- Możemy rusza... - zaczęła Genevieve, chcąc zamknąć za sobą drzwi samochodu, jednak ze zdumieniem poczuła, jak coś w ostatniej chwili jej to uniemożliwia, po czym drzwi ponownie otworzyły się na oścież, a Vincent bezceremonialnie wepchnął się na tylne siedzenie, spychając dziewczynę na środek i ignorując jej próby wyrzucenia go z auta.
- Możemy ruszać, proszę pana - rzekł z uśmiechem czarnowłosy do pana Marka, który uniósł brew na widok tego, co działo się na tylnym siedzeniu, lecz tylko wzruszył ramionami, włączając się do ruchu. Niezbyt przepadał za pirokinetykiem, jak większość osób, które wiedziały, jakie zniszczenia chłopak wyrządził w bazie blondynki, ale już od początku miał świadomość, że wybuchowy charakter Vincenta w połączeniu z władczą naturą Genevieve prędzej czy później doprowadzi do czegoś takiego. W głębi duszy wierzył, że czarnowłosy jest tak naprawdę dobrym chłopakiem, tak samo jak reszta osób posiadających zdolności, dla których los po prostu okazał się niezbyt przychylny.
- Vincent, stary, co ty odwalasz? - spytał zdziwiony, ale i ucieszony na widok przyjaciela Rick, odwracając się na przednim fotelu do tyłu, obserwując, jak Genevieve stara się bezskutecznie zepchnąć ciemnookiego na skraj siedzenia, aby ona sama nie musiała tak bardzo przyciskać się do nieprzytomnego Zacka.
- Masz opuścić ten samochód, albo... - wymamrotała groźnie wściekła blondynka, mrużąc oczy i rzucając intruzowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Wyluzuj, chcę tylko pogadać - mruknął z delikatnym niezadowoleniem kurier, któremu także niezbyt się podobała wizja przebywania tak blisko błękitnookiej. - Musimy ustalić kilka kwestii - dodał, poważniejąc i spoglądając chłodno na uzdolnioną, na co dziewczyna uniosła brew z zamyśleniem, dostrzegając w jego ciemnych oczach pewną groźbę. Genevieve prychnęła cicho i założyła nogę na nogę, uważając, by jej sukienka zbytnio się nie podwinęła, po czym kiwnęła głową na Ricka, który skrzywił się sfrustrowany, ale po chwili wcisnął przycisk, mamrocząc gniewnie pod nosem i zasuwając szybę między przednią, a tylną częścią samochodu.
- Teraz nikt nas nie słyszy - rzekła blondynka, z pogardą strącając dłonią głowę Zacka, która opadła na jej ramię pod wpływem gwałtownego zakrętu. - O czym chcesz rozmawiać? - spytała podejrzliwie, zakładając ręce na piersi i unosząc nieco podbródek, z wyższością spoglądając na Vincenta.
- O Ophelii - odparł chłopak, rozsiadając się wygodniej i zabierając błękitnookiej jeszcze więcej miejsca. Jedną dłoń wplótł we włosy, przeczesując je odrobinę nerwowo, a drugą zacisnął w pięść, unosząc ją nieznacznie do góry, a kiedy westchnął ciężko, pięść na krótki moment zajęła się ogniem, przez co Genevieve wzdrygnęła się gwałtownie, mimowolnie przysuwając się bliżej rudowłosego. Pirokinetyk zauważył jej strach, na co zamrugał lekko zdziwiony, jednak po chwili uśmiechnął się cierpko, gdyż w tej sytuacji nie był w stanie dłużej czerpać satysfakcji ze swojej niewielkiej przewagi nad blondynką. Użył swojej zdolności, aby trochę się uspokoić i zebrać myśli, a nie po to, żeby nastraszyć dziewczynę, lecz uznał, że nie ma potrzeby jej o tym mówić.
- Twoja mała uzdolniona, mogłam się domyślić - wymamrotała z wyczuwalną irytacją, chcąc zatuszować swoją wcześniejszą reakcję na płomień chłopaka i spoglądając zrezygnowanym wzrokiem na głowę Zacharego, która ponownie oparła się o jej ramię.
- Co zamierzasz z nią zrobić? - spytał bez owijania w bawełnę czarnowłosy, zakładając ręce na piersi i marszcząc brwi, ze zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź Genevieve, która zmrużyła oczy, zastanawiając się przez moment nad jego pytaniem.
- W jakim sensie? - mruknęła ostrożnie, przez moment rozważając, czy nie byłoby lepiej spróbować jakoś pozbawić Vincenta przytomności i sprowadzić do bazy, aby zamknąć go w szczelnym i odpornym na jego moc pomieszczeniu, ale doszła do wniosku, że mogłoby to być zbyt ryzykowne, więc nie chcąc narażać nikogo obecnego w aucie, westchnęła zrezygnowana, zakładając za ucho luźny kosmyk włosów. - Zależy mi na jej bezpieczeństwie, tak samo jak tobie - powiedziała w końcu, ostatni raz prychając pod nosem na widok leżącego na jej ramieniu Zacka, uznając, że jakoś uda jej się to wytrzymać. - Sam wiesz, że Rosales się jej przygląda - dodała, starając się wykorzystać swój stały argument, licząc na to, że może tym razem będzie w stanie całkowicie przekonać kuriera do swoich racji. - Jeśli pozwolisz mi...
- Genevieve, wiem o tym - przerwał jej cicho ciemnooki, drapiąc się po karku i zerkając przez okno, unikając jej wzroku. Dziewczyna zamrugała zdezorientowana, nie spodziewając się tego po pirokinetyku, po czym podejrzliwie zmrużyła oczy, ściągając ze swojego uda bezwładną dłoń rudowłosego, która wylądowała tam przez kolejny gwałtowny zakręt. - Mam świadomość, że nie powstrzymam porwania Ophelii, nawet gdybym chciał - dodał gorzko, wpatrując się w swoje buty i przygryzając wargę. Ciężko mu było to przyznawać, jednak już od jakiegoś czasu miał wrażenie, że telekinetyczka powinna przyłączyć się do Genevieve, gdyż tam byłaby najbezpieczniejsza. Nie tylko Rosales, ale również nieuchwytny mężczyzna z blizną stanowili duże zagrożenie, a on nie potrafiłby poradzić sobie ze stratą rudowłosej. Nie miał ochoty na oddawanie Ophelii w ręce tej wiedźmy, lecz jednocześnie wiedział, że to prawdopodobnie jest najlepsze wyjście, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że sam planował ukryć się przed Genevieve, by ta już więcej go nie wykorzystywała. Chronienie telekinetyczki przy równoczesnym uciekaniu przed blondynką było praktycznie niemożliwe, a chłopak domyślał się, że brak doświadczenia rudowłosej działał na jej korzyść, ponieważ dzięki temu nie zostałaby wysłana na żadną niebezpieczną misję. - Skoro obok ciebie siedzi jej nieprzytomny brat, zapewne już coś kombinujesz - uniósł brew z konsternacją, zastanawiając się przez krótki moment, czy błękitnooka faktycznie podjęła już poważne kroki, by zrekrutować Ophelię, jednak przypomniał sobie kłótnię między nią a Rickiem, z której jasno wynikało, że porwanie szarookiego wcale nie było zaplanowane. - Właściwie dlaczego go wzięłaś? - spytał zaciekawiony, gdyż w zaułku Genevieve nie chciała zdradzać szczegółów na ten temat.
- Nie musisz tego wiedzieć - odparła jedynie chłodno, na razie nie mając zamiaru rozpowiadać nikomu o tym, że Adderley-Roy jakimś cudem odkrył, że jest córką Rosalesa. - Wracając do tego, co mówiłeś wcześniej, mogę uznać, że nie będziesz mi przeszkadzał przy sprowadzaniu Ophelii? - spytała wciąż z lekką podejrzliwością, ponieważ ciężko jej było uwierzyć w zmianę zdania Vincenta.
- O ile obiecasz, że nie będziesz jej wysyłać na żadne misje, ani narażać na niebezpieczeństwa - powiedział stanowczo czarnowłosy, spoglądając na nią ostrzegawczo i mimowolnie zapalając kilka małych płomyczków na czubkach palców. Blondynka zmrużyła oczy, stukając paznokciem o udo i zastanawiając się nad wymaganiami chłopaka, nie potrafiąc domyślić się powodu, dla którego tak nagle postanowił ponownie się z nią układać, choć jeszcze wczoraj jasno przedstawił, że nie zamierza z nią dłużej współpracować.
- Co ty kombinujesz, Vincencie? - spytała, unosząc brew z zamyśleniem i obserwując, jak ciemnooki bawi się niewielkim płomieniem na swojej dłoni, na przemian gasząc go i zapalając.
- Nie musisz tego wiedzieć - odparł z uśmiechem, choć jego spojrzenie pozostało poważne.
CZYTASZ
Uzdolnieni
Khoa học viễn tưởngPsychopatyczny ogrodnik, studiujący fizykę punk i uzależniona od kawy otaku.