29

21 3 135
                                    

Genevieve beznamiętnie wpatrywała się w Alexandrę, stojącą naprzeciw niej, która nerwowo poprawiała okulary, czekając na jakąkolwiek reakcję blondynki.
- Jesteś pewna? - spytała w końcu błękitnooka, zakładając ręce na piersi i przyglądając się jednemu ze zdjęć na stole. Martwa dziewczyna leżała na bruku, otoczona czarnymi śladami opon, z głową prawie całkowicie zmiażdżoną przez jadący pojazd, a kawałki mózgu i czaszki mieszały się ze sobą, tworząc krwawą masę porozrzucaną po okolicy i brudzącą jej długie, rude włosy. - Znów ten napis - prychnęła Genevieve, przenosząc wzrok na drugą fotografię, przedstawiającą ścianę nieopodal trupa, z krwistoczerwonymi słowami, dokładnie takimi samymi, jak przy poprzednio znalezionym chłopaku.
- Ta dziewczyna z pewnością była uzdolnioną - rzekła z pewnym wahaniem Alexandra, nie zamierzając jednak zaprzeczać faktom. Nie była osobą strachliwą, ale widok Genevieve w tym stanie dla każdego byłby przynajmniej trochę przerażający. Gdy blondynka otrzymała informację o tej znalezionej martwej dziewczynie, bezzwłocznie udała się w tamto miejsce, nie wykazując ani odrobiny strachu lub niepewności. Jednocześnie zabroniła komukolwiek z przyjaciół pójść z nią, nawet pomimo oburzonych protestów Ricka, który chciał wybrać się na miejsce razem z Genevieve, aby w razie potrzeby móc ją ratować przed tajemniczym zabójcą.
- Muszę znaleźć tego człowieka - mruknęła do siebie gniewnie błękitnooka, pocierając bolące skronie i kierując się w stronę wyjścia, z zamiarem ponownego przejrzenia monitoringu, aby dowiedzieć się o mordercy choćby najmniejszej rzeczy, która pomoże w znalezieniu go.

Ophelia niespokojnie chodziła po mieszkaniu, mając na głowie czapkę z daszkiem i nerwowo przytulając swoją ulubioną poduszkę z Kuroshitsuji. Za kilka godzin miała spotkać się z Vincentem, a w jej głowie nadal panował wielki chaos wywołany wszystkimi rzeczami, które zdarzyły się ostatnio. Nie uspokajało jej nawet założenie zielonej peleryny z Shingeki no Kyojin, którą trzymała na specjalne okazje. Nie miała wątpliwości co do powiedzenia kurierowi o Olim i niebezpiecznym mężczyźnie, który zranił Leo, lecz nie była pewna, czy powinna wspominać o Zacku, który mógł być obserwowany przez Genevieve. Jej brat zwrócił jej uwagę na bardzo istotną kwestię, chowając ich telefony w kurtkach. Skoro istnieje możliwość, że są śledzeni, bardzo prawdopodobne jest to, że ktoś w jakiś sposób ich podsłuchuje lub monitoruje, co w pierwszej chwili przeraziło rudowłosą, która paranoicznie obeszła całe swoje mieszkanie po wizycie Zacka w poszukiwaniu kamer lub pluskw, ostatecznie niczego takiego nie znajdując, co trochę ją uspokoiło, choć nadal postanowiła zachować wzmożoną czujność. Zerknęła tęsknię na szafkę w kuchni, w której trzymała awaryjne orzeszki na czarną godzinę, mając świadomość, że jej zapasy skończyły się niecałe pół godziny temu. Westchnęła ciężko, próbując pocieszyć się myślą, że już niedługo znów zobaczy Vincenta i będzie mogła się do niego przytulić, opowiadając o swoich obawach. W tym momencie jednak dotarło do niej, że aktualnie wygląda jak siedem nieszczęść, snując się po mieszkaniu w piżamie i nieuczesanych włosach, więc w panice, że czarnowłosy może ją zobaczyć w tym stanie, pospiesznie udała się do sypialni, by doprowadzić się do względnie normalnego wyglądu, ignorując fakt, że ma na to jeszcze przynajmniej trzy godziny. Błyskawicznie założyła swoją czerwoną, tiulową spódniczkę i z wahaniem zdjęła z głowy czapkę ze Spider-Manem, aby doprowadzić swoje włosy do porządku, po czym z uśmiechem znowu ją założyła, mając wrażenie, że w vincentowej czapce czuje się odrobinę bezpieczniej. Będąc już całkowicie wyszykowaną na randkę z kurierem, usiadła na kanapie i prychnęła sfrustrowana, widząc, że nadal pozostały ponad dwie godziny do wyczekiwanego spotkania. Nie będąc w nastroju do zaczynania nowego anime, wciąż nie mogąc się pogodzić ze śmiercią ulubionej postaci, postanowiła udać się na krótki spacer i przy okazji zajrzeć do pobliskiego sklepu, wspominając zagniewane słowa Zacka na jej ubogą zawartość lodówki. Ophelia przystanęła przed lustrem, spoglądając z zamyśleniem na czapkę z daszkiem na włosach, zastanawiając się, czy powinna ją zabierać ze sobą, lecz ostatecznie zostawiła ją w bezpiecznym miejscu w salonie, dochodząc do wniosku, że gołębie w mieście są wyjątkowo wredne i lepiej nie ryzykować zniszczenia czegoś tak cennego. Wychodząc z mieszkania, zauważyła swoją sąsiadkę, która jak zwykle na widok pancernych glanów rudowłosej obrzuciła ją potępiającym spojrzeniem, na co dziewczyna jedynie promiennie się do niej uśmiechnęła i przeszła korytarzem, radośnie się z nią witając, co wywołało u starszej kobiety mrukliwą odpowiedź i natychmiastowy powrót do wcześniejszego zajęcia. Ophelia opuściła blok i spokojnym krokiem ruszyła w kierunku sklepu, wsłuchując się w swoją ulubioną, deathmetalową piosenkę. W pewnym momencie jednak dostrzegła w oddali zaparkowany, czarny motor, o który opierał się wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu i kapeluszu, poprawiający okulary przeciwsłoneczne. Widziała tylko prawą stronę jego twarzy i mimowolnie przypomniała jej się opowieść Leo o mężczyźnie z blizną na lewym policzku, który pozbawił go prawego płatka ucha. Szybko odwróciła wzrok w drugą stronę, gdy facet przy motorze przelotnie rozejrzał się po okolicy, a rudowłosa odniosła wrażenie, że spojrzenie mężczyzny na krótki moment zatrzymało się właśnie na niej, wywołując u dziewczyny niekontrolowane dreszcze. Powstrzymując potrzebę natychmiastowego opuszczenia tego miejsca, odważyła się zerknąć na faceta, zmuszając się do względnie naturalnego zachowania. Nadal nie miała pewności, czy ten człowiek to faktycznie napastnik, o którym mówił jej fioletowowłosy, więc starała się nie wyciągać pochopnych wniosków, przynajmniej dopóki nie nabierze uzasadnionych podejrzeń albo znajdzie jakieś dowody na potwierdzenie jej tezy. Powolnym krokiem coraz bardziej zbliżała się do motoru, mając świadomość, że jej działania nie są zbyt mądre ani bezpieczne, ale z drugiej strony doszła do wniosku, że jej życie już od jakiegoś czasu przestało być całkowicie pozbawione ryzyka, dlatego będąc już blisko mężczyzny, zaledwie jedno przejście przez ulicę od niego, nie czuła już strachu, a jedynie determinację i swego rodzaju chęć zemsty na oprawcy ucha Leo. Mijając kwiaciarnię, spojrzała przelotnie na stojące na wystawie storczyki, a gdy znów dyskretnie przeniosła wzrok na zaparkowany motor, z lekkim niepokojem zauważyła, że jego właściciel prostuje się i powoli obraca się w stronę jednej z uliczek, a następnie wchodzi do niej, częściowo znikając w cieniu rzucanym przez wysokie budynki. Ophelia pod wpływem impulsu przyspieszyła kroku, chcąc nie chcąc przyznając w duchu, że postępuje nierozważnie, lecz dopóki Zack o tym nie wie, nie jest najgorzej. Gdy znalazła się obok czarnego pojazdu, dostrzegła na przodzie karoserii kilka niewielkich, czerwonych plam, nie przyglądała się im jednak zbytnio, wchodząc do uliczki. Gwałtownie zwolniła, a po plecach przebiegł jej dreszcz, kiedy w półcieniu zauważyła znikające za zakrętem poły ciemnego płaszcza, lecz dzielnie ruszyła dalej, ciekawa, dokąd ten mężczyzna zmierza, zostawiając na ulicy swój motor. Zagłębiając się stopniowo w tę część miasta, nie dostrzegła idącej już od jakiegoś czasu za nią postaci, której kroki były zagłuszane przez bijące coraz szybciej serce rudowłosej. Kiedy człowiek za nią znalazł się zaledwie kilka metrów od niej, Ophelia w końcu zorientowała się o jego obecności i w pierwszej chwili zamarła przestraszona, będąc prawie pewną, że śledzi ją seryjny morderca, gwałciciel lub kanibal i modląc się w duchu o ratunek, lecz w następnej sekundzie poczuła nagły przypływ odwagi i gniewu na samą siebie za to, że chciała jak jakaś słaba księżniczka Disneya czekać na stereotypowego księcia, który wybawi ją w jakiś bardzo stereotypowy sposób, by następnie zabrać ją do swojego pałacu i od razu poślubić, bez uprzedniego poznania jej osobowości, twierdząc, że to była prawdziwa miłość. Dziewczyna nie zamierzała pozwolić nikomu na takie płytkie ocenianie jej tylko na podstawie wyglądu, więc, nawet nie patrząc w kogo celuje, z całej siły zamachnęła się, wymierzając potężny kopniak, dodatkowo wzmocniony grubą podeszwą z wkrętami, prosto w prawy bok rzekomego złoczyńcy, sprawiając, że ten zachwiał się gwałtownie, jęcząc z bólu i szoku, po czym przez brak równowagi wpadł w leżący po lewej stronie stos worków ze śmieciami.
- Nie ruszaj się albo..! - zaczęła wojowniczo Ophelia, groźnie unosząc pięści, w każdej chwili gotowa odeprzeć atak przeciwnika, ale gdy uważniej przyjrzała się niedoszłemu napastnikowi, momentalnie oniemiała i nerwowo poprawiła spódniczkę. - Vincent..? - zdziwiona przyglądała się, jak chłopak z trudem stara się wstać ze sterty śmieci, nadal pojękując z bólu i mamrocząc pod nosem.
- Zasłużyłem sobie... - wymamrotał sam do siebie, mimowolnie wspominając, jak okłamał rudowłosą w kwestii jego zdolności, po czym poślizgnął się na skórce od banana, ponownie lądując na workach z głośnym przekleństwem.
- Vincent..! - telekinetyczka uświadomiła sobie, że to przez nią czarnowłosy znalazł się w tym stanie, lecz nadal z lekką dezorientacją jedynie przypatrywała się poszkodowanemu chłopakowi, a dopiero po chwili dotarła do niej przerażająca myśl, że od teraz Vincent może przestać ją lubić i się z nią zadawać przez jej brutalne zachowanie, które doprowadziło do ciężkiego zranienia czarnowłosego, być może nawet śmiertelnego. - Vincent, przepraszam..! Nie umieraj..! - płaczliwym głosem podała mu rękę, a chłopak lekko zdziwiony spojrzał na Ophelię, wciąż nie do końca rozumiejąc, co się wydarzyło, lecz delikatnie ujął jej dłoń, wstając ze sterty śmieci.
- Co się..? - chciał spytać, ale przerwała mu rudowłosa, mocno się do niego przytulając i chowając twarz w jego bluzie.
- Ja nie chciałam! Nie zostawiaj mnie! Bardzo cię..! - nagle poczuła pozostały na ubraniach kuriera zapach śmieci, na co gwałtownie odsunęła się od Vincenta, marszcząc z niesmakiem nosek.
- Bardzo mnie co? - czarnowłosy z zainteresowaniem spojrzał na dziewczynę, na razie nie myśląc o tym, że został przez nią praktycznie znokautowany jednym kopniakiem, nie będąc w stanie uwierzyć, że ta drobna i delikatna księżniczka może mieć aż tyle siły. Słysząc jego pytanie, Ophelia zarumieniła się intensywnie, chichocząc nerwowo, po czym dostrzegła w kąciku ust chłopaka zaschniętą, czerwoną plamkę.
- Ty krwawisz! Umierasz! Przepraszam! - telekinetyczka drżącą dłonią zasłoniła sobie usta, a jej oczy zaszkliły się, gdyż nie mogła pogodzić się z wizją utraty Vincenta, a co dopiero z myślą, że to ona sama go zabiła.
- Ophelia, nic mi nie jest - mruknął uspokajająco czarnowłosy, nie mogąc jednak całkowicie ukryć swojego rozbawienia, wywołanego błyskawiczną zmianą w zachowaniu dziewczyny, która jeszcze kilka chwil temu bez wahania kopnęła go i posłała na stertę śmieci, a teraz spanikowana stała przed nim, przepraszając i sprawiając wrażenie, że zaraz się rozpłacze. - To tylko ketchup - rzekł, wycierając kciukiem czerwoną kropelkę i zbliżając się do rudowłosej, chcąc pocieszająco ją przytulić albo pogładzić po włosach, lecz gdy zrobił krok do przodu, telekinetyczka cofnęła się, nadal czując nieprzyjemny zapach odpadów na bluzie chłopaka, na co zawiedziony Vincent prychnął i zakłopotany podrapał się po karku, trochę zawstydzony tym, że pokazuje się Ophelii w takim stanie, choć nadal o wiele bardziej frustrujący był fakt, że tak łatwo udało jej się go pokonać.
- Przepraszam - powiedziała z żalem dziewczyna, smutno spuszczając wzrok, zła na siebie, że tak okropnie potraktowała czarnowłosego. - Nie wiedziałam, że to ty.
- Spokojnie, nie przejmuj się - chłopak machnął dłonią, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. - Dobrze, że jesteś ostrożna - rzekł, ale po chwili spojrzał na nią podejrzliwym spojrzeniem, zakładając ręce na piersi. - Dlaczego jesteś sama w tej ciemnej uliczce? - spytał, unosząc brew, a Ophelia z zakłopotaniem zacisnęła dłonie na spódniczce, nadal czując wstyd za wcześniejszy atak na kuriera.
- A dlaczego ty tu jesteś..? - odparła trochę niepewnie, mając jednak nadzieję, że zyska trochę czasu na przemyślenie, czy powinna mówić Vincentowi o mężczyźnie z blizną w tym miejscu, w końcu ten człowiek mógł wyjść z każdego zakrętu i ich zaatakować, a rudowłosa nie była gotowa ani na stratę czarnowłosego, ani na stratę ucha.
- Zauważyłem cię, jak tutaj wchodziłaś - rzekł chłopak, czując się teraz odrobinę jak jakiś stalker, który śledzi każdy krok swojego obiektu westchnień i lekko tym zażenowany uśmiechnął się niezręcznie, jednocześnie zastanawiając się, z jakiego powodu telekinetyczka zareagowała na niego tak gwałtownie. Spojrzał na nią z powagą w ciemnych oczach, na co Ophelia mimowolnie drgnęła, odczuwając niewielki niepokój, w końcu jej samodzielna wyprawa do tej zacienionej, wąskiej uliczki nie należała do ostrożnych zachowań, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że niejako śledziła podejrzanego mężczyznę, który mógł okazać się dla niej bardzo niebezpieczny. Nerwowo okręciła wokół palca kosmyk rudych włosów, gorączkowo szukając sposobu na uniknięcie gniewu Vincenta, który zapewne nie będzie zadowolony z jej lekkomyślności.
- Nie powinieneś być w pracy? - mruknęła, licząc na odwrócenie uwagi czarnowłosego i zmianę tematu, równocześnie obracając się w stronę wyjścia z uliczki, próbując jak najszybciej wyprowadzić go z potencjalnie niebezpiecznego miejsca.
- Skończyłem wcześniej - odparł, przeczesując włosy i z obrzydzeniem strącając z nich kawałek spleśniałej bułki, na co dziewczyna niekontrolowanie parsknęła śmiechem, rozbawiona zdegustowaną miną kuriera. - Wracałem właśnie do domu, ale zauważyłem cię i chciałem spytać, co takiego robisz w tej szemranej części miasta - rozgniewany zmarszczył brwi, nachylając się nieznacznie nad Ophelią, która zamrugała onieśmielona, nerwowo bawiąc się swoimi dłońmi.
- Najpierw stąd wyjdźmy, dobrze? - rzekła stanowczo, jednocześnie obdarzając Vincenta błagalnym spojrzeniem, a chłopak zdziwił się nieco, lecz pokiwał głową, nie chcąc w jakikolwiek sposób naciskać na rudowłosą, po czym złapał ją za rękę, zerkając równocześnie wgłąb uliczki, mając dziwne wrażenie, że ktoś ich obserwuje i razem z telekinetyczką wyszli na zatłoczoną o tej porze dnia ulicę, jasną i gwarną. Czarnowłosy dostrzegł kątem oka, jak dziewczyna wzdycha z ulgą, mocniej ściskając jego dłoń, co bardzo zaniepokoiło chłopaka, który całkiem niedawno usłyszał od Genevieve o niebezpiecznym mężczyźnie grasującym po mieście, prawdopodobnie polującym na uzdolnionych.
- Co powiesz na to, żebyśmy zaczęli naszą randkę trochę wcześniej? - spytał z czarującym uśmiechem, mrugając do Ophelii, chcąc dodać jej otuchy, lecz jednocześnie wiedział, że będzie musiał porozmawiać z nią na temat tego zabójcy, jednakże tłoczna ulica z całą pewnością nie była do tego odpowiednim miejscem, dlatego postanowił najpierw sprowadzić rudowłosą do spokojniejszej okolicy i dopiero wtedy poruszyć tę kwestię.
- Bardzo chętnie - odparła radośnie telekinetyczka, ale zerknęła na jego ramię i z trudem starała się powstrzymać śmiech na widok skórki od banana. Vincent uniósł brew z dezorientację, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co było powodem nagłego rozbawienia dziewczyny, po czym z wyraźnie malującym się na twarzy obrzydzeniem ujął skórkę w dwa palcem i odrzucił jak najdalej od siebie, prawie trafiając odpadkiem w sam środek dużego kapelusza jakiejś wytwornej, starszej damy, która wściekle zgromiła go wzrokiem i biorąc do ręki zapewne ciężką torebkę, wstała z ławki. Czarnowłosy nie zamierzał czekać na dalszy rozwój wydarzeń i szybkim krokiem oddalił się od miejsca swojej zbrodni, ciągnąc za sobą chichoczącą niekontrolowanie Ophelię.
- Chyba powinienem się przebrać - wymamrotał chłopak z frustracją, a rudowłosa od razu przytaknęła, nadal z wesołym uśmiechem na ustach. - Mieszkam niedaleko, jeśli poczekasz chwilę, doprowadzę się do porządku - rzekł, uświadamiając sobie nagle, że zamierza wprowadzić telekinetyczkę do swojego mieszkania, bez wcześniejszego posprzątania w nim, ani bez przygotowania samego siebie pod względem mentalnym. - Znaczy jeśli chcesz..! Nie musisz tam wchodzić..!
- Z chęcią zobaczę, jak mieszkasz - powiedziała Ophelia z zaciekawieniem, przez co pirokinetyk zestresował się jeszcze bardziej i nerwowo przeczesał włosy, z trudem się do niej uśmiechając.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz