117

9 3 3
                                    

Migająca lampa uliczna wydawała z siebie ciche trzaski, aż w końcu zgasła całkowicie, pogrążając w ciemnościach przechodzącego pod nią Oleandra. Bezpański kot zjeżył się na widok chłopaka i uciekł na drugą stronę ulicy, wskakując na czyjeś podwórko i znikając w krzakach. Białowłosy nie zwrócił na to uwagi, idąc przed siebie i nieobecnym wzrokiem wpatrując się w jakiś punkt w oddali, bardziej skupiając się na swojej plątaninie myśli, niż na tym, co widzi. Zacisnął pięści, czując na skórze resztki zaschniętej krwi, nie przejmując się, czy to jego własna krew z ran, których się nabawił przez desperackie przerzucanie gruzów, czy to krew pechowego pijaczka, który zaczepił go na ulicy. Oli zrobił dobry użytek z trucizny paraliżującej, dzięki czemu mógł się trochę wyżyć, zupełnie nie myśląc o tym, że ktoś może go zobaczyć. Skoro Leo już nie ma, nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, czy jego działania są dobre, złe czy absolutnie nieludzkie, bo niby dlaczego miałby przejmować się czyimś nic nie wartym życiem, skoro jego własne bezcelowe życie było tylko pasmem tragedii, traum i nieszczęścia. Najpierw stracił matkę, która nigdy go nie kochała, potem fałszywe życie, jakie wiódł w sierocińcu, następnie był świadkiem śmierci pani Fillies, a teraz musi się jeszcze pogodzić ze śmiercią Leo? Śmiercią pierwszej osoby, która go polubiła, i która stała się dla niego najważniejsza na świecie? Odetchnął głęboko, czując jak coraz mocniej ściska go w gardle, jednak nie pozwolił sobie na płacz. Nie zamierzał płakać, dopóki nie zobaczy martwego ciała swojego ukochanego. Postanowił podejść do tego na chłodno, uświadomił sobie, że zniszczenie bazy wymagało wiedzy nie tylko na temat lokalizacji, ale również tego, kto się znajdował w środku. Czwórka uzdolnionych niewątpliwie była kuszącym celem, więc jeśli za wysadzeniem stał Sasaki, szanse na to, że Leo i reszta najpierw zostali zabrani z bazy, były bardzo wysokie. Co prawda, Leo oficjalnie nie był uzdolnionym, lecz białowłosy miał przeczucie, że Shota jest człowiekiem raczej ostrożnym i wolałby porwać o jedną osobę za dużo, niż za mało. Myślenie o tym nie dawało Oleandrowi zwykłej, naiwnej nadziei, ale raczej napędzało jego chęć zemsty na osobie, która odebrała mu zielonookiego. Prawdopodobieństwo, że to ktoś inny zniszczył bazę, było niskie, poza tym Sasaki już i tak naraził się białowłosemu, porywając Ophelię. Jeśli tylko cokolwiek stało, lub stanie się Leo z winy Japończyka, Oleander zapewni mu śmierć tak powolną i bolesną, że Sasaki w końcu sam poderżnie sobie gardło.

Jackson był przerażony. Śmiertelnie wręcz przerażony. Siedział na ławce na sali treningowej, mimo woli próbując przysunąć się jak najbliżej ściany, żeby tylko jakimś cudem nie wejść w pole rażenia. Obserwował z napięciem, jak Jasmine i Siódemka obrzucają się błyskawicami, ogniem i wyzwiskami, potem biją się na pięści, tarzają po podłodze i znowu obrzucają ogniem i błyskawicami, by po chwili jak gdyby nigdy nic podawać sobie wodę i plotkować o jakichś pierdołach. Zupełnie jakby moment wcześniej nie próbowały się nawzajem pozabijać. Czarnowłosy nigdy nie zwracał większej uwagi na dziewczyny, ale był prawie pewien, że normalne dziewczyny się tak nie zachowują.
- Zginę marnie... - wymamrotał cicho sam do siebie, nerwowo wykręcając sobie palce i zapominając na chwilę o własnej depresji i zapędach samobójczych. Bycie spalonym na skwarka i trafionym błyskawicą w jednym momencie nie brzmiało zbyt zachęcająco. W duchu liczył na to, że jeśli będzie siedział cicho i się nie ruszał, to te przerażające istoty zapomną o jego istnieniu i dadzą mu spokój, jednak na swoje nieszczęście przypadkowo nawiązał kontakt wzrokowy z Jasmine, która przywołała go ruchem głowy.
- Dalej, młody! Twoja kolej - powiedziała rudowłosa, a stojąca obok niej Siódemka z ciekawością uniosła brew, równocześnie odkręcając swoją butelkę z wodą, by w razie czego mogła zainterweniować, gdyby trzeba było ugasić jakiś pożar.
- Tylko nie bądź dla niego... zbyt okrutna - mruknęła do zielonookiej, która jedynie machnęła lekceważąco ręką.
- Dalej, dalej, nie mamy całego dnia! - pirokinetyczka zwróciła się do chłopaka ponaglającym tonem, przez co Jackson wzdrygnął się ze strachu, tracąc ostatnią, nikłą nadzieję na to, że jakimś cudem uda mu się wtopić w ścianę. Westchnął ciężko, nie spuszczając wzroku z Jasmine w obawie, że dziewczyna zamierza zaatakować go z zaskoczenia, a następnie z wahaniem wstał powoli z ławki, czując się trochę jak na lekcji wychowania fizycznego w liceum. Na pewno czymś oberwie w ciągu następnych piętnastu minut.
- Uprzedzam, że nie potrafię w nic grać... ani się bić... - wydukał, licząc na jakąkolwiek litość ze strony swoich przyszłych oprawców.
- Widać - mruknęła pod nosem blondynka, mimowolnie mierząc go wzrokiem, zdziwiona trochę tym, że czarnowłosy założył na siebie bluzę. Wyraźnie za dużą na niego bluzę, ale przynajmniej Sasaki pomyślał o tym, by dać mu jakieś ubrania. Zauważyła wczoraj, jaki Jackson jest wychudzony, w dodatku dostrzegła też podejrzane sine ślady na jego rękach, ale domyślała się, że póki co lepiej nie pytać. Jednak nawet jeśli niebieskooki nie chciał o nich mówić, to zakładanie bluzy na trening, który jasno został określony słowem trening, wydawało jej się co najmniej nierozsądne. Zwłaszcza że widać, w jak kiepskim stanie znajduje się jego kondycja fizyczna.
- Zanim zaczniemy się bić, chcę zobaczyć, czy coś w ogóle potrafisz - mruknęła Jasmine, podchodząc do niego, i uniosła brew, kiedy chłopak tak się w sobie skulił, że prawie zniknął. - Daj rękę, zdejmę ci ogranicznik - rzekła ponaglająco, bardzo niezadowolona z tego, że teraz mają wydzielony czas na korzystanie z sali treningowej i muszą się sprężać. Czarnowłosy zamrugał z niezrozumieniem, nie wiedząc, o co chodzi dziewczynie z ogranicznikiem, ale z wahaniem podał jej rękę, woląc się nie narażać. - Drugą rękę - wymamrotała zielonooka, wzdychając ciężko, na co Jackson znowu zamrugał, po czym lekko zmieszany posłusznie uniósł właściwą rękę. Siódemka za nimi próbowała nie parsknąć śmiechem, jednocześnie szczerze zdziwiona tym, że najwyraźniej niebieskooki albo zapomniał, albo nawet się nie zorientował, że ma na ręce metalową bransoletę. Jasmine wyjęła kluczyk z kieszeni swoich spodenek, jakoś dziwnie się czując ze świadomością, że obecnie to ona w pewnym sensie ma kontrolę nad zdolnością chłopaka, bo zazwyczaj to jej ktoś zakładał ogranicznik. Dopóki Sasaki nie zdejmie nakazu noszenia tych metalowych bransoletek przez cały czas przez prawie wszystkie obiekty, to przed salą treningową będą stać strażnicy, których zadaniem jest zdejmowanie ograniczników przed wejściem i zakładanie ich po wyjściu z treningu. Dzisiaj w drodze wyjątku rudowłosa dostała kluczyk do ogranicznika Jacksona, ale rozumiała, że to pewne dodatkowe zabezpieczenie na wypadek, gdyby czarnowłosy miał problem z kontrolowaniem swojej nowej mocy.
- Co to za bransoletka..? - odezwał się niepewnie Jackson, kiedy zielonooka majstrowała przy urządzeniu, bo ta kwestia zastanawiała go od wczoraj, jednak jakoś tak bał się o to spytać i zwrócić na siebie uwagę dwójki dziewczyn.
- Powstrzymuje cię od używania zdolności - odparła Jasmine, na co chłopak zmarszczył brwi z niezrozumieniem.
- Niby jakiej zdolności? - mruknął cicho, bo wątpił, by ktoś zadał sobie tyle trudu, by uniemożliwić mu pisanie jego smętnej poezji.
- Twojej zdolności - rudowłosa przekręciła kluczyk i z satysfakcją ściągnęła z niego urządzenie, bo przedtem nie sądziła, że to będzie takie skomplikowane. - Dobra, a teraz na spokojnie postaraj się... - rękaw bluzy Jacksona w ciągu sekundy pokrył się płomieniami, a po drugiej sekundzie przerażony chłopak stracił przytomność, dokładnie w momencie, w którym Siódemka zaczęła oblewać go wodą. Skołowana Jasmine zamrugała, jeszcze trzymając w dłoni ogranicznik niebieskookiego, a kiedy napotkała sfrustrowany wzrok blondynki, która pobiegła po gaśnicę, tylko wzruszyła ramionami, nawet nie wiedząc, co powiedzieć. - Przecież mówiłam, że na spokojnie...

UzdolnieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz