105

44 3 0
                                    

Ophelia z niechęcią wpatrywała się w tosty z szynką i serem, które przed chwilą przyniosła jej Becky, już ledwo rejestrując własne burczenie w brzuchu, bo ogarniała ją wszechobecna pustka. Praktycznie straciła poczucie czasu, tylko posiłki wyznaczały jej rzekome pory dnia, całe dnie mogłaby spać, ale jednocześnie nie mogła zasnąć, pozwalali jej tylko na krótkie prysznice, i to pod kontrolą Becky, więc czuła się nie do końca czysta, nie mówiąc już o tym, że kategorycznie odmawiano jej dostępu do nożyczek do paznokci. W duchu była naprawdę wdzięczna temu, że przez stres związany z ostatnimi wydarzeniami jej miesiączka spóźniała się już parę tygodni, bo nie wyobrażała sobie mieć okres w takich warunkach. Westchnęła ciężko, ostatecznie rezygnując z jedzenia, i położyła się na podłodze, bo wciąż nie miała w pomieszczeniu żadnych mebli. Dali jej jedynie materac do spania i matę do postawienia talerza z jedzeniem. Plastikowego talerza, w dodatku tylko z jedzeniem, które nie wymagało użycia ani noża, ani widelca, ani nawet łyżki. Naprawdę bardzo się starali, by Ophelia absolutnie nie miała możliwości targnąć się na własne życie. Jedynym wyjątkiem były szydełko i włóczka, które rudowłosa wręcz wybłagała od Sasakiego, gdyż była już praktycznie na skraju szaleństwa od siedzenia w samotności bez żadnego zajęcia. Co prawda co pół godziny musiała pokazywać, co konkretnie robi, ale i tak to było o wiele lepsze od bezczynnego siedzenia i zatapiania się we własnych myślach. Dotarła do etapu, na którym nie czuła już strachu, ani lęku, na dobrą sprawę nie miałaby nic przeciwko, gdyby Shota jednak postanowił ją zatruć, albo zagłodzić na śmierć, bo wtedy przynajmniej jej cierpienie by się skończyło i nie byłaby już skazana na tę beznadziejną pustkę i samotność. Właśnie ta samotność najbardziej jej doskwierała, tęskniła za Leo i Olim, nawet za Genevieve, wiele by dała, żeby znów się z nimi zobaczyć. Tęskniła za Zackiem, który teraz na pewno odchodzi od zmysłów i się o nią zamartwia, co okropnie ją bolało. I tęskniła za Vincentem, którym nawet nie mogła się nacieszyć po odkryciu, że chłopak jednak żyje. W końcu powinni teraz przeżywać miesiąc miodowy, więc dlaczego znowu są osobno?
- Daj mi się z nim zobaczyć, chuju... - wymamrotała cierpko zachrypniętym głosem, wpatrując się w sufit wzrokiem pozbawionym nadziei. Domyślała się, że pirokinetyka trzymają w podobnym pokoju, możliwe że nawet całkiem blisko, i zapewne traktują go tak samo, jak telekinetyczkę. Albo właściwie traktują go trochę lepiej, bo on nie zacznie telekinetycznie rzucać meblami o ściany. W tych okolicznościach wizja posiadania krzesła wydawała jej się co najmniej luksusowa.
- Wiele razy już o tym rozmawialiśmy - rozległ się głos z głośnika, na co Ophelia tylko prychnęła. Przeszło jej przez myśl, by to urządzenia również rozwalić, ale miała świadomość, że, po pierwsze, znowu by ją uśpili i założyli nowy, a po drugie rozmawianie z Sasakim przynajmniej dawało jej jakieś poczucie obecności drugiej osoby, nawet takiej chujowej osoby. Becky przychodziła tylko na chwilę i sprawiała wrażenie raczej sztywnej, więc pogawędki z nią nie dostarczały tyle rozrywki.
- Udowodnij mi, że nic mu nie jest - rzekła stanowczo, nie potrafiąc odpuścić. Myślenie o Vincencie jednocześnie ją dołowało i poprawiało jej humor, bo mimo wszystko się o niego martwiła, zwłaszcza o jego psychikę, z którą już i tak było krucho. Miała zdecydowanie za dużo czasu na myślenie, o wiele za dużo czasu na myślenie, gdyż kiedy myślała o tym, co będzie, kiedy, a raczej jeśli, się stąd wydostaną, to czarnowłosy może być w takim stanie, że wystarczy chwila nieuwagi i... już go nie będzie. Znajdzie jego ciało w jeziorze, rowie, pod drzewem, lub w jego własnym łóżku, bała się tego, bała się, że nie będzie w stanie mu pomóc, wesprzeć go i przypilnować, bała się, że go zawiedzie. Że go zawiedzie i sama się podda. Nie chciała o tym myśleć, ani o tym mówić, żeby nie obciążać Vincenta, ale ona sama po śmierci Rosie czasem czuła, że wszystko ją przerasta i jedynym wyjściem byłoby... zniknąć. Bez słowa, bez żalu, pewnego dnia po prostu nie wrócić. W takich chwilach zawsze starała się myśleć o bracie, i teraz rozumiała, że wcześniej tylko on utrzymywał ją przy życiu, i właściwie to cud, że przeżyła tak długo. Dzięki temu mogła teraz myśleć nie tylko o Zacku, ale też o Vincencie, Olim, Leo i reszcie uzdolnionych, których życie też nie rozpieszczało. Ale i tak nie zmieniało to faktu, że czasem bała się tego, że nie boi się śmierci. Co jeśli kiedyś naprawdę się podda? Udawanie silnej wcale nie jest łatwe, a czasem czuła, że musi być silna za cały świat.
- Twój ukochany właśnie kończy śniadanie, w przeciwieństwie do niektórych - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie, na co dziewczyna tylko mruknęła coś niewyraźnie pod nosem. Sasaki prawie codziennie narzekał, że telekinetyczka jest bardziej uparta i mniej kompromisowa niż pirokinetyk, ale wspominał też, że Reeves w swoim pokoju nie ma szans na użycie swojej zdolności, przez co mogli mu zapewniać takie udogodnienia jak normalne łóżko, czy książki. Według Japończyka, Ophelia mogłaby użyć telekinezy, by śmiertelnie uderzyć się książką w głowę, i właściwie miał rację.
- Daj mi się z nim zobaczyć - powtórzyła, doskonale wiedząc, że mężczyznę zaczyna to już irytować.
- Oboje gadacie ciągle o tym samym - wymamrotał głośnik, na co rudowłosa mimowolnie uniosła kącik ust w cierpkim uśmiechu. Miło wiedzieć, że najwidoczniej Vincent także przyjął tę samą strategię, co ona, bo w takim razie łatwiej będzie na tyle zdenerwować Sasakiego, by w końcu dla świętego spokoju pozwolił im na rozmowę.
- Przestaniemy, jeśli dasz nam się spotkać - odparła, podnosząc się do siadu i przenosząc wzrok na tosty. Jeden z nich zaczął się unosić, po czym uzdolniona ze znudzeniem zaczęła obracać tosta w powietrzu i rysować nim różne kształty.
- Na pewno? - w głosie dało się słyszeć pewne powątpiewanie, choć dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, czy to było szczere, czy udawane.
- Skoro nas więzisz, czemu nie możesz trzymać nas w jednej celi? - spytała, doskonale zdając sobie sprawę, dlaczego to byłby raczej zły pomysł z perspektywy mężczyzny. - Sam mówiłeś, że stąd nie ma jak uciec - dodała, z nutą goryczy, świadoma tego, że właściwie mogą tylko liczyć na pomoc z zewnątrz. Samodzielnie praktycznie nie mają szansy się stąd wydostać. - Nie możemy przynajmniej się zobaczyć?
- Być może to możliwe - rzekł Sasaki, na co tost uderzył w sufit, a zdziwiona Ophelia aż podniosła się do siadu, by spojrzeć na głośnik.
- Naprawdę? - chociaż od samego początku do tego dążyła, to teraz jakoś nie mogła uwierzyć, że być może udało się zmiękczyć mężczyznę. Przeszło jej przez myśl, że może już mieć omamy słuchowe od siedzenia w tym pokoju, co właściwie nie było aż takie nieprawdopodobne.
- Naprawdę - potwierdził Shota, na co dziewczyna zamrugała wciąż zdumiona, nie wiedząc, czy powinna się cieszyć, czy raczej niepokoić, bo całkiem możliwe, że to będzie jakiś podstęp. - Ale nie ma nic za darmo - dodał, a wówczas rudowłosa prychnęła pod nosem, choć się tego od początku spodziewała. - Pozwól mi przetestować twoją zdolność.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz