Dwójka leżał na łóżku, zakrywając dłońmi oczy, mając wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje. Od prawie trzech godzin próbował zasnąć, ale przez cały ten czas w jego umyśle pojawiały się wspomnienia ze zdarzeń, których przedtem nie pamiętał lub o których ze wszystkich sił starał się zapomnieć. Zrezygnowany podniósł się do siadu trzymając za skroń, zastanawiając się, skąd wziął się ten cholerny ból głowy. W dodatku miał dziwne wrażenie, że słyszy jakieś głosy, męskie i kobiece, które szeptały niezrozumiale, jednak kiedy spanikowany rozglądał się po pomieszczeniu, nikogo w nim nie widział. Był całkowicie sam we własnym pokoju, prychnął sfrustrowany, rozczarowany własnym strachem. Ponownie się położył i próbował zasnąć, ale w momencie, w którym zamknął oczy, zalały go obce wspomnienia, wywołując cichy okrzyk i gwałtowne zerwanie się z łóżka. Oddychając ciężko i zaciskając dłonie na koszulce, włączył światło, które w pierwszej chwili trochę go oślepiło, jednak poczuł się odrobinę bezpieczniej w jasnym pomieszczeniu niż w ciemnościach.
- Pierdolony tchórz - wymamrotał sam do siebie, siadając na podłodze i opierając głowę o ścianę. Zauważył leżącą niedaleko niego piłeczkę, wziął ją do ręki z zamiarem odbicia o ramę łóżka, jednak powstrzymał się, mając świadomość, że prawdopodobnie obudziłby tym pozostałą dwójkę i rozgniewał Siódemkę. Prychnął, przypominając sobie, ile już piłeczek zabrała mu blondynka i ścisnął delikatnie przedmiot w ręce, przyglądając mu się z braku lepszego zajęcia. Obracając piłeczkę w dłoni, zerknął mimowolnie na tatuaż na swoim nadgarstku, nagle odczuwając niepokój. Dłuższą chwilę wpatrywał się w cyfry wytatuowane na skórze, jednocześnie mając wrażenie, że przypominają mu one o czymś bardzo ważnym. Przestał opierać się bólowi, pozwalając wspomnieniom swobodnie się pojawiać, mając nadzieję, że dzięki temu pozbędzie się tego dziwnego uczucia.Siedmioletni chłopiec o błękitnych i przerażonych oczach został wprowadzony przez grupkę dorosłych do zimnego pomieszczenia z dużym stołem pośrodku. Posłusznie stanął przy nim, unikając wzroku ludzi wokół niego, którzy przypatrywali mu się z chłodną obojętnością lub zniecierpliwieniem. Przez ostatnie tygodnie musiał spędzać w tym pokoju kilka godzin dziennie, podczas których obcy ludzie w kitlach robili mu różne rzeczy, których chłopiec nie rozumiał i bał się ich, ale za każdym razem, gdy choćby pojedyncza łza spłynęła mu po policzku przy wbijaniu igły w rękę lub przyczepianiu zimnych kabli do ciała, był dotkliwie bity przez jednego mężczyznę, który pojawiał się codziennie. Błękitnooki drżał ze strachu zawsze, gdy go widział, co wywoływało u naukowca pogardliwy grymas. Davis, bo tak nazywali go inni dorośli, nie tolerował u chłopca żadnych przejawów słabości, krzyczał na niego i uderzał go, dopóki błękitnooki nie padał nieprzytomny na podłogę. Niektórzy z pozostałych naukowców odwracali wtedy wzrok, ale żaden z nich nigdy nie pomógł błękitnookiemu.
- Żałosna kupa gówna - mamrotał Davis, kiedy siedmiolatek wdrapał się na stół i usiadł na nim, tak jak poleciła mu kobieta w kitlu. - Na chuj w ogóle go tu trzymamy, Mary? - zwrócił się do pani naukowiec mierzącej temperaturę chłopcu. - I tak jest bezwartościowy.
- Efekty mutacji pojawiają się w różnym czasie - rzekła beznamiętnie kobieta. - Nie da się przewidzieć, do którego roku życia najpóźniej mogą się ujawnić, panie Davis.
- Słuchaj no, gówniarzu - zbliżył się do stołu, a siedzący na nim blondynek delikatnie drgnął i spuścił głowę. - Albo pokażesz dzisiaj jakieś zdolności, albo jutro przekonasz się, ile igieł mogę wbić w twoją żałosną buźkę - powiedział gniewnie, na co chłopiec ze strachu się rozpłakał. Mężczyzna uniósł dłoń zirytowany i uderzył go w twarz, na tyle mocno, że błękitnooki spadł ze stołu i potoczył kawałek po podłodze. Obolały próbował wstać, ale Davis podszedł do niego i kopnął w brzuch, ponownie sprawiając, że chłopiec upadł, rozpaczliwie próbując złapać oddech.
- Prze... Przestań... - starał się osłonić przed następnym ciosem, czując napływające do oczu łzy bólu, ale naukowiec złapał go za włosy, brutalnie podnosząc do góry.
- No dalej, pokaż, co umiesz - rzucił mężczyzna pogardliwie, popychając siedmiolatka na stół, na którym Mary położyła kilka probówek i butelkę z wodą. Kobieta stała z boku, przyglądając się całej sytuacji z przerażeniem, ale nie potrafiła zmusić się do powstrzymania Davisa. Błękitnooki ledwo trzymał się na nogach, rozpaczliwie opierając się o brzeg stołu i szlochał z bólu, czując płynącą po twarzy i ręce krew.
- Przestań! - krzyknął chłopiec, gdy naukowiec ponownie się do niego zbliżył z zaciśniętymi pięściami, i w tym momencie butelka i probówki rozleciały się na setki odłamków, raniąc wszystkie osoby w pomieszczeniu. - Zostaw mnie! - krzyczał dalej siedmiolatek, a zawartość szklanych naczyń, która je rozsadziła, poleciała z niebywałą szybkością w stronę Davisa, który zszokowany niespodziewanym atakiem upadł na ziemię. Zaczął krzyczeć, kiedy woda smagała go po twarzy, zostawiając coraz więcej płytkich ran, a potem otoczyła jego nos i usta, pozbawiając go dostępu do tlenu. Siedmiolatek przypatrywał się temu ze strachem, nie dowierzając, że to on kierował tym atakiem i doprowadził mężczyznę do takiego stanu. W jego umyśle zrodziła się myśl, że teraz to on jest silniejszy od Davisa, więc może wykorzystać swoją nową zdolność do odpłacenia mu się za wszystkie krzywdy, w końcu mógł przestać się go bać i pokazać, jak on sam się czuł, gdy był bity i poniżany. Zanim jednak pozbawił mężczyznę przytomności, poczuł nagłe ukłucie w ramię i zakręciło mu się w głowie, po czym padł nieprzytomny na podłogę.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Ficção CientíficaPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.