Genevieve ostrożnie wychyliła głowę zza drzwi, rozglądając się po korytarzu, po czym odetchnęła z ulgą i wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Poprawiła swoją sukienkę i powoli ruszyła w kierunku wyjścia, uważnie obserwując i nasłuchując, czy ktoś nie nadchodzi. Skrzywiła się z delikatną irytacją, mając wrażenie, że bez swoich wysokich kozaczków nie wygląda już tak onieśmielająco jak zazwyczaj, poza tym jej płaskie balerinki zaczynały powoli ją uwierać.
- Na co mi przyszło... - wymamrotała sfrustrowana, wzdychając ciężko i ściskając w dłoni swoją niewielką torebkę, a następnie ostrożnie skręciła w prawy korytarz, uważając, by na nikogo się nie natknąć. Nagle usłyszała za sobą jakiś hałas, a potem gniewne mamrotanie, na co w pierwszym odruchu lekko spanikowana schowała się za rogiem, za wszelką cenę chcąc uniknąć spotkania z kimkolwiek, zwłaszcza z Arthurem, jednak kilka chwil później uświadomiła sobie, że aż zbyt dobrze zna ten niewyszukany język, więc z ciężkim westchnieniem wyszła na korytarz, zakładając ręce na piersi i rzucając Rickowi gniewne spojrzenie. - Co ty tu robisz? - spytała gorzko, obserwując, jak blondyn otrzepuje się z resztek ziemi z doniczki, przeklinając twórców ceramiki i ogrodników, po czym zdziwiony spogląda na nią, wpatrując się podejrzliwie w błękitnooką.
- A co ty tu robisz? - spytał, również zakładając ręce na piersi i marszcząc brwi na widok dość niecodziennego ubioru blondynki i faktu, że spotkał ją tak blisko wyjścia. - Idziesz na jakieś podrywy? - uniósł brew z zainteresowaniem, uśmiechając się złośliwie i ciągnąc Genevieve za jeden z delikatnie podkręconych kosmyków, na co dziewczyna prychnęła gniewnie, z urazą odtrącając jego rękę i z niezadowoleniem poprawiając włosy.
- Nie twoja sprawa - wymamrotała cierpko, mając świadomość, że zielonooki nie odpuści jej tak łatwo, dlatego musiała szybko wymyślić jakiś sposób na to, aby chłopak przypadkiem o niczym nie powiedział Arthurowi, który z pewnością nie zgodziłby się na jej wyjście.
- Nie sądziłem, że masz w szafie takie dziewczęce szmatki - mruknął z zamyśleniem Rick, przyglądając się bladoróżowej sukience blondynki. - Rozkloszowana, do tego z falbanką na dole - nachylił się nieco, chcąc sprawdzić, czy pod spodem błękitnooka nie ukryła jakiejś broni, jednak Genevieve cofnęła się gwałtownie, wściekle uderzając go w tył głowy. - Ej no! Za co to? - urażony chłopak wyprostował się, puszczając dół jej sukienki i ze zdziwieniem odkrywając, że coś ze wzrostem dziewczyny jest nie tak. Spojrzał w dół na jej stopy i otworzył szeroko oczy, ponownie przenosząc wzrok na jej twarz. - Genevieve, wszystko dobrze? - spytał spanikowany, kładąc jej ręce na ramionach, po czym przytulił ją do siebie, pomimo jej wyraźnych protestów. - Nie martw się, wszystko się jakoś ułoży - mówił zaniepokojony, próbując jakoś zrozumieć, dlaczego dziewczyna nie założyła swoich ulubionych obcasów, w których chodziła już przynajmniej od kilku lat. - Co się stało? Kogo wyjaśnić? - pytał zmartwiony, mając wrażenie, że płaskie buty nie oznaczają niczego dobrego, gdyż blondynka ostatni raz nosiła je w wieku piętnastu lat.
- Rick! Puść mnie! - zirytowana błękitnooka w końcu z całej siły nadepnęła na stopę blondyna, wyrywając się z jego uścisku i ze zniecierpliwieniem spoglądając na zegarek, przygryzając wargę. - Wracaj do Melody i nikomu nie mów, że mnie widziałeś - nakazała mu chłodno, odwracając się do niego plecami i ignorując ryzyko wynikające z zaufania zielonookiemu w tak delikatnej sprawie, uznała jednak, że nie ma innego wyjścia, o ile nie chce się spóźnić.
- Nie myślisz chyba, że tak po prostu cię puszczę - rzekł chłopak z frustracją, łapiąc uzdolnioną za łokieć i uniemożliwiając jej odejście. - Arthur kazał ci odpoczywać - dodał poważnie, gdyż sam bardzo martwił się o stan jej zdrowia, biorąc pod uwagę jej niedawny brak apetytu i ciągłe unikanie snu.
- Odpoczęłam - odparła krótko, unosząc brew z konsternacją i starając się zrobić krok w kierunku wyjścia. - Nic mi nie jest - mruknęła cierpko, choć nadal czuła delikatny ból głowy, który nie opuszczał jej ani na moment. - Wciąż nie powiedziałeś, co tu robisz - zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy Rick również nie chciał wymknąć się niepostrzeżenie, ponieważ w normalnych okolicznościach o tej godzinie zapewne nadal leżałby w łóżku, oglądając z Melody jakieś stare filmy lub robiąc inne rzeczy, o których Genevieve wolała nawet nie myśleć.
- Idę do kuchni - odparł pospiesznie blondyn, nerwowo drapiąc się po karku i zerkając na ścianę za dziewczyną, na co ta skonsternowana założyła ręce na piersi, nadal starając się odczepić jego dłoń od swojego łokcia.
- Kuchnia jest w innym korytarzu - mruknęła cierpko, przez co zielonooki zmieszał się nieco i kaszlnął, gorączkowo próbując znaleźć inną sensowną wymówkę.
- Idę do łazienki - przeczesał włosy, z nadzieję spoglądając na blondynkę, która jedynie uniosła brew z politowaniem.
- Masz łazienkę obok swojego pokoju - rzekła zmęczonym głosem, z pewnym znudzeniem dotykając palcem swojego kolczyka i bawiąc się zapięciem.
- Dlatego idę do mojego pokoju - powiedział z nerwowym uśmiechem, licząc na to, że błękitnooka w końcu przestanie drążyć temat i da mu spokój.
- Twój pokój jest na drugim końcu bazy - dziewczyna uniosła kąciki ust w jadowitym uśmieszku, widząc zakłopotanie Ricka, a następnie zmarszczyła brwi, upewniając się w przeświadczeniu, że chłopak także chce stąd wyjść.
- Dobra, masz mnie - wymamrotał z rezygnacją, zerkając za siebie, upewniając się, że nikogo innego tu nie ma, po czym przeniósł wzrok na Genevieve, również marszcząc brwi. - A teraz na poważnie, z kim masz tę randkę?
- To nie jest randka... - mruknęła cierpko, poprawiając włosy i unikając jego podejrzliwego spojrzenia, a następnie westchnęła ciężko, dochodząc do wniosku, że lepiej będzie wtajemniczyć go również w ten szczegół planu, gdyż blondyn i tak nie da jej spokoju. - Znaczy, w pewnym sensie to jest randka - dodała z irytacją, nie chcąc, by ktokolwiek myślał, że zaczęła bawić się w coś tak nonsensownego oraz absurdalnego jak randkowanie i związki. - Ale nie czerpię z tego żadnej przyjemności - aż wzdrygnęła się na myśl o tym, że po raz kolejny będzie musiała udawać uroczą i bezbronną przed bratem Ophelii, który najwyraźniej preferował taką jej wersję.
- Jakoś ci nie wierzę - zielonooki uniósł porozumiewawczo brew, jeszcze raz mierząc wzrokiem wystrojoną blondynkę, która tylko prychnęła gniewnie, przewracając oczami. - Więc kto jest tym szczęściarzem?
- Nie musisz tego wiedzieć - wymamrotała, lecz widząc ciekawskie spojrzenie chłopaka, westchnęła zrezygnowana, pocierając palcami bolące skronie. - Zachary Adderley-Roy - mruknęła w końcu, wpatrując się z niezadowoleniem w Ricka, który zamrugał i parsknął śmiechem, na co błękitnooka zmarszczyła brwi, kręcąc głową z politowaniem.
- Serio? Brat tamtej rudej dziuni? - blondyn chichotał złośliwie, nie spodziewając się, że Genevieve kiedykolwiek choćby zwróci uwagę na jakiegoś matematycznego kujona. - Ej, momencik - nagle przestał się śmiać i z zamyśleniem spojrzał na dziewczynę. - On jest tym sposobem na ściągnięcie tutaj Ophelii? - uniósł brew z zaciekawieniem, a widząc, jak sfrustrowana blondynka kiwa twierdząco głową, w duchu odetchnął z ulgą, gdyż mimowolnie poczuł pewną obawę przed tym, że błękitnooka spotyka się z jakimś niesprawdzonym przez niego chłopakiem. - Czyli nie mam się o co martwić - mruknął uspokojony, na co Genevieve uniosła brew z niezrozumieniem, nie wiedząc do końca, dlaczego zielonooki tak niespodziewanie się wyciszył. - Już się bałem, że naprawdę się w kimś zabujałaś - objął blondynkę ramieniem, korzystając z tego, że w płaskich butach jest od niego kilka centymetrów niższa i po bratersku poczochrał jej misternie ułożone włosy, czym wywołał wściekłe prychnięcie i cios łokciem w jego bok.
- Nie musisz się o to martwić - odparła gorzko, próbując jakoś uratować swoją fryzurę i uśmiechając się z politowaniem, nie mogąc uwierzyć, że Rick posądził ją o coś takiego. - Zapomnę o nim, kiedy tylko przestanie być użyteczny.
- Kiedy zamierzasz porwać tę rudą dziunię? - spytał blondyn, zastanawiając się, czy błękitnooka nie zamierza wykorzystać Oliego do sprawdzenia tutaj telekinetyczki, skoro białowłosy i tak znalazł się w ich bazie. Doszedł jednak do wniosku, że jeśli blondynka nadal spotyka się z Zacharym, to najwidoczniej wciąż trzyma się poprzedniego planu, choć zielonooki nie rozumiał do końca, dlaczego dziewczyna nie skorzysta z tak dobrej okazji.
- W swoim czasie - mruknęła, nie chcąc mówić Rickowi o jakichkolwiek szczegółach, gdyż chłopak i tak już wiedział za dużo. - Chociaż przyznaję, że sytuacja coraz bardziej się komplikuje - dodała z zamyśleniem, przygryzając wargę i wspominając słowa Vincenta o rzekomym zerwaniu ich współpracy. Poza Ophelią raczej nie istniał sposób na przynajmniej częściowe kontrolowanie czarnowłosego, w dodatku Genevieve wolała nie pozwalać pirokinetykowi na zbytnią samowolkę, biorąc pod uwagę jego dość porywczy charakter i jego stosunek do niej.
- Chodzi ci o Piegusa i Niebieskie Gówno? - blondyn wspomniał z delikatnym uśmiechem ostatnią bójkę z drużyną od Rosalesa, uznając, że chętnie ponownie by ich spotkał, gdyż wbrew pozorom okazali się być nawet sympatyczni.
- Co? - błękitnooka uniosła brew z konsternacją, wpatrując się w chłopaka i nie wiedząc, o co mu chodzi, lecz po chwili zorientowała się, że mówi o uzdolnionych z siedziby Marcusa. - Nadal nie wiem, co z nimi zrobić - wymamrotała sfrustrowana, mimowolnie dotykając dłonią skroni i czując nadchodzący ból głowy. Machinalnie sięgnęła do torebki po tabletki, ale przypomniała sobie niezliczone prośby przyjaciół i Arthura, a także niespodziewane zmartwienie Vincenta, więc z cichym prychnięciem zamknęła torebkę, zakładając ręce na piersi i starając się powstrzymać od wzięcia leków.
- Wydawało się, że mówią prawdę - rzekł nieśmiało Rick, drapiąc się po karku i zerkając niepewnie na dziewczynę, mając świadomość, że same słowa nie wystarczą, aby potwierdzić ich rzekomą zdradę Rosalesa.
- Będę musiała ich jakoś sprawdzić - mruknęła bardziej do siebie, owijając wokół palca jeden z jasnych kosmyków i spoglądając na zielonookiego, który poczuł się nieco zakłopotany pod wpływem jej przenikliwego spojrzenia. - Potrzebny mi jakiś szpieg, ale nie może to być nikt z nas - dodała z zamyśleniem, marszcząc brwi i próbując znaleźć kogoś, kto nadałby się do tej roli. - Ktoś praktycznie niezauważalny, powinien dobrze znać miasto...
- Może tamta chudzina? - zasugerował blondyn, zakładając ręce na piersi i spoglądając za siebie, mając wrażenie, że słyszy w oddali jakieś kroki.
- Nie zamierzam robić z Oliego szpiega - wymamrotała z niezadowoleniem, gdyż już niejednokrotnie powtarzała, że chce się pozbyć białowłosego z bazy jak najszybciej. Poza tym miała wątpliwości, czy kurdupel nadałby się do takiego delikatnego zadania. - Dobrze wiesz, że to zbyt...
- Nie, ta druga chudzina - przerwał jej Rick, zerkając z delikatnym zniecierpliwieniem na zegarek na ścianie, obawiając się, że jeśli szybko nie opuści bazy, Vincent mu gdzieś ucieknie, biorąc pod uwagę, że nie udało mu się podkraść Melody ani jednego urządzenia namierzającego.
- Jackson? - zdziwiła się w pierwszej chwili Genevieve, jednak moment później zaczęła poważnie zastanawiać się nad propozycją blondyna. - Właściwie czemu nie... - mruknęła, mrużąc oczy i wspominając ostrożne oraz pełne podejrzliwości zachowanie dwudziestoletniego ćpuna, dochodząc do wniosku, że ten chłopak rzeczywiście mógł mieć zadatki na zostanie dobrym szpiegiem, zwłaszcza do tej misji, choć jednocześnie wolała najpierw jakoś się upewnić, że ten wybór nie będzie błędem, biorąc pod uwagę, że Jackson jeszcze nic dla niej nie zrobił. - Muszę to... - zaczęła, lecz nagle zamilkła, słysząc coraz głośniejsze kroki dochodzące z głębi korytarza, po czym złapała Ricka za ramię i oboje szybko pobiegli do wyjścia, za wszelką cenę chcąc uniknąć konfrontacji z Arthurem lub Melody.

CZYTASZ
Uzdolnieni
Science FictionPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.