36

17 3 62
                                    

- Mark znów się spóźnia - mruknęła z frustracją Genevieve, stukając obcasem o bruk i z niezadowoleniem obserwując okolicę, licząc na to, że za chwilę w końcu ujrzy duże, czarne auto, które według wcześniejszych ustaleń miało czekać na nią i Mayę już od około pięciu minut.
- Minęło tylko kilka minut - odparła spokojnie brązowowłosa, spoglądając na buszującego w śmieciach kota. - Zaraz się zjawi - dodała, a blondynka prychnęła lekko rozgniewana, rozważając poważne rozmówienie się z jednym z jej głównych kierowców.
- Nie zamierzam na niego czekać - rzekła stanowczo błękitnooka, urażonym gestem poprawiając płaszczyk i ruszyła w stronę ich bazy, mamrocząc gniewnie pod nosem.
- Chcesz iść taki kawał? - niższa dziewczyna podbiegła do niej, z trudem dotrzymując jej kroku i z niedowierzaniem unosząc brew, zdziwiona tym, że Genevieve naprawdę chce wrócić do domu na pieszo, a przecież było już po północy, więc po mieście z pewnością krążyło już mnóstwo nieprzyjaznych typów. - Jest za późno na takie..!
- Jak tylko go zobaczę... - wymamrotała blondynka groźnie, przystając i odwracając się w kierunku Mai, nadal jednak mając ochotę na pieszy powrót do bazy, gdyż czekanie na spóźniającego się Marka było dla niej wyjątkowo frustrujące.
- Chyba jedzie - powiedziała brązowooka, spoglądając na poruszające się z dużą prędkością ciemne auto w oddali, które kilka chwil później z piskiem opon zatrzymało się przy Genevieve, która obrażona założyła ręce na piersi i uniosła brew z chłodnym spojrzeniem.
- Wybacz za spóźnienie, szefowo - rzekł z uśmiechem lekko otyły mężczyzna w średnim wieku, wysiadając z samochodu i opierając się łokciem o dach pojazdu. - Musiałem załatwić... pewną sprawę - mruknął, wciąż uśmiechając się przyjaźnie i kiwnięciem głowy wskazując na przednie siedzenie, które na pierwszy rzut oka wydawało się puste, jednak gdy błękitnooka przyjrzała się uważniej, dostrzegła lewitujące kajdanki, na co westchnęła ciężko, pocierając skronie.
- Rozumiem - odparła zrezygnowana, uznając, że tym razem wybaczy Markowi spóźnienie. - Dobra robota - dodała, a mężczyzna niezręcznie przeczesał siwiejące włosy i z wdzięcznością skinął głową. Wsiadł do auta, po czym to samo uczyniły Maya i Genevieve, siadając na tylnych siedzeniach.
- Ile razy mam ci to powtarzać, Lilianne? - wymamrotała ostrzegawczo blondynka, na co kajdanki zadrżały lekko, a po chwili na fotelu pojawiła się jasnowłosa dziewczyna o bladej karnacji i dużych, szarych oczach, z wytatuowaną na prawym policzku biało-czarną różą, wiercąca się niepewnie na siedzeniu i spoglądająca niewinnie w lusterko, odwracając błyskawicznie wzrok, kiedy napotkała niezadowolone spojrzenie błękitnookiej. - Nie możesz tak po prostu wejść do siedziby Rosalesa i wyprowadzić stamtąd swojego przyjaciela - mówiła rozgniewana Genevieve, pocierając skronie i starając się nie myśleć o tym, ile już razy ta dziewczyna próbowała uciec z bazy i udać się na iście samobójczą misję. - Gorzej niż Rick - mruknęła do siebie, na co Maya pokiwała głową z potwierdzeniem, otwierając kolejną paczkę gumy balonowej.
- Muszę przynajmniej spróbować - rzekła drżącym głosem szarooka, nadal bojąc się trochę blondynki za nią. - Scott jest tam zupełnie sam i...
- Scott zapewne przeszedł już pranie mózgu i nawet o tobie nie pamięta - przerwała jej chłodno błękitnooka, obserwując przesuwające się za oknem ulice. - Sama nie jesteś w stanie nic dla niego zrobić.
- Nie... To nieprawda..! - Lilianne gwałtownie pokręciła głową, nie chcąc dopuszczać do siebie raniących słów Genevieve. - Mogę go uratować i razem..!
- Nic nie możesz dla niego zrobić - rzekła stanowczo blondynka, zakładając ręce na piersi i wzdychając cicho. Niedawno znaleziona dziewczyna ze zdolnością stania się niewidzialną już od początku sprawiała im drobne kłopoty swoimi ucieczkami, jednak od kiedy poznała tożsamość porywacza swojego przyjaciela praktycznie bezustannie próbowała dostać się do siedziby polityka i na własną rękę uratować Scotta, który również był uzdolnionym, lecz niefortunnie natknął się na jedną z drużyn Rosalesa. - Złapali Scotta właśnie dlatego, że nie zaczął uciekać, tylko rzucił się do walki - dodała twardo błękitnooka, kładąc dłoń na ramieniu Marka, aby się zatrzymał. - Był zbyt pewny siebie i to go zgubiło - Genevieve otworzyła drzwi auta i ostatni raz spojrzała przez lusterko na Lilianne, która wzdrygnęła się nieco pod wpływem jej przeszywającego spojrzenia. - Nie popełnij tego błędu - rzekła, opuszczając pojazd. - Jedźcie prosto do bazy. Maya, przypilnuj, by Lilianne trafiła do swojego pokoju - nakazała nieznoszącym sprzeciwu głosem, na co brązowowłosa bez przekonania kiwnęła głową.
- Gdzie zamierzasz iść? - spytała podejrzliwie, robiąc różowy balonik z gumy. - O tej godzinie jest niebezpiecznie.
- Mam ważną sprawę do załatwienia - odparła spokojnie blondynka, poprawiając płaszczyk. - Baza i tak jest niedaleko, nie czekajcie na mnie - powiedziała, po czym odwróciła się od auta i ruszyła wgłąb ulicy, stukając obcasami swoich białych kozaczków.
- Dlaczego ona może chodzić sama po nocy? - mruknęła z frustracją jasnowłosa, wpatrując się w kajdanki na swoich nadgarstkach.
- W przeciwieństwie do ciebie ona potrafi się bronić - odrzekła bez emocji brązowooka, spoglądając na idącego chwiejnym krokiem chłopaka, który przytrzymywał się ściany. - Genevieve ma rację, postępujesz nierozważnie - powiedziała, kierując wzrok na Lilianne, która spuściła głowę zawstydzona i zniknęła, używając swojej zdolności.
- Scott był dla mnie wszystkim - szepnęła, wspominając mimowolnie niezliczone chwile, które spędzili razem. Jako dwójka wyrzutków rozumieli się najlepiej, byli dla siebie jedynymi osobami, które cokolwiek znaczyły w ich życiu. Razem się wygłupiali, strasząc dzieciaki na cmentarzu i razem płakali, kiedy ich ukochany szczeniak został przejechany przez ciężarówkę. - Jak miałabym siedzieć bezczynnie? - zaszlochała, ponownie stając się widzialną i zakrywając twarz dłońmi. - Jak byś się czuła, gdyby to Mię porwali? - spytała z lekkim wyrzutem, czując wzbierający żal i bezsilność, nie dostrzegając, jak Maya zamarła gwałtownie i szeroko otworzyła oczy, by po chwili je zamknąć i wzdychając ciężko, ponownie wyjrzała przez okno.
- Lilianne, myślę, że już wystarczy - rzekł Mark nieco zmartwionym głosem, widząc, jak słowa jasnowłosej zadziałały na brązowooką, a także jak rozstrzęsiona była szarooka, której najwidoczniej puściły nerwy.
- Jakbyś zareagowała, gdybyś straciła siostrę? - rzuciła rozżalona Lilianne, jednak zanim zdążyła coś dodać, mężczyzna szybkim ruchem przyłożył jej do nosa kawałek materiału, na co dziewczyna osunęła się bezwładnie, zasypiając na fotelu.
- Wybacz, Lily - mruknął smutno Mark, zerkając jednocześnie na siedzącą z tyłu Mayę, która przygryzła wargę i w milczeniu obserwowała miasto zza szyby. - Serce się kraje, co za okrutne miasto - wymamrotał do siebie, skręcając w jedną z wąskich uliczek i zasuwając szybę między nim a tyłem wozu, aby dać brązowowłosej odrobinę prywatności na dojście do siebie po słowach szarookiej.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz