120

6 3 0
                                    

Dziwacznie znajoma twarz Sasakiego sprawiała, że Leo czuł się jeszcze bardziej zaniepokojony, niż kiedy stał pod drzwiami jego gabinetu, czekając prawie jak na ścięcie. Głos Ginny w głowie tymczasowo ucichł, nie był pewien, czy to przez to, że ich połączenie chwilowo się zerwało, czy może dlatego, że dziewczyna akurat zasnęła, ale w pewien sposób tęsknił za jej pełnym pogardy świergotaniem, bo teraz był zdany całkowicie na siebie.

Muszę przycisnąć Davisa... Ustalić z Morton następną próbę... Cholerny zarząd niedługo mnie wezwie... Muszą akurat teraz..! 0-7 musi być gotowa... Czy w ogóle starczy nam ludzi?!

Natłok myśli Sasakiego wręcz zalewał Leo, który, pomimo tego, że słuchał wyjątkowo uważnie, to i tak nic z tego nie rozumiał. Z drugiej strony poczuł się nieznacznie spokojniej, widząc, że nawet ktoś tak straszny i wpływowy odczuwa stres i musi walczyć z nerwami.
- Szefie, szczyl czeka - odezwał się zniecierpliwionym tonem Davis, przez co punk mimo woli się wzdrygnął, nieświadomie zapominając, że ten potworny facet go tu przyprowadził.
- Przecież wiem... - mruknął sfrustrowanym tonem Shota, podnosząc głowę znad papierów na biurku, a jego spojrzenie zdradzało, że jednak nie wiedział. - Jaka zdolność? - rzucił, kierując się bardziej do naukowca, niż do chłopaka, na co Roberts mimowolnie zmarszczył brew, nieco urażony.
- Niby czytanie w myślach - odparł Davis, wkładając ręce do kieszeni swojego fartucha. - No i tchórzostwo - dodał ze złośliwością w głosie, spoglądając na Leo, który odpowiedział mu niezadowolonym, lecz wciąż lekko zestresowanym spojrzeniem.
- Aha - wymamrotał pod nosem Japończyk, jakby zupełnie nie zwrócił uwagi na wzmiankę o tchórzostwie, po czym oparł podbródek na dłoni, przyglądając się uzdolnionemu z zamyśleniem.

Siedział w bazie, ale jest raczej za tępy, żeby wiedzieć coś istotnego... Chyba nawet mnie nie skojarzył... 0-3 wiedziała? Raczej nie...

- Umiesz się bić? - spytał, mierząc Leo wzrokiem, bo chłopak był bardzo wysoki i widać było, że ma wyćwiczone mięśnie. W ostateczności może posłużyć za worek treningowy dla reszty obiektów.
- Powiedzmy... - odparł cicho, myśląc o swoich licznych bójkach na imprezach, choć miał świadomość, że pewnie większości nawet nie pamięta. Twarz Sasakiego wciąż budziła w nim jakieś mgliste skojarzenia, ale miał wrażenie, że czegoś mu brakuje. Może zarostu.

Trzeba będzie go gdzieś wepchnąć... Tylko gdzie?

Leo poczuł się jak jakiś brzydki wazon, który był prezentem ślubnym, a para młoda zastanawia się teraz z niesmakiem, gdzie go schować, by nie raził w oczy, ale żeby nie sprawić przykrości ciotce. Musiał wyjątkowo mocno się skupić, by ani jednym drgnięciem mięśnia nie okazać, jak urażony się poczuł.
- Na razie trafisz do drużyny numer 3 - zdecydował w końcu Sasaki, odchylając się na krześle i zakładając ręce na piersi.

0-9 go przypilnuje... I może się trochę rozerwie na treningu...

Leo uniósł brew, odnosząc trafne wrażenie, że Shota potraktował go po macoszemu i wrzucił do byle jakiego wora, żeby tylko mieć święty spokój. Domyślił się tego nawet bez swojej zdolności.

Jedna czy dwie kulki w łeb jeszcze nikomu nie zaszkodziły...

Chłopak przygryzł wargę, z trudem powstrzymując się od przestraszonego pisku, bo dotarło do niego, że przecież człowiek z blizną za nim stoi. I najwyraźniej wciąż ma ochotę go podziurawić.
- Będzie przyjęcie powitalne? - spytał, siląc się na nerwowy uśmiech, obawiając się, na kogo może trafić.

- Theo? - Roberts zamrugał szczerze zszokowany, wpatrując się w brązowowłosego chłopaka, który siedział przy stole w pokoju wspólnym i jadł płatki z mlekiem. - Gdzieżeś ty był, skurwysynie?! - z niedowierzaniem uniósł brwi, jednocześnie czując pewną ulgę, że chyba nic mu nie jest.
- Dziewiątka - poprawił go beznamiętnie piegus, ignorując pytanie wyższego uzdolnionego, a po chwili Leo przygryzł wargę z zaniepokojeniem. Wyczuł, że Theo się zmienił. Podobnie jak z Lilith, jego emocje i myśli zdawały się być jakby za nieprzepuszczalną ścianą, jakby coś je blokowało. Theo, którego przyprowadził do nich Jackson, na pewno nie był takim zimnym draniem. Draniem i owszem, ale nie zimnym.
- Co się z tobą działo? Czemu uciekłeś? - spytał, marszcząc brwi z niezadowoleniem, bo wciąż uważał, że to było okropnie głupie z jego strony. - Nawet nie wiesz, jak Jackson się o ciebie martwił - dodał, mierząc w niego oskarżycielsko palcem, na co piegus zmarszczył brwi w taki sposób, jakby musiał się nad czymś głęboko zastanowić, albo o czymś sobie przypomnieć.
- Co się dzieje z... Jacksonem? - choć w jego głosie nie było ani odrobiny zaciekawienia lub zmartwienia, Leo odniósł wrażenie, że Theo jednak chciałby się tego dowiedzieć. Jego spojrzenie złagodniało więc nieco, lecz nadal mierzył brązowowłosego oceniającym wzrokiem.
- Nie wiem... Znając życie nic dobrego - rzekł gorzko, myśląc o tym, jak przed porwaniem nie dostawali od Jacksona żadnych wiadomości. Miał szczerą nadzieję, że to był jakiś błąd systemu, brak zasięgu albo coś w tym stylu, chociaż takie optymistyczne myślenie przychodziło mu z ogromnym trudem. Theo patrzył na niego przez moment, mając niewzruszoną minę, po czym przeniósł wzrok na swoją miskę z płatkami, wyglądając, jakby stracił apetyt.
- Mamy tu takiego jednego Jacksona - odezwał się nagle Finny, materializując się tuż przed Robertsem, który wrzasnął przerażony i odskoczył na drugi koniec pomieszczenia.
- Cholera jasna..! Co to, kurwa... Oli..?! - punk zamrugał zaskoczony i w sekundę ponownie doskoczył do niskiego chłopaka, przez krótką, cudowną chwilę mając wrażenie, że stoi przed nim jego ukochany, lecz szybko dotarło do niego, że to nie Oleander. Oli był trochę wyższy, miał zupełnie białe włosy i inne oczy... znaczy oko, poza tym w jego spojrzeniu nie było takiego podstępnego błysku, jak u uzdolnionego przed nim. Nie wspominając już o tym, że Oli był o wiele bardziej uroczy i śliczniejszy.
- Jestem Finny - przedstawił się jasnowłosy, lustrując Leo spojrzeniem i zupełnie nie kryjąc się z własną ciekawością. Naprawdę się cieszył, że w końcu nie musiał chodzić cały czas z ogranicznikiem mocy, bo to było potwornie upierdliwe. - Kim jest Oli? Jest przystojny? - zapytał z zainteresowaniem, bo najwyraźniej bardzo przypominał tę osobę.
- To mój chłopak... Oczywiście, że jest przystojny - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język, gdyż chyba nie powinien tak zdradzać informacji o białowłosym na terenie wroga.
- Super - odparł Finny, pusząc się nieco, a Roberts był bardzo wdzięczny, że chłopak tak mu się wciął, bo o mało nie dodał, że Oli wcale nie ma żadnej zdolności, co zabrzmiałoby bardzo podejrzanie. - A wysoki jest?
- Zdecydowanie nie - rzekł zielonooki, przez co samozadowolenie jasnowłosego odrobinę zmalało, lecz niziołek wciąż nie przestawał gapić się na punka.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz