchowo dotknęła tego miejsca dłonią, ale szybko cofnęła rękę i skrzywiła się z bólu, z frustracją dochodząc do wniosku, że szok powoli mija i na nowo zaczyna odczuwać ból. Zdążyła mimo to wyczuć, że nabój nie wszedł głęboko, więc usunięcie go powinno zająć Mai tylko chwilę.
- Gdzie jesteśmy? - wyjrzała przez okno, jeszcze zbyt skołowana, by rozpoznać okolicę.
- Parę minut i będziemy w bazie, szefowo - rzekł jasnowłosy, spoglądając na zegarek i przyciskając pedał gazu. - Lepiej niech szefowa sobie odpocznie.
- Nie mam czasu na odpoczynek - wymamrotała cierpko, równocześnie czując zawroty głowy, gdy dostrzegła krew na swoich dłoniach, nie wiedząc teraz, czy to jej własna krew, czy krew Rosalesa. Przygryzła wargę, by powstrzymać odruch wymiotny, i przeniosła wzrok na siedzenie obok, dostrzegając swoją torebkę. Sięgnęła do środka, chcąc odnaleźć telefon i porozmawiać, albo przynajmniej usłyszeć głos Melody, by choć odrobinę uspokoić własne nerwy. Była jej naprawdę niewyobrażalnie wdzięczna, że jakimś cudem ustaliła jej lokalizację, bo wolała nie myśleć, co by się z nią stało, gdyby Steve po nią nie przyjechał. Szukając telefonu, odkryła, że jej awaryjny pistolet zniknął z torebki, podobnie jak paralizator z kieszeni płaszcza, którą mimowolnie sprawdziła, zerkając na kierującego mężczyznę. Poczuła, jak jej serce na nowo zaczyna panicznie bić, kiedy dotarło do niej, że telefonu również nie ma w torebce. Zmarszczyła brew, a następnie subtelnie przesunęła dłoń na przełącznik blokady w drzwiach, ale, tak jak się podświadomie obawiała, nawet go tu nie było.
- Coś nie tak, szefowo? - odezwał się Steve, przez co blondynka niekontrolowanie podskoczyła, odruchowo cofając rękę. - Szukasz czegoś? - spytał, patrząc na nią przez lusterko, a Genevieve zauważyła, że jego ton głosu nieco się zmienił. Podobnie jak jego spojrzenie, które teraz wydawało się jej wręcz kpiące.
- To ty jesteś kretem, prawda? - wycedziła nerwowo, zaciskając dłonie w pięści, a po chwili zaczęła siłować się z zapięciem pasa, którego nie mogła odpiąć.
- Ja? Kretem? - Steve uniósł brew z rozbawieniem, dociskając trochę pedał gazu, a błękitnooka zorientowała się, że zboczyli nieco z drogi do bazy. Jej niepokój wzrósł, gdyż wyjechali z bardziej ruchliwej części miasta i jechali teraz wąską drogą między budynkami wyłączonymi z użytku. Kojarzyła tę okolicę, więc miała nikłą nadzieję, że uda jej się uciec z auta i dobiec do bazy, choć na dobrą sprawę Steve również doskonale wiedział, gdzie znajduje się baza.
- Czego chcesz? Od początku nas szpiegowałeś, prawda? - dziewczyna, wciąż siłując się z zapięciem, próbowała jednocześnie kopnięcie otworzyć drzwi w jadącym samochodzie, mimowolnie ciesząc się, że po tej niepewnej drodze mężczyzna trochę zwolnił. Nagle otworzyła szeroko oczy i poczuła gwałtowny ścisk w żołądku, uświadamiając sobie, że Steve mógł coś zrobić uzdolnionym w bazie.
- Szefowo, takie słowa mnie ranią - odparł z udawanym bólem kierowca, nie mogąc się powstrzymać od dość złośliwego uśmieszku. Blondynka prychnęła pod nosem z odrazą, mając wrażenie, że powoli zaczyna brakować jej powietrza ze strachu. - Ale radzę uważać, bo ktoś inny również może zostać zraniony - dodał już poważniejszym tonem, na co Genevieve wzdrygnęła się lekko i zabrała ręce z zapięcia, pojmując aluzję. Przygryzła wargę, rozumiejąc, że w tym momencie nie tylko ona jest na łasce zdrajcy. Choć równie dobrze mógł jedynie blefować, to mimo wszystko nie mogła ryzykować życia Melody, Mai, Lilith, Leo i Oliego.
- Dokąd mnie zabierasz? - spytała gorzko, nie spuszczając wzroku ze Steve'a.
- Zaraz będziemy na miejscu - rzekł z zadowoleniem, a po kilku minutach faktycznie zatrzymał auto. Blondynka uniosła brew ze zdegustowaniem, kiedy mężczyzna założył jej na ręce kajdanki, lecz nie opierała się dla dobra własnego i przyjaciół. Choć przeklęła głośno, gdy jasnowłosy wywlókł ją z auta i przypiął do starego słupa telefonicznego.
- Czego od nas chcesz? - powtórzyła gniewnie swoje pytanie, mierząc wzrokiem stojącego przed nią mężczyznę, który miał na ustach rozbawiony uśmieszek.
- Byłaś naprawdę okropną szefową - powiedział z pewną nostalgią, gdyż mimo wszystko całkiem lubił przesiadywać pod niszczejącym budynkiem i rozmyślać nad życiem. Było w tym coś relaksującego.
- Od jak dawna to trwa? - błękitnooka z frustracją myślała o dzielącym ich dystansie, ponieważ nie miała szans kopnąć tego parszywca. - Pracujesz dla Sasakiego, mam rację? - wycedziła, mając co do tego prawie całkowitą pewność, ale zmarszczyła brwi, gdy mężczyzna przed nią ironicznie się zaśmiał.
- Nie pracuję dla Sasakiego - zaprzeczył, podchodząc nieco bliżej uzdolnionej, choć nadal będąc w bezpiecznej odległości. - Chyba przyszła pora, bym w końcu ci się należycie przedstawił - poprawił swoje roztrzepane włosy i uprzejmie ukłonił się przed skołowaną Genevieve. - Sasaki Shota, obecny nadzorca eksperymentu R572 oraz kandydat na stanowisko w zarządzie organizacji Apophis - wręcz usłyszał, jak szok, strach i gniew eksplodowały we wnętrzu Genevieve, która nie wytrzymała i padła na kolana, wpatrując się w niego z palącą nienawiścią. - Interesujący zwrot akcji, nieprawdaż?
CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.