Nina z zadowolonym uśmieszkiem stukała ołówkiem o blat stołu, spoglądając na stos papierów i leżące na nich próbki krwi. Zakaszlała krótko, bo małe problemy z płucami co jakiś czas dawały o sobie znać, jednak nie zwracała na nie większej uwagi. A na pewno nie w tym momencie, kiedy miała przed sobą obiecujący kierunek badań.
- Co prawda to tylko jeden przypadek... Ale roboczo możemy założyć, że moja teoria się sprawdza - powiedziała z satysfakcją w głosie do stojącego obok Davisa, który z lekkim znudzeniem bawił się pipetą automatyczną. Przebywanie z Niną było mu na rękę, w końcu lepiej mieć na nią oko, lecz przebywanie z Niną, która prawie zupełnie go ignoruje i coś do siebie podejrzanie mamrocze przez większość czasu mijało się z jego oczekiwaniami.
- To może być przypadek - mruknął bez entuzjazmu, niezbyt przejmując się nowym odkryciem. W obecnej chwili jedyną rzeczą, na której mu zależało, było to, że jutro w końcu dostanie tego szczyla, przez którego zginęła jego siostra. Zaczipowanie 0-7 poszło gładko i bez większych trudności, nawet jeśli jej zdolność wymagała kilku poprawek w projekcie chipa.
- Albo nowa reguła - odparła kobieta, zupełnie niewzruszona davisowym sceptycyzmem. - Obiekt A0-1 już na tym etapie wykazuje większy potencjał niż pozostała dwójka pirokinetyków... Możemy założyć, że moje RS601 powoduje mutacje, których skutkiem są zdolności silniejsze niż te, których użyto do stworzenia nowego serum - rzekła, czując lekkie naukowcowe podekscytowanie. Już nie mogła się doczekać kolejnych eksperymentów.Jackson miał deja vu. Znów obudził się w obcym pokoju, wpatrując się w nieznany sufit, i czując nieprzyjemne zmęczenie. Wymamrotał coś pod nosem z niezadowoleniem, bo nie podobało mu się, jak często ostatnimi czasy tracił przytomność i budził się w jakimś dziwnym pokoju, i na próbę poruszył ręką. Na całe szczęście nie wyczuł, by w jakikolwiek sposób był przykuty do łóżka, na którym leżał, ale zamiast tego odkrył, że skóra trochę go piecze i swędzi. Podniósł się do siadu, orientując się teraz, że całe jego ręce i klatka piersiowa są pokryte bandażami, przez co zamrugał zdezorientowany i trochę przestraszony, gdyż nie pamiętał dokładnie, dlaczego był w takim stanie.
- Ładnie się urządziłeś - odezwała się siedząca obok jego łóżka Jasmine, przyglądając się z zamyśleniem jego opatrunkom. Czarnowłosy spojrzał na nią pytająco, zaraz po tym, jak zaskoczony podskoczył w miejscu, bo w pierwszej chwili jej nie zauważył. - Z dwie godziny tak leżałeś - dodała, zerkając krótko na zegar na ścianie. Siedzenie w salce szpitalnej może nie należało do najbardziej porywających zajęć, jednak wolała przebywać tutaj z chłopakiem, niż w ich kwaterze.
- Co się właściwie stało? Pamiętam, że mieliśmy mieć trening... - wymamrotał Jackson, jednocześnie zakrywając się bardziej kołdrą, gdyż mimo wszystko dziwnie się czuł, tak siedząc przy dziewczynie bez koszulki.
- I potem zobaczyłeś Dziewiątkę - dokończyła rudowłosa, unosząc brew z ciekawością, podczas gdy niebieskooki zamrugał odrobinę skołowany. Po chwili jednak na jego twarzy pojawiła się mieszanka złości i żalu, ale tylko na krótko, bo później Wright przybrał zwyczajnie zrezygnowaną minę.
- Naprawdę go pobiłem..? - mruknął żałośnie, równocześnie będąc pod wrażeniem, że tak agresywnie się na kogoś rzucił. Szkoda tylko, że tym kimś był chłopak, którego nawet polubił, i z którym dzielił całkiem miłe wspomnienia. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Theo zachował się jak ostatni dupek, tak uciekając od Jacksona. Czyli w ogólnym rozrachunku chyba jednak nie było mu tak przykro, że parę razy przyłożył piegusowi.
- Skąd w ogóle go znasz? - spytała wścibsko Jasmine, mrużąc oczy i przyglądając mu się uważnie. Czarnowłosy skrzywił się mimo woli, nie chcąc dzielić się z pirokinetyczką ckliwą historią o tym, jak przygarnął nieznajomego rycerza, który ocalił go przed obrzydliwym ogrem, ale wwiercający się w niego wzrok dziewczyny nie dawał mu żadnych szans.
- Jak Theo zwiał z bazy... to się na niego natknąłem - mruknął gorzko, żałując, że rzeczy potoczyły się w taki sposób. Gdyby tylko ten kretyn nie uciekł z domu Oliego, mogliby teraz razem pilnować psa, żółwia i jeża. Swoją drogą trochę się martwił o ten zwierzyniec, lecz miał w pamięci to, jak zadziwiająco sprawnie Kruszynka potrafi dobrać się do szafki z karmą. Właściwie powinien się teraz bardziej niepokoić stanem roślin białowłosego, bo miał dziwne przeczucie, że kurdupel byłby zdolny do tego, by włamać się do siedziby Sasakiego tylko po to, by wstrzyknąć Jacksonowi jad kiełbasiany.
- I co było potem? - rudowłosa uniosła brew z zainteresowaniem, na co chłopak rzucił jej sfrustrowane spojrzenie i westchnął ciężko.
- I potem spierdolił... Ale przedtem wyżarł wszystkie konfitury u mnie w mieszkaniu - dodał, nadal pod wrażeniem tego, ile słoików był w stanie wciągnąć brązowowłosy. - I w sumie... tak jakby przygarnęli nas mój były i jego nowy kochaś - wymamrotał zdegustowany, mając przed oczami obraz tego, jak Leo i Oli obściskiwali się na stole w kuchni. Wciąż się po tym nie pozbierał.
- Twój były i jego kochaś? - powtórzyła zaintrygowana opowieścią Jasmine, nieświadomie przysuwając się krzesłem bliżej łóżka Wrighta.
- Aha... To było dziwne w chuj - przyznał, mając na twarzy cierpiętniczą minę. Wolałby żyć w nieświadomości i nie wiedzieć, że Roberts uwiódł sobie jakiegoś frajera. - A gdzie jest teraz Theo... znaczy Dziewiątka? - spytał, na co rudowłosa uniosła brew.
- Podsłuchuje za kotarą - odparła, wskazując na zasłonę odgradzającą łóżka, a po chwili materiał został odsunięty przez rzeczywiście podsłuchującego ich piegusa.
- Miałem sprawdzić, w jakim jesteś stanie - odezwał się beznamiętnym głosem, jakby wcale nie został przyłapany. Ten spokój w jakiś sposób tylko bardziej rozzłościł Jacksona, który wymamrotał w stronę chłopaka kilka niecenzuralnych słów i położył się na łóżku tyłem do uzdolnionych, zakopując się pod kołdrą.
- Zdecydowanie masz rękę do ludzi - podsumowała Jasmine, przenosząc wzrok ze smętnego jacksonowego kokona na brązowowłosego. - Sprawdziłeś co miałeś sprawdzić... Coś jeszcze? - mruknęła niezbyt przyjaźnie, wpatrując się w Dziewiątkę. Jego obecność trochę ją niepokoiła, w końcu uzdolniony był teraz dosłownie marionetką Sasakiego, a poza tym jego zachowanie tylko przypominało jej, że Siódemka również dołączyła do grona bezdusznych pionków.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Ficção CientíficaPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.