82

27 3 45
                                    

Zack westchnął ciężko, przeczesując włosy i z ulgą uznając, że posprzątał już wszystko. Zerknął na leżącą na łóżku Genevieve, która albo zasnęła, albo przynajmniej udawała, że śpi, więc mógł być o nią w miarę spokojny. Mimowolnie przejechał językiem po swojej wardze, wyczuwając aż nazbyt wyraźnie rankę po ugryzieniu przez blondynkę, przez co wzdrygnął się gwałtownie i odruchowo chciał wyjść z pomieszczenia. Początkowo był jakby oderwany od rzeczywistości, kiedy próbował pocieszyć uzdolnioną, i dopiero niedawno całkowicie dotarło do niego, co się stało. Nie wiedział zbytnio, co o tym myśleć i męczyła go nieprzyjemna mieszanina niepokoju, lęku, dyskomfortu i wciąż obecnej lekkiej paniki. Przez to, co zrobiła mu dziewczyna, czuł się zdezorientowany i nieco zestresowany, starając się nie wyobrażać sobie najgorszych scenariuszy, do których mogłoby dojść. Jednocześnie dzięki temu skupiał się trochę mniej na zabitej mamie i w ogóle tym, co stało się w jego rodzinnym domu, miał też świadomość, że Genevieve była w całkowitej rozsypce, dlatego w pewnym sensie nie miał do niej żalu. Przełknął głośno ślinę, mimowolnie zasłaniając dłonią zraniony nadgarstek, i odwrócił się do drzwi, jednak wówczas poczuł mocne zawroty głowy i przytrzymał się stołu, czekając, aż ustaną. Odetchnął głęboko, nagle czując całe nagromadzone w nim zmęczenie, które uderzyło w niego z ogromną siłą. Usiadł na krześle i potarł palcami bolące skronie, mając gorzką świadomość tego, że jego organizm musiał być wykończony przez wszystkie dzisiejsze wydarzenia.
- Chwilkę sobie posiedzę, potem stąd spadam... - mruknął sam do siebie, jakby próbując się uspokoić. Oparł łokcie o stół, po czym położył czoło na zimnym blacie, czując delikatną ulgę. Westchnął cicho, mając wrażenie, że jego powieki nagle zaczęły ważyć po kilkaset kilogramów, więc przymknął je na moment. - Chwilkę posiedzę, a potem... - zaczął, lecz nie dokończył zdania, gdyż błyskawicznie zasnął.

- Jak on się trzyma? Bardzo z nim źle? Może potrzebuje wizyty u jakiegoś..? - lekko spanikowana Poppy bezustannie zasypywała Oliego masą pytań, nie dając mu nawet nikłej szansy na zabranie głosu. - Biedny Leo! Czemu ten idiota nigdy mi nic nie..!
- Właściwie skąd wiesz, że jego mama nie żyje? - praktycznie cudem wszedł jej w słowo Jackson, unosząc brew z pewną podejrzliwością i zakładając ręce na piersi. Od zawsze był nieufny, a zwłaszcza teraz, po wszystkich nieprzyjemnościach, które go spotkały przez niefortunne wplątanie się w cały bałagan dotyczący uzdolnionych. - Kim ty w ogóle jesteś? - spytał, marszcząc brwi i łapiąc za ramię białowłosego, zmuszając go, by odsunął się od jasnowłosej.
- Studiuję z Leo, jestem jego przyjaciółką, chyba jedyną na uczelni - rzekła lekko urażona dziewczyna, spoglądając chłodno na czarnowłosego i zauważając, że jego wygląd dziwnie pasuje do opisów byłego chłopaka punka, które udało jej się z niego wyciągnąć. - Mój tata zna zarządcę szpitala, przy którym parę razy widziałam Leo, więc...
- Jasne, niech ci będzie - przerwał jej prychnięciem Jackson, wciąż wpatrując się w nią nieprzychylnie i dostrzegając kilka szczegółów, które utwierdziły go w przekonaniu, że ma do czynienia z rozpuszczoną córką jakiegoś bogacza. - Ładna torebka, pewnie droższa od całego szpitala - mruknął cierpko, puszczając ramię małego ogrodnika, i pogłaskał po głowie Kruszynkę, która do niego podeszła. Poppy zamrugała, odruchowo spoglądając na swoją torebkę, po czym westchnęła cicho, zauważając kilka szczegółów, które uświadomiły jej, że niebieskooki jest kimś z problemami finansowymi.
- Możecie się uspokoić? - odezwał się niespodziewanie Oleander, który milczał przez dłuższy czas. Jackson i niebieskooka spojrzeli na niego z pewnym zdziwieniem, po chwili jednocześnie spuszczając wzrok, kiedy dotarło do nich, że nie powinni się kłócić. - Wszyscy chcemy jakoś pocieszyć Leo, ale... on chyba nie chce - powiedział smutno, wspominając leżącego prawie bez ruchu punka, który od wielu godzin nie opuścił pokoju. Martwił się o niego, bo chłopak od dawna nic nie zjadł, ani nawet nie odezwał się ani słowem. Westchnął ciężko, mimowolnie dotykając dłonią opaski na oku, jednocześnie wiedząc, że nie może sobie teraz pozwolić na żadne ataki paniki. Kilka razy czuł, że nadchodzą, ale świadomość tego, że załamany zielonooki leży w pokoju obok w jakiś sposób je powstrzymywała. Jasnowłosa spojrzała na Oliego z pewnym zamyśleniem, po czym uśmiechnęła się smutno, kładąc dłoń na ramieniu białowłosego.
- Leo raczej... nie lubi mówić o uczuciach - zaczęła z wahaniem, nie mając do końca pewności, co mogą teraz zrobić. - Myślę, że... wystarczy, jeśli przy nim pobędziesz - rzekła, starając się zabrzmieć przekonująco. Zerknęła na czarnowłosego, dostrzegając, że ten wpatruje się w małego ogrodnika z czymś podobnym do zazdrości, jednak w żaden sposób nie protestuje. - Idź do niego, na pewno to doceni - dodała pokrzepiającym tonem, delikatnie popychając niższego chłopaka w kierunku korytarza. Oli spojrzał na nią z lekką niepewnością, jednak w końcu westchnął cicho i ruszył powoli do pokoju, w którym przebywał zielonooki, czując silną potrzebę, żeby w jakiś sposób poprawić jego samopoczucie, tak jak on zawsze poprawiał humor białowłosego.

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz