- Cholera! - mruknął gniewnie Vincent, przygryzając wargę. - Nadal nie odpowiada - spojrzał zaniepokojony na Ophelię, która tylko skinęła głową, marszcząc brwi.
- Coś musiało się stać - stwierdziła, choć oboje już od jakiegoś czasu zdawali sobie z tego sprawę. - Może jednak powinnam...
- Nie, Ophelia, zostaw tę gaśnicę - wymamrotał zmęczonym głosem, łapiąc ją za rękę, widząc, że ta zamierza pójść po schowaną pod zlewem niewielką gaśnicę. - Musimy iść - rzekł sfrustrowany, przeczesując włosy i rzucając dziewczynie czarną maskę. - Na wszelki wypadek, żebyś nie wdychała dymu - powiedział, mając nadzieję, że jej się to nie przyda.- Ophelia, dusisz mnie - mruknął z delikatnym rozbawieniem Vincent, gasząc motor i odwracając głowę do ściskającej go z całych sił rudowłosej.
- Jeździsz gorzej niż mój brat - wydukała z delikatnym przestrachem, ściągając kask i starając się nie myśleć o wszystkich ostrych zakrętach i jedynie kilku małych centymetrach dzielących asfalt i jej kolano. - Przejedziemy się znowu? - spytała z podekscytowaniem, na co pirokinetyk parsknął śmiechem, schodząc z motoru i chowając ich kaski do schowka.
- Jak skończę misję, zabiorę cię na przejażdżkę twojego życia - rzekł, całując telekinetyczkę w czoło i mierzwiąc delikatnie jej włosy. - Widzisz ten budynek? - odsunął się nieco, wskazując dłonią na stary, rozpadający się magazyn. - To tam mają dostarczyć narkotyki - rozejrzał się zapobiegawczo dookoła, upewniając się, że są tutaj sami, po czym złapał Ophelię za rękę i zrobił kilka kroków naprzód. Zmarszczył brwi, odwracając się do rudowłosej, a następnie złapał za krawędź jej maski i naciągnął ją na nos dziewczyny. - Coś mi tu nie gra - mruknął cicho pod nosem, zerkając na zegarek i rozglądając się dookoła, trochę zaniepokojony niewielkim spóźnieniem dostawy, która na ogół zawsze była wręcz idealnie punktualna. Przygryzł wargę, wciąż nie mogąc skontaktować się z nikim z bazy Genevieve, po czym zrobił jeszcze kilka kroków, przylegając do ściany i nakazując Ophelii uczynić to samo. - Schowaj się za tym murkiem i czekaj na mnie - rzekł, kiwnięciem głowy wskazując na rozpadającą się, półtorametrową ścianę, która kiedyś zapewne należała do jakiegoś starego budynku. - Jeśli cokolwiek się stanie, masz stąd jak najszybciej uciec, rozumiesz? - podał jej kluczyki od motoru, ignorując jej zdezorientowane spojrzenie i próby wyjaśnienia, że nie potrafi jeździć na tym pojeździe. - Nie wychylaj się i bądź ostrożna - dodał stanowczo, całując telekinetyczkę w czoło i spoglądając w jej szarozielone oczy. - Nawet nie próbuj iść za mną, jasne? - uniósł brew z delikatnym niezadowoleniem, dostrzegając, że dziewczyna zamierza coś powiedzieć, ale pod wpływem intensywnego spojrzenia ciemnych oczu Ophelia zamilkła, dochodząc do wniosku, że faktycznie nie ma szans na to, aby Vincent pozwolił jej pójść z nim. Westchnęła ciężko, kiwając głową i chowając kluczyki w bezpiecznym miejscu, mając szczerą nadzieję, że chłopakowi uda się spokojnie podpalić magazyn, a potem szybko i bezpiecznie wrócą razem do jego mieszkania. Czarnowłosy ostatni raz pocałował telekinetyczkę, uśmiechając się nieco sztucznie, a następnie założył maskę, ostrożnie ruszając w stronę magazynu. Budynek stał w otoczeniu kilku innych, o różnej wielkości i stopniu zniszczenia, dlatego, chcąc za wszelką cenę uniknąć użycia głównego wejścia, wszedł po schodach pożarowych na dach jednego z magazynów obok, po czym, upewniając się, że nikt go nie widzi, przeskoczył na dach właściwego budynku, wzdychając z ulgą, kiedy dach wytrzymał jego ciężar, biorąc pod uwagę, w jakim stanie był magazyn. Złapał się wystającego prętu, aby nie ześlizgnąć się po trochę pochyłym dachu i dostrzegł na nim dość duże okno, spodziewając się, że będzie w stanie się przez nie przecisnąć, a w dodatku będzie miał szansę zobaczyć, co dzieje się w środku. Przedostał się do tamtego miejsca, ostrożnie spoglądając w dół i z pewną satysfakcją zauważając ułożone na samym środku magazynu ciemne paczki z narkotykami, a także kilkoro strażników, kręcących się po kątach. Przyszło mu do głowy, że być może kontakt Genevieve pomylił się co do godziny lub dostał sfałszowane informacje, lecz w obecnej chwili było to dla niego nieistotne, gdyż przede wszystkim chciał szybko i sprawnie wykonać swoje zadanie i zabrać stąd Ophelię. Po drugiej stronie dojrzał na wpół otwarte, duże okno obok schodów prowadzących na wyższy poziom magazynu, więc powoli skierował się w tamtym kierunku, nagle jednak usłyszał po swojej prawej stronie stukot i stłumione tąpnięcie.
- Wygodniej wchodzi się drzwiami - odezwała się wysoka dziewczyna w kapturze, zakładając ręce na piersi i unosząc brew z delikatnym podekscytowaniem. Vincent błyskawicznie zacisnął dłoń w pięści i wymierzył cios w stronę nieznajomej, dodatkowo aktywując swoją zdolność i otaczając atakującą dłoń płomieniami, ale dziewczyna tylko uśmiechnęła się pod nosem, robiąc krok w tył i blokując jego pięść, zaciskając na niej swoją dłoń i nic sobie nie robiąc z ognia, jednocześnie szybkim ruchem przykładając otwartą dłoń do brzucha pirokinetyka. W tym momencie chłopak poczuł, jak jego skóra zapłonęła, zmuszając go do gwałtownego odsunięcia się od nieznajomej i wyrwania swojej ręki z jej uścisku, sprawiając, że prawie spadł z dachu. Przygryzł wargę powstrzymując jęk bólu i wpatrując się gniewnie w dziewczynę, uświadamiając sobie, że natrafił na uzdolnioną posiadającą podobną do jego moc. Starał się nie myśleć o ranie, którą z taką łatwością mu zadała, domyślając się, że ślad po poparzeniu utrzyma się przez jakiś czas, ignorując nieprzyjemne pieczenie. Nieznajoma zdjęła kaptur, ukazując długie, rude włosy spięte w kucyk, po czym zrobiła krok w kierunku Vincenta, unosząc brew z pewnym rozbawieniem, gdy ten cofnął się nieco na ten gest. Czarnowłosy wolał nie lekceważyć tej uzdolnionej, zwłaszcza, że musiał także zadbać o bezpieczeństwo Ophelii, a spodziewał się, że walka z tą dziewczyną mogła okazać się wyjątkowo kłopotliwa. Postanowił zaryzykować i nie zważając na pochyłość dachu ruszył w stronę uchylonego okna, w duchu licząc na to, że rudowłosa ześlizgnie się i spadnie na bruk. W pewnym momencie jednak natrafił na luźny odłamek murku, przez co zachwiał się nad krawędzią, w ostatniej chwili łapiąc za okienną ramę i cudem unikając upadku. Na jego nieszczęście, uzdolniona wykorzystała jego potknięcie i zdążyła go dogonić, wyciągając rękę i próbując złapać za jego ramię, jednak Vincent prychnął wściekle pod nosem, nie mając zamiaru ponownie dać się tak łatwo zranić, więc wolną dłoń zacisnął na jej nadgarstku, uniemożliwiając ruchy i obejmując płomieniami ich ręce. Liczył na to, że pod wpływem żaru rudowłosa sie cofnie, ale ona jedynie uniosła kąciki ust w uśmiechu politowania i zacisnęła pięść. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, jak wysoką temperaturę ona może znieść, gdyż jego ręka już zaczynała powoli piec, po czym zaklął głośno, kiedy dziewczyna również użyła swojej zdolności i sparzyła jego rękę, w dodatku nie chcąc jej puścić. Starał się jej wyrwać za wszelką cenę, widząc, jak specjalny, odporny na spalenie materiał jego bluzki zaczyna dymić, a okropny gorąc rozchodzi się po skórze. Z trudem zrobił krok w tył, chcąc sprawdzić, czy uda mu się pociągnąć za sobą rudowłosą, z delikatną satysfakcją odkrywając, że pod względem samej siły fizycznej ma nad nią przewagę. Wykorzystał to, gwałtownym ruchem przyciągając do siebie płonącą żywcem rękę i tym samym zmuszając uzdolnioną, by się zbliżyła. Zachwiała się, na chwilę tracąc równowagę przez niespodziewany ruch Vincenta, mimowolnie dezaktywując swoją moc, a wówczas chłopak, trzymając się jedną ręką za fragment okiennej ramy, znowu spróbował wyrwać drugą rękę z uścisku dziewczyny i jednocześnie kopnął ją w bok, starając się zrzucić ją z dachu. Jasmine przygryzła wargę, z całej siły próbując utrzymać się na krawędzi, po czym prychnęła cicho pod nosem, desperacko przechylając się w stronę czarnowłosego i z trudem zaciskając na jego ramieniu drugą rękę. Dostrzegła przebłysk lęku w jego spojrzeniu, na co uniosła kąciki ust w zadowolonym uśmieszku, a następnie ponownie go poparzyła, tym razem nie zważając na prośbę Szóstki, by na początku choć trochę się powstrzymywała, by na chłodno ocenić siłę ich celu. Pirokinetyk zawył z bólu, czując, jak płomienie trawią jego skórę, po czym bez namysłu spojrzał na okno, przyciągając do siebie dziewczynę i ostatkiem sił przygniatając ją do szyby, która pękła pod wpływem uderzenia, przez co rudowłosa straciła oparcie i wpadła do magazynu, lecz w ostatnim momencie zdążyła zacisnąć dłonie na ramionach Vincenta i pociągnąć go za sobą, rzucając mu mściwe spojrzenie. Wydała z siebie niemy okrzyk bólu, gdy jej plecy gwałtownie zderzyły się z metalową podłogą na półpiętrze, w dodatku kawałki potłuczonego szkła wbiły się boleśnie w jej skórę, zadając jej dodatkowe obrażenia. Zacisnęła powieki, ale po chwili je otworzyła, nie zamierzając tak łatwo dać się pokonać. Oddychając z trudem, podniosła się do siadu, ledwo wytrzymując ból, a gdy nieco doszła do siebie, chciała odszukać wzrokiem czarnowłosego, lecz zanim udało jej się spojrzeć za siebie, poczuła, jak czyjeś ręce zaciskają się na jej gardle, ogrzewając się stopniowo.
- Ani drgnij - rzekł ostrzegawczo Vincent, spoglądając na jej zakrwawione plecy i krzywiąc się mimowolnie. - Rosales cię przysłał? - Jasmine przygryzła wargę, mając świadomość, że nawet jeśli jego ogień mógł jej niewiele zrobić, to groźba uduszenia stanowiła dla niej realne zagrożenie. Poranione plecy dodatkowo pogarszały jej sytuację, nie tylko ograniczając jej ruchy, ale także utrudniając myślenie, gdyż ból wzmagał się przy każdym najmniejszym ruchu. - Czy jest z tobą ktoś jeszcze? - spytał z rosnącym gniewem pirokinetyk, mimowolnie otaczając na chwilę szyję uzdolnionej płomieniami i niepokojąc się o Ophelię. Nagle usłyszał świst i coś odbiło się od poręczy, a potem stukanie i odgłosy wystrzałów wezbrały na sile, na moment dezorientując Vincenta, który jednak szybko pojął, że strażnicy zauważyli jego obecność i otworzyli ogień. Pocisk przeleciał obok jego lewego ramienia, na co odsunął się gwałtownie od poręczy, z delikatnym wahaniem puszczając szyję rudowłosej i przylegając do ściany, licząc na to, że zasięg ich broni nie obejmie tego miejsca. Jasmine to wykorzystała i stękając cicho z bólu, wstała, chwiejąc się delikatnie, wpatrując się wściekle w chłopaka i ignorując wystrzały za sobą. Zrobiła kilka powolnych kroków w jego kierunku, zaciskając pięści i obejmując je płomieniami, na co czarnowłosy prychnął pod nosem, widząc w jakim jest stanie, nie miał jednak zamiaru przedłużać ich walki. Strażnicy zaczęli strzelać coraz rzadziej, prawdopodobnie z obawy, by nie trafić 3-9, więc także zbliżył się do dziewczyny, mrużąc groźnie oczy. Chciał uderzyć ją w brzuch, ale Jasmine udało się musnąć dłonią jego pięść, na co zszokowany pirokinetyk gwałtownie cofnął rękę, po raz pierwszy w życiu czując taki żar. Uzdolniona nie ustępowała, pomimo swoich poranionych pleców zdołała dotknąć jego ramienia i kawałka szyi, choć sama również oberwała w bok i ramię. Vincent krzywił się z frustracją, skóra piekła go niemiłosiernie w miejscach, które dotknęła rudowłosa, niechętnie musiał przyznać, że jej obrona i zdolności bojowe są godne podziwu, biorąc pod uwagę, w jakim stanie przyszło jej walczyć. Przełamanie jej defensywy było wyjątkowo trudne, dziewczyna miała przewagę w zwarciu, a czarnowłosy nie widział w pobliżu niczego, czego mógłby użyć do walki na odległość. Uchylił się przed jej ciosem, biorąc głęboki oddech i próbując się uspokoić. Uświadomił sobie, że podłoga, na której stali, w kilku miejscach była już zardzewiała, w dodatku zauważył także niewielką ilość mniejszych i większych wgłębień, domyślił się, że zapewne pozostawionych przez wystrzelone przez strażników kule. Barierka również była w kiepskim stanie, przeszło mu więc przez myśl, że może uda mu się ponownie zrzucić uzdolnioną, tym razem z trochę większej wysokości. Zmarszczył brwi, wahając się krótko, lecz po chwili odskoczył od Jasmine, przykładając dłoń do metalowej płyty. Użył swojej mocy, pozostawiając na podłodze średniej wielkości płomień, który zaczął stopniowo rosnąć, zmieniając się w niską, ogniową ścianę. Vincent przygryzł wargę, całkowicie koncentrując się na utrzymaniu płomienia, czując, jak wiele energii go to kosztuje. Jego ogień miał za niską temperaturę, by stopić metal, chciał więc na chwilę przesłonić rudowłosej pole widzenia i zaatakować z zaskoczenia, mając nadzieję, że to wystarczy i że da radę wystarczająco długo utrzymać ogień. Wstrzymał oddech, zaciskając dłonie w pięści i swoją pirokinezą zwiększając płomienie, odnosząc wrażenie, że zrobiły się trochę jaśniejsze. Jasmine zmrużyła oczy, starając się przewidzieć następny ruch swojego przeciwnika, jednocześnie mimowolnie robiąc krok w tył, kiedy stale rosnąca ściana ognia się do niej zbliżyła. Usłyszała szmery i krzyki z dołu, zerknęła w tamtą stronę i zobaczyła kilku strażników usilnie walących w główne drzwi i starając się wydostać. Spojrzała za siebie, cofając się jeszcze bardziej przez zbliżającego się czarnowłosego, który wpatrywał się w nią beznamiętnie przez płomienie. Domyślała się, że chłopak był już na skraju desperacji, stał się więc teraz o wiele groźniejszy niż na początku, a biorąc pod uwagę jej obrażenia i osłabienie, istniała duża szansa, że Vincent ją pokona. Jej odporność na ogień była lepsza od jego, ale nawet ona miała swoje granice, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak duży płomień ciemnooki rozniecił. Dziewczyna uniosła brwi z dezorientacją, czując wibracje na nadgarstku, po czym przygryzła wargę do krwi, mrużąc wściekle oczy. Zaczynało jej się kręcić w głowie, w dodatku natrafiła plecami na barierkę, na co skrzywiła się gwałtownie, gdy jeden z wbitych w skórę odłamków się poruszył przez uderzenie. Spojrzała w dół i z delikatną ulgą dostrzegła kilka metrów dalej niewielkie drzwi, przy których stała dwójka ludzi i panicznie szarpała za klamkę. Zanim jednak zdążyła obmyślić jakiś plan, chłopak kopnął ją w brzuch, jednocześnie otaczając ją płomieniami i krzywiąc się nieco, gdy Jasmine krzyknęła z bólu, kiedy szkło w ranach zaczęło się rozgrzewać, a ona sama uderzyła w barierkę, która zaskrzypiała i wygięła się nieznacznie do tyłu. Dziewczyna postanowiła zaryzykować i z desperackim spojrzeniem wychyliła się za barierkę, ignorując rwący ból, po czym opuściła się niżej, chcąc utrzymać się na rękach, ale przez zmęczenie i ból nie była w stanie tego zrobić, dlatego spadła na dół, szczęśliwie lądując na stosie worków i tkanin, które zamortyzowały upadek. Jęcząc cicho, podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi, podtrzymując się ściany i nerwowo zerkając na bransoletkę. Vincent w pierwszym odruchu chciał ruszył za nią, ale zawahał się, widząc jej cierpienie i próbę ucieczki, odetchnął ciężko, zaciskając pięści i gasząc wytworzone przez siebie płomienie, na co wyczerpany padł na kolana, oddychając szybko i mając wrażenie, że całe jego ciało płonie. Bał się spojrzeć na swoje dłonie, mając świadomość, w jakim są stanie, podobnie jak jego ramiona i inne partie ciała, które zdołała dotknąć Jasmine. Z trudem łapał oddech, cieszył się w duchu, że ich walka rozpoczęła się na dachu, gdzie udało mu się wrzucić rudowłosą przez okno do magazynu, gdyż wątpił, że bez takiego uciążliwego zranienia jej byłby w stanie zmusić ją do wycofania się. Dostrzegł kątem oka, jak dziewczyna mocuje się z klamką, na co prychnął cicho pod nosem, wiedząc, że nie powinien puszczać wolno takiego niebezpiecznego przeciwnika, postanowił jednak najpierw wypełnić swoje pierwotne zadanie i po tym zająć się uzdolnioną, która i tak nie ucieknie daleko. Nagle jednak doznał wrażenia, że coś jest nie tak, więc przystanął w pół kroku, spoglądając na stos paczek z narkotykami, a wówczas otworzył szeroko oczy, pojmując, dlaczego Jasmine tak desperacko chciała się stąd wydostać.

CZYTASZ
Uzdolnieni
Ciencia FicciónPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.