8

53 4 102
                                    

- I am not afraid to keep on living - zaśpiewał głośno Leo, podstępnie wyjadając Schoko-Bonsy z otwartej paczki, którą Oli nierozważnie zostawił na stole. Po ponad miesiącu ich znajomości i jego częstych wizytach nie zawracał już sobie głowy pukaniem do drzwi, więc o ile były otwarte, wchodził do domu białowłosego jak do własnego mieszkania, czym już niejednokrotnie przestraszył gospodarza. Zazwyczaj Oli przebywał w swojej szklarni, gdy przychodził punk, i słysząc dziwne głośne dźwięki dreptał do kuchni. Ale czasami mały ogrodnik podlewał kwiatki w salonie albo czytał jakieś podręczniki, a wtedy głośne powitanie Leo sprawiało, że wystraszony Oli niekontrolowanie znikał na chwilę, co dla punka wyglądało dość śmiesznie, zwłaszcza, że kurdupel zawsze po tym był na niego zły i czerwienił się, marszcząc nosek. Tym razem nie było go w pobliżu, więc nie było możliwości, żeby go zaskoczyć. W pewnym momencie usłyszał kroki i oczom Leo ukazała się biała czupryna.
- Co na obiad? - spytał zwyczajowo Oli, czym wywołał u punka prychnięcie niezadowolenia.
- Naprawdę za każdym razem muszę ci coś robić do jedzenia? - rzekł zrezygnowany, uświadamiając sobie, że był wykorzystywany jako jakaś gosposia albo kura domowa. Wstał jednak od stołu i jak zwykle podczas jego wizyt, przetrząsnął szafki w poszukiwaniu składników. Kładąc patelnię na palniku, zauważył kątem oka, że Oli ma zabandażowane prawe przedramię. Zmartwiony zapytał, co się stało, ale białowłosy odwrócił się i milczał, unikając odpowiedzi. Nie chciał mówić Leo, że to przez jego ataki paniki, o których punk jeszcze na szczęście nie wiedział.
- Oleandrze, jakie ataki masz na myśli? - zadał pytanie coraz bardziej zaniepokojony fioletowowłosy, podchodząc do niego. Białowłosy prychnął sfrustrowany, przypominając sobie o często irytującej zdolności chłopaka.
- Nieważne - rzekł cicho, odsuwając się od Leo i kierując się w stronę szklarni. Punk w pierwszym odruchu chciał go zatrzymać i dalej wypytywać, aż nie uzyska odpowiedzi, ale wiedział, że to by tylko pogorszyło sprawę. Kiedy przebywał z Olim, musiał bardzo uważać, żeby w jakiś sposób go nie zranić albo urazić. Pozwolił mu więc udać się samotnie do szklarni, by tam mógł się trochę uspokoić. Leo, nadal zamartwiając się ręką chłopaka, wrócił do robienia naleśników. Miał wrażenie, że białowłosy znacznie się zmienił od ich pierwszego spotkania. Stał się bardziej otwarty i mniej wyobcowany,  możliwe nawet, że zaczął uważać punka za kogoś w rodzaju przyjaciela. O wiele łatwiej też było go wciągnąć w rozmowę, już nie tylko o roślinkach. Oli wciąż był bardzo specyficzną osobą, ale Leo zdążył się przyzwyczaić do jego nawyków i dziwnych zwyczajów. Podczas tego miesiąca naprawdę polubił małego ogrodnika. Nadal jednak mocno niepokoiły go niektóre z myśli kurdupla, które czasem u niego wyczuwał. Miał wrażenie, że Oli nad nimi nie panuje i mają związek z tymi ,,atakami". Westchnął ciężko, gdy nagle usłyszał jakiś stłumiony hałas. Dochodził ze szklarni, ruszył więc w tamtym kierunku, zostawiając na blacie miskę z ciastem, bojąc się, że coś się stało białowłosemu. Gdy przekroczył próg, zauważył leżące na podłodze zbite szkło i klęczącego chłopaka, który trzymał się za głowę i mocno drżał. W dodatku coś do siebie mamrotał i wyglądał na bardzo przestraszonego. Leo szybko do niego podbiegł, ale kiedy dotknął delikatnie jego ramienia, Oli spojrzał na niego przerażonym i jakby nieobecnym wzrokiem i gwałtownie odtrącił dłoń punka. Jego myśli były strasznie chaotyczne, fioletowowłosy nie potrafił zbyt wiele z nich wyczytać. Nie wiedział, co robić, zaczął nawet lekko panikować, gdy zobaczył kawałek wbitego szkła w nodze chłopaka. Leo klęknął obok niego, nie dbając o to, że na podłodze leżą zbite fragmenty probówek, i próbował znaleźć sposób na uspokojenie białowłosego. Zaczął mówić do niego po imieniu, powtarzać rzeczy, które zazwyczaj się mówi przestraszonym osobom, a w końcu skończyło się na tym, że gadał coś prawie całkowicie pozbawionego sensu. Nie przestawał mówić, gdyż wyczuł, że jego głos może w jakiś sposób uspokajać Oliego. Około pół godziny później Oleander przestał drżeć i jego myśli przestały być tak chaotyczne. Nadal nie patrzył na punka, a jego drobnym ciałem wstrząsnął szloch. Próbował powstrzymać płacz, ale łzy same niekontrolowanie popłynęły. Zawsze tak reagował po ataku, czuł się wtedy okropnie bezsilny i nie wiedział, jak sobie poradzić z tym uczuciem. Leo spanikował jeszcze bardziej na widok szlochającego chłopaka, chciał jakoś go pocieszyć, ale obawiał się, że znów zostanie odtrącony. Gdy płacz Oliego trochę się uspokoił, bardzo ostrożnie położył dłoń na jego ramieniu. Białowłosy drgnął, ale nie zrzucił jej. Oboje trwali przez kilka długich chwil w milczeniu, aż w końcu punk spytał, czy wszystko w porządku. Oleander spojrzał na niego swoją brązowo-czerwoną tęczówką, w której nadal pozostały ślady po niedawnych łzach, ale nie odpowiedział. Próbował wstać, ale syknął, czując przeszywający ból w zranionej nodze. Zachwiał się, ale na szczęście Leo złapał go i podniósł, sadzając chłopaka na krześle.
- Co to było? - spytał fioletowowłosy, wpatrując się w niego i kładąc dłonie na biodrach. Oli odwrócił głowę i wciąż uparcie milczał. Nie chciał rozmawiać o tym z kimkolwiek, nawet z Leo, a fakt, że on widział go w tym stanie, był już wystarczająco przykry. Próbując jakoś odwieść wysokiego chłopaka od dalszego drążenia tematu, poprosił o przyniesienie apteczki. Wbite szkło bardzo bolało i trzeba było jak najszybciej zająć się raną. Punk westchnął, widząc, że nie ma co liczyć na uzyskanie odpowiedzi, znalazł więc apteczkę i podał ją białowłosemu, który od razu przystąpił do oglądania rany. Starał się nie patrzeć na Leo i przede wszystkim wyciszyć myśli, żeby nie wyszło na jaw, że jego ataki stały się ostatnio coraz częstsze i gorsze. Był pewien, że było to spowodowane tym, że podczas trwania tego miesiąca nikogo nie zabił. Morderstwa pomagały mu utrzymywać ataki na względnie niskim poziomie, wtedy były stosunkowo rzadkie i niegroźne. Jednak teraz praktycznie nie wychodził z domu, nie miał okazji na poświęcenie nikogo, w końcu jedyną osobą, z którą się widział, był Leo. Oliemu coraz trudniej było ukrywać przed nim te napady paniki, miał też świadomość, że prawdopodobnie pewnego razu taki atak może skończyć się tragicznie, ale bał się powiedzieć o wszystkim punkowi. Nie potrafił przewidzieć jego reakcji, a nie chciał, by fioletowowłosy przestał go odwiedzać, nawet jeśli jego zachowanie było dziwne i głośne.
- Ej, Oli, ty chyba nie zamierzasz sam tego wyciągać? - spytał z przestrachem Leo, obserwując, jak kurdupel oczyszcza skórę dookoła szkła. Mały ogrodnik spojrzał na niego nieśmiało, wciąż trochę zmartwiony tym, co się stało. Chciał odpowiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć usta, przerwał mu punk.
- Zabieram cię do szpitala - rzekł spanikowany, wpatrując się w nogę białowłosego i blednąc lekko na widok niewielkiej ilości krwi. Oli głośno zaprotestował, kiedy Leo podniósł go i zaczął nieść jak pannę młodą do wyjścia, próbował mu się wyrwać, by opatrzyć ranę i na spokojnie ocenić, co dalej, ale fioletowowłosy jak na złość nie zamierzał go puścić. W końcu punk zorientował się, że szpital znajduje się za daleko, by donieść tam chłopaka zanim się nie wykrwawi, pomijając fakt, że rana wcale nie krwawiła aż tak mocno, musiał więc załatwić im jakiś transport. Nadal trzymając w ramionach wyrywającego się Oliego, zaczął zastanawiać się, po kogo może zadzwonić w tej sytuacji. Większość jego znajomych odpadała z miejsca, bo albo nie mieli samochodu, albo miał spore wątpliwości co do tego, czy byli w stanie prowadzić.
- Puszczaj mnie! - kurdupel się nie poddawał i cały czas dzielnie starał się uwolnić z tej niespodziewanej pułapki. - Muszę założyć opatrunek!
Leo jednak całkowicie go ignorował, nie zwracając uwagi na jego wierzganie. Rozważał właśnie poproszenie o pomoc Poppy, obawiał się jednak konsekwencji tego czynu. Dziewczyna najpewniej będzie przez całą drogę gadać i wypytywać białowłosego o różne rzeczy. Punk skrzywił się na myśl o tym, w końcu Oli, jako bardzo naiwna i szczera jednostka, może nierozważnie wypaplać coś, czego nie powinien. Westchnął jednak ciężko, gdyż nie miał innego wyboru.
- Leo! Drobnoustroje..! Muszę założyć..! - krzyczał dalej mały ogrodnik, gdy nagle został posadzony na krześle w kuchni. Zdziwiony trochę tą nagłą zmianą położenia, zamilkł i z zaciekawieniem popatrzył na chłopaka. Przetrząsał właśnie panicznie kieszenie swojej kurtki z dziurą na jednym ramieniu, aż w końcu z cichym przekleństwem ruszył w stronę szklarni. Oli krzyknął do niego, by przyniósł mu apteczkę, ale nie miał pewności, czy go posłucha. Punk znalazł swoją komórkę leżącą na podłodze, niedaleko miejsca, w którym klęczał przy białowłosym. Całe szczęście jego telefon przeżył już nie takie upadki, podniósł go więc i zabierając ze stołu apteczkę, wrócił do kuchni. Podczas gdy wybierał numer do Poppy, kurdupel zaczął pospiesznie zakładać opatrunek, ponieważ obawiał się, że pudełko z potrzebnymi rzeczami może mu zostać zabrane.
- Hey, tak, tak, jestem trzeźwy - Leo, lekko zirytowany, starał się zachować spokój podczas zwyczajowego natłoku pytań od dziewczyny, jednak w końcu drgnęła mu brew i przerwał jej. - Możesz mnie gdzieś podrzucić? Właściwie mnie i jeszcze kogoś?
Poppy po drugiej stronie słuchawki zamilkła na sekundę, starając się przeanalizować to, co właśnie usłyszała. Przez jej głowę przeleciało milion różnych myśli i skojarzeń, aż w końcu doznała czegoś w rodzaju olśnienia.
- Nie, Poppy, nie chodzi o chłopaka - powiedział trochę już rozdrażniony jej gadaniną Leo. - Znaczy chodzi o chłopaka, ale nie takiego chłopaka... Weź po prostu przyjedź, dobra? - rzekł błagalnie punk, tracąc powoli nadzieję na uratowanie Oliego. Podał przyjaciółce adres i pośpiesznie się rozłączył, nie dając jej czasu na zadanie kolejnego pytania. Westchnął z ulgą, i usiadł na krześle koło kurdupla, który skończył zajmować się raną i teraz patrzył na niego pytająco.
- Jakim jestem chłopakiem? - spytał, wpatrując się w zielone oczy punka.
- Co? - fioletowowłosy nie zrozumiał pytania i zdziwiony również spojrzał w brązowo-czerwoną tęczówkę. Nagle jednak gwałtownie się zaczerwienił, skojarzył bowiem fragment swojej rozmowy z Poppy, w którym była mowa o ,,chłopaku".
- Kiedy rozmawiałeś, mówiłeś, że jestem...- zaczął wyjaśniać Oli, ale Leo szybko mu przerwał, ponownie lekko panikując, gdyż, po pierwsze, nie chciał tłumaczyć tej kwestii chłopakowi, a po drugie zauważył, że bandaż na nodze zaczynał odrobinę przesiąkać krwią.
- Na pewno wszystko dobrze? Jeśli coś cię boli, to mi powiedz. Nie umieraj, proszę.
Białowłosy po raz kolejny nie potrafił pojąć jego dziwnego zachowania, postanowił więc na jakiś czas go ignorować, aż nie wróci do względnie normalnego stanu. Majtał delikatnie nogami, podczas gdy spanikowany punk cały czas  próbował uspokoić spokojnego Oliego. Zorientował się po paru minutach, że kurdupel nie zwraca na niego uwagi, zamilkł więc urażony. Zastanawiał się, ile czasu zajmie Poppy dojechanie tutaj, gdy zauważył na koszulce białowłosego kawałek szkła. Powiedział o tym głośno, ale nie wywołało to żadnej reakcji, w końcu Oli był prawdziwym mistrzem w ignorowaniu Leo, jeśli tego chciał. Westchnął sfrustrowany i postanowił sam się tym zająć. Odłamek zaczepił się na prawej stronie koszulki, punk miał więc do niego łatwy dostęp, ale gdy próbował go usunąć i przypadkiem dotknął dłonią brzucha małego ogrodnika, Oli drgnął i niekontrolowanie zachichotał. Fioletowowłosy zerknął na niego, lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się cwaniacko.
- Czyżbyś miał łaskotki? - spytał, odczepiając w końcu kawałek szkła. Białowłosy spojrzał na niego z przestrachem, na co Leo zaśmiał się głośno.
- Kiedyś to wykorzystam - mrugnął złośliwie do Oliego, przez co kurdupel delikatnie się zaczerwienił i zmarszczył nosek. Kilka minut później usłyszeli pisk opon i gwałtowne hamowanie. Zauważając w oknie zieloną Hondę, punk ponownie wziął na ręce ponownie protestującego białowłosego i zaniósł go do auta Poppy. Jak się spodziewał, dziewczyna od razu zasypała ich niekończącym się gradem pytań, na co Leo szepnął do Oliego, by zwyczajnie je zignorował.
- Jesteś młodszym kuzynem Leo? - spytała jasnowłosa, wywołując krótki chichot ze strony punka. Białowłosy spojrzał na nią zdezorientowany, nie rozumiejąc, dlaczego tak myśli.
- Nie jesteśmy spokrewnieni - odpowiedział fioletowowłosy, gdy skończył chichotać. - I jest w naszym wieku.
Poppy, słysząc to, na chwilę straciła panowanie nad pojazdem, a gdy je odzyskała, spojrzała zszokowana na nich przez lusterko.
- Tak, wiem, ogrodniczki - rzekł Leo, obserwując, jak Oli patrzy to na niego, to na Poppy, nie wiedząc, co się dzieje. Wyglądał przy tym jak mała zagubiona owieczka.
- Czyli miałam rację - odparła dziewczyna, uśmiechając się zwycięsko i rzucając punkowi prowokacyjne spojrzenie, korzystając z tego, że akurat stali w korku na światłach. Leo westchnął ciężko, jednocześnie rumieniąc się lekko i przewracając oczami.
- To wcale nie tak - powiedział zrezygnowany, ponieważ wiedział, że Poppy nie odpuści tak łatwo.
- Ah, wyglądacie razem naprawdę uroczo - zaćwierkała dziewczyna, ruszając.- Cieszę się, że w końcu kogoś znalazłeś, myślałam, że już zawsze będziesz samotnym przegrywem.
Punk prychnął, powstrzymał się jednak od komentarza, nie zamierzał dać się wciągnąć w dyskusję, gdyż to by jeszcze bardziej nakręciło Poppy. Jasnowłosa ciągnęła swój monolog, od czasu do czasu pytając o coś białowłosego, Leo jednak odpowiadał za niego, gdyż wolał dla bezpieczeństwa nie dopuszczać przesadnie szczerego kurdupla do głosu. Dziewczyna próbowała nawet zadać pytanie o jego opaskę na oku, ale punk w porę się o tym zorientował i gwałtownie jej przerwał, pytając o jakąś nieistotną sprawę związaną ze studiami, jak na przykład terminy sesji lub nowy kapelusz pani Rerton. Próbował odciągać uwagę Oliego od jej gadania, dając mu pograć w Candy Crush na jego komórce. Tak jak się spodziewał, kurdupel wciągnął się całkowicie i zaczął ignorować wszystko, co działo się wokół niego. Fioletowowłosy w milczeniu znosił uwagi przyjaciółki na ich temat, od czasu do czasu pomagając białowłosemu przejść jakiś trudniejszy poziom, i w końcu dotarli przed szpital. Poppy obiecała, że będzie gotowa po nich przyjechać, gdy tylko zadzwonią, na co Leo podziękował jej za dobroć serca i pomógł Oliemu wysiąść. Kurdupel zarzekał się, że jest w stanie samodzielnie dotrzeć do środka, jednak punk po raz trzeci tego dnia wziął go na pannę młodą i ruszył w stronę wejścia. Białowłosy zawstydzony zasłaniał twarz dłońmi, widząc spojrzenia innych ludzi patrzących na nich, ale Leo nie zwracał na to uwagi. Zatrzymał jednego z lekarzy krążących po korytarzu, był to jeden z jego znajomych pracowników szpitala, który zajmował się jego mamą. Uciął z nim krótką, przyjacielską pogawędkę i załatwił Oliemu usunięcie szkła z rany od ręki. Pan Thompson zaprowadził ich do swojego gabinetu i nakazał pokazanie nogi.
- Świetna robota, ty to zrobiłeś, Leo? - spytał lekarz, odwijając opatrunek chroniący ranę.
- Nie, oczywiście, że nie - rzekł punk, siadając koło chłopaka, lekko zdziwiony tym pomysłem. - To robota Oliego.
- Naprawdę? - lekarz spojrzał zdumiony na siedzącego prawie nieruchomo pacjenta, który z ciekawością obserwował poczynania pana Thompsona.
- Niesamowite, że w tak młodym wieku już potrafisz takie rzeczy - uśmiechnął się ciepło do niego, uważając, że chłopak jest kilka lat młodszy od Leo.
- Tak właściwie, to...- zaczął punk, ale zrezygnował z uświadamiania lekarza w kwestii wieku Oliego. I tak był mu niezmiernie wdzięczny, że przyjął ich bez zadawania zbędnych pytań, więc pozwolił mu trwać w błędzie, zwłaszcza, że kurdupel nadal się nie odzywał i z fascynacją pięciolatka rozglądał się po gabinecie.
- Teraz musisz siedzieć spokojnie, będziemy wyciągać szkło - rzekł do białowłosego pan Thompson, przystępując do zabiegu. Oli kiwnął głową i dalej się nie ruszał, skrzywił się tylko nieznacznie, gdy ciało obce zaczęło być powoli wyciągane z jego łydki. Leo natomiast, na widok względnie niewielkiej ilości krwi, ponownie spanikował i ściskając dłoń małego ogrodnika, by teoretycznie dodać mu otuchy, począł powtarzać uspokajające słowa, pomimo tego, że  Oli nie wykazywał żadnych oznak strachu lub niepokoju, a jedyną przerażoną osobą w pomieszczeniu był właśnie punk. Białowłosy spojrzał na niego zdziwiony, ale nie przerywał jego dziwnego zachowania. Przynajmniej do momentu, w którym szkło zostało prawie całkowicie usunięte, a z rany poleciało więcej niż przedtem krwi. Wtedy Leo zbladł jeszcze bardziej i jego głos delikatne się załamał, Oli więc zakrył mu wolną dłonią oczy, by fioletowowłosy nie musiał dalej patrzeć na ten straszny widok. Zdziwiony tym gestem punk rozluźnił trochę uścisk na drugiej dłoni białowłosego, zaprzestał też prób uspokojenia rannego, kiedy uświadomił sobie, że było to zbędne.
- Już po wszystkim - powiedział głośno lekarz, kończąc wiązanie bandaża. Oli zabrał dłoń z twarzy Leo i zaczął przyglądać się swojej nodze. Punk tymczasem odetchnął głęboko z ulgą, puszczając dłoń białowłosego i obejmując go jednym ramieniem.
- To było okropne - rzekł fioletowowłosy, bardziej do siebie niż do niego, zupełnie jakby to on sam był ranny. Oli spojrzał zdezorientowany na otaczającą go rękę, nie bardzo wiedząc, co z nią zrobić, postanowił więc dalej siedzieć nieruchomo tak jak do tej pory. Pan Thompson zaczął tłumaczyć Leo, jak mają postępować z raną, białowłosy miał jednak wrażenie, że do chłopaka za wiele nie dociera, więc sam starał się zapamiętać zalecenia lekarza. Gdy mężczyzna skończył, mały ogrodnik powoli wstał, uważając na uszkodzoną nogę. Nie czuł zbytniego bólu, więc ruszył w kierunku wyjścia, ale zatrzymał go fioletowowłosy. Oli zapewnił go jednak, że wszystko z nim w porządku i nie ma potrzeby, by ponownie był przez niego niesiony. Punk niechętnie na to przystał, wyrażając i tak swoje wątpliwości. Podziękował panu Thompsonowi za uratowanie życia kurdupla i razem opuścili gabinet.
- Na pewno dobrze się czujesz? - spytał z troską Leo, widząc, że mały ogrodnik trochę się krzywi. Białowłosy kiwnął jednak głową, idąc dzielnie koło niego.
- Ej, Oli, pozwolisz, że kogoś tutaj odwiedzę? - zadał w pewnym momencie pytanie punk, patrząc z wyczekiwaniem na towarzysza. Kurdupel zerknął na niego, nie wyraził jednak żadnego sprzeciwu. Fioletowowłosy poprowadził ich więc przez niekończący się labirynt korytarzy, aż w końcu dotarli do drzwi od pokoju 337. Leo delikatnie nacisnął klamkę i wszedł do środka, a za nim nieśmiało podreptał Oli.
- Hey, mamo - punk podszedł do siedzącej na szpitalnym łóżku kobiety otulonej w kwiecisty szal. Uśmiechnęła się szeroko, słysząc głos syna, ale po chwili jej twarz nabrała groźnego wyrazu.
- Co ty tu robisz? Powinieneś się teraz uczyć do egzaminów - rzekła matczynym tonem, wywołując prychnięcie niezadowolenia u punka.
- Jakich egzaminów? - spytał z ciekawością Oli, zapominając o swoim zakłopotaniu. Lucy podskoczyła delikatnie, nie spodziewając się usłyszeć kogoś jeszcze.
- Kogo przyprowadziłeś, Leo? Przedstaw tego miłego chłopca - uśmiechnęła się ponownie, zwracając głowę w kierunku z którego usłyszała głos nieznajomego.
- To jest Oli, mój przyjaciel, którego musiałem dzisiaj ratować, bo miał wypadek - odparł punk, kładąc wyraźny nacisk na słowo ,,ratować". Białowłosy spojrzał na niego z konsternacją, wspominając jego irracjonalne zachowanie w domu, jak i podczas zabiegu.
- Przecież ty...- zaczął, ale nie dane mu było dokończyć.
- A jak u ciebie, mamo? Działo się ostatnio coś ciekawego? - przerwał mu raptownie Leo, na co Oli zmarszczył nosek. Pani Roberts skrzywiła się.
- Poza rezonansem magnetycznym nic wartego uwagi - odparła sfrustrowanym głosem, znudzona życiem w szpitalu.
- Jakie egzaminy? - domagał się odpowiedzi mały ogrodnik, wpatrując się z wyczekiwaniem we fioletowowłosego.
- Na studiach oczywiście - odrzekła zdziwiona Lucy. - Leo ci nie mówił, że studiuje fizykę?
Oli zamrugał gwałtownie i nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nie potrafił sobie wyobrazić tego dziwnego, głośnego punka siedzącego nad książkami, a co dopiero nad trudnymi podręcznikami dotyczącymi fizyki. Spojrzał z podziwem na Leo, który niezręcznie drapał się po karku. Mama zbeształa go potem za trzymanie przyjaciela w niewiedzy, nawet białowłosy się dołączył i wyraził niezadowolenie z tego powodu. Fioletowowłosy słuchał tego zrezygnowany, od czasu do czasu drgnęła mu brew z kolczykiem, gdy próbował sfrustrowany uciszyć bezskutecznie tę dwójkę. Odetchnął z ulgą, gdy w końcu musieli skończyć, gdyż pielęgniarka przyszła do pokoju, narzekając, że są za głośno.
- A jaki to wypadek ci się przytrafił, Oli? - spytała Lucy z troską w głosie, na co białowłosy drgnął i wbił wzrok w podłogę. Leo zauważył to i chcąc dodać mu otuchy położył dłoń na jego ramieniu, jednocześnie odpowiadając na pytanie.
- Przewrócił się na zbite szkło i kawałek wbił mu się w nogę.
- Biedactwo - rzekła zmartwiona kobieta. - Pewnie się przestraszyłeś?
- Leo bał się bardziej - odparł Oli, wracając do siebie. - Zaczął piszczeć na widok krwi i...
- Ej! Wcale nie! To nieprawda! - punk próbował bronić swojego honoru, czym wywołał chichot ze strony Lucy.
- Mój syn od zawsze tak reagował na widok jakiejkolwiek rany - rozbawiona machnęła ręką, na co Leo prychnął. - Aż dziwne, że tak często bił się z kolegami.
- To nie byli koledzy... - wymamrotał cicho punk, unikając zaciekawionego wzroku Oliego.
- I do teraz nie mogę uwierzyć, że porobił sobie tatuaże - pani Roberts gniewnie zmarszczyła brwi, a fioletowowłosy przewrócił oczami. - Przecież od małego tak się bał zwykłego odkażania i cały czas panikował, jak tylko zobaczył wodę utlenioną.
- To prawda - potwierdził białowłosy, a Leo spojrzał na niego z wyrzutem.
- I ty, Brutusie? - rzucił do niego, a kurdupel wzruszył ramionami.
- Tatuaże to co innego... - wymamrotał punk, patrząc z ukosa na lekko zdenerwowaną mamę. Lucy prychnęła i poprosiła syna, by przeczytał jej krzyżówkę. Leo zerknął na zegar na ścianie i zaznaczył, że po jednej stronie będą się zbierać. Jego mama przystała na to i zniecierpliwiona czekała na pierwszą definicję. Oli słuchał z nieskrywaną fascynacją, jak pani Roberts odpowiada praktycznie od razu na każde zadane pytanie.
- Nazwa naukowa hortensji? - przeczytał punk, a kobieta zamilkła na chwilę, myśląc nad odpowiedzią.
- Hydrangea - rzekł mały ogrodnik, czym zyskał sobie uznanie u pani Roberts. Gdy wszystkie pola krzyżówki zostały zapełnione, fioletowowłosy pożegnał się z mamą i razem z Olim wyszli ze szpitala. Dzwoniąc po Poppy, zerkał na kurdupla, upewniając się, że z jego nogą nic się nie dzieje i stwierdził, że właściwie mogą skoczyć jeszcze do sklepu na małe zakupy. Białowłosy w tym czasie rozmyślał nad tabliczką, która była przyczepiona do łóżka pani Roberts. Nie udało mu się jej dokładnie przeanalizować podczas tej krótkiej chwili, gdy wychodzili, ale zapamiętał, że była tam nazwa ciężkiej choroby, najpewniej śmiertelnej. Oceniając stan kobiety, nawet pomimo tego, że wydawała się radosna i pełna energii, prawdopodobnie nie pozostało jej wiele czasu. Oli rozmyślał nad zdrowiem Lucy, nie będąc świadomym, że stojący obok niego punk słyszy jego myśli i smutno wpatruje się w chmury na niebie. Jasnowłosa podjechała po kilku minutach pod szpital swoją Hondą i ponownie zaczęła swój monolog. Na prośbę Leo, wysadziła ich koło supermarketu niedaleko domu białowłosego. Chciała pójść z nimi, ale punk przekonał ją, że dadzą sobie radę i może jechać do swojej zapewne zniecierpliwionej już dziewczyny. Poppy niechętnie się zgodziła, pożegnała się czule z lekko zdezorientowanym Olim i pomachała do Leo, odjeżdżając z głośnym piskiem opon.
- Pirat drogowy - wymamrotał rozbawiony punk, wchodząc z białowłosym do sklepu. Kurdupel od razu zaczął ciągnąć chłopaka do alejki ze słodyczami, ale fioletowowłosy stanowczo powiedział, że najpierw pójdą po niezbędne rzeczy i dopiero później pomyślą o cukierkach. Skręcił w prawo, idąc do regałów z warzywami, a Oli, chcąc nie chcąc, podreptał niechętnie za nim, patrząc tęsknie na oddalające się słodkości. Skrzywił się, widząc, jak Leo wrzuca do koszyka brokuły, spróbował nawet podstępnie je wyjąć i odłożyć na poprzednie miejsce, ale niestety punk przejrzał jego plan i wygnał go na poszukiwanie pomidorów. Mały ogrodnik zmarszczył nosek, ale posłusznie przyniósł kilka. Z niepokojem obserwował rosnącą górę warzyw w koszyku i westchnął z ulgą, gdy fioletowowłosy opuścił tę alejkę. Leo skręcił w następną, z zamiarem wzięcia paczki makaronu, ale nagle poczuł, że ktoś na niego wpadł.
- Ah, przepraszam bardzo, moja wina - powiedziała nerwowo rudowłosa dziewczyna z różową kokardką wpiętą we włosy.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz