85. Obiecaj że tego nie zrobisz. Przyrzeknij na mnie.

1.5K 102 23
                                    


Usłyszałam pod domem parkujący samochód. Podeszłam szybko pod okno odsłaniając delikatnie firankę. Ujrzałam polonistkę która wyłączała już silnik samochodu. Otworzyła drzwi i wyszła z pojazdu. Przekręciła klucz i zamknęła samochód. Usłyszałam również agresywne otwarcie drzwi. Po chwili ujrzałam rodzicielkę idącą agresywnym krokiem w stronę nauczycielki. Pani Kasia oczywiście się uśmiechnęła na jej widok i wysunęła w jej stronę dłoń chcąc się przywitać. Rodzicielka natomiast wzięła zamach i uderzyła kobietę w lico. Widząc to nie zastanawiałam się dłużej. Wzięłam już wcześniej spakowaną torbę - kiedy czekałam aż przyjedzie, postanowiłam się przygotować i spakować potrzebne rzeczy. Wyciągnęłam tylko z szafy jakąś cieplejszą kurtkę bo pogoda coraz to częściej zaskakuje ludzi. I szybko zbiegłam po schodach na dół. Zauważyłam że obok herbaty rodzicielki znajduje się mój wyłączony telefon. Podeszłam pod niego i chwyciłam go po czym szybko schowałam do kieszeni. Ubrałam buty nie zawiązując sznurowadeł. Wyszłam do kobiet i zaczęłam ciągnąć matkę za rękę.
- Zostaw ją! - powiedziałam stanowczo i mocniej pociągnęłam rodzicielkę, a ta upadła na ziemię.
Puściłam ją i spojrzałam na Buring, która miała już łzy w oczach.
- Właź do samochodu! - powiedziałam w jej stronę, a ta się mnie posłuchała. Rzuciłam torbę na tylne siedzenia i spojrzałam jeszcze raz na rodzicielkę która już się podnosiła z ziemi.
- Chyba se żarty robisz, że wsiądziesz do jej samochodu i u niej przenocujesz. - rzuciła na mnie nerwowym spojrzeniem.
- To nie są żarty. Czy ja potrafię żartować? - kiedy wiedziałam że w samochodzie jest pani Kasia, czułam się znacznie pewnie siebie oraz czułam bezpieczeństwo. Wiedziałam że jak rodzicielka coś mi zrobi to Buring wyjdzie z ratunkiem. A bynajmniej na to liczyłam.
- Wracaj do domu i się nie wygłupiaj.
- Nie mamo, to Ty zacznij szanować moje decyzje.
- Ale jaka to jest decyzja?! Kochanie się ze starą...
- Przestań! Mówiłam Ci już skończ z tym. Ty sama nie wyglądasz na młodo.
- Słucham? - zmarszczyła brwi. - Co Ty powiedziałaś? - zbliżyła się do mnie i przystawiła dłoń do ucha, pokazując że chyba źle usłyszała.
- To...co...powiedziałam. Nie udawaj że nie usłyszałaś.
- Wracaj do chałupy i to w podskokach.
- Tak? To w podskokach patrz jak wracam do chałupy. Ale nie do tej co trzeba.
Otworzyłam tylne drzwi od samochodu i weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i kazałam kobiecie jechać. Kobieta zamknęła nas od środka i przekręciła kluczyki w stacyjce. - No ruszaj! - poganiałam nauczycielkę, a ta szybko wbiła jedynkę i dodała więcej gazu. Samochód się zerwał i ruszył z głośnym piskiem. Zajrzałam za siebie i obserwowałam rodzicielkę która zaczęła zbierać kamienie i rzucać nimi w naszą stronę.
- Możesz mi wytłumaczyć...
- Jedź, ale nie do domu. W jakieś spokojne miejsce gdzie nikt nas nie zobaczy. Wszystko Ci zaraz wytłumaczę. - spojrzałam się na wewnętrzne lusterko. Widziałam że kobieta nadal ma łzy w oczach. To zabolało bardziej. Swoją głupotą zraniłam kobietę która nie zasługiwała na ból. Wiedziałam jeszcze że bardziej ucierpi. Nie mogę dopuścić więc do tego by moja matka przyszła do szkoły i złożyła skargę na polonistkę.

Kobieta zatrzymała się na parkingu w lesie, który znajdował się kilkadziesiąt kilometrów od jej domu. Zgasiła samochód ale zostawiła światła włączone. Odpięła pas i odwróciła się w moją stronę.
- Możesz mi powiedzieć o co tu kurwa chodzi?! - zaczęła pierwsza.
- List był w moim pokoju.
- Przeczytała go, tak?
- Sama widzisz jej reakcję więc...
Uderzyła o kierownicę.
- Kur... - zaczęła klnąc pod siebie. Wysiadłam z samochodu i poszłam usiąść na miejscu z przodu by mieć z nią lepszy kontakt.
- Kochanie... - położyłam dłoń na jej kolanie. Kobieta natomiast zabrała moją rękę. Nie chciała czuć mojego dotyku, była widocznie za bardzo na mnie zdenerwowana.
- Proszę Cię wyjdź z samochodu.
- Co? - spytałam chcąc żeby powtórzyła jeszcze raz.
- Wyjdź.
- Chyba nie zosta...
- Wyjdź!! - spojrzała się na mnie. Jej twarz była cała czerwona i zapłakana. Mi samej zaczęły znów przybywać te nieznośnie łzy. - Wyjdź. - powiedziała ostatni raz bardzo stanowczo i wytarła swoje łzy dłonią. Wyszłam więc z samochodu i stałam patrząc się jak wryta na nauczycielkę. Kobieta zasłoniła się dłońmi. Wyglądało to strasznie, dostała nagłego ataku którego najwyraźniej nie chciała żebym zobaczyła. Zaczęła ciągnąć się za włosy. Krzyczeć. Bić w kierownicę przez co słyszałam nie jeden klakson. Wyrwała sobie trochę włosów. Biła się po głowie. Zadawała sobie ból uderzając się po twarzy. Złapałam za klamkę i zaczęłam ciągnąć. Kobieta zamknęła się w środku. Pozostało mi nic innego jak tylko patrzenie się na nią i obserwowanie tego jak kobieta cierpi. Obeszłam samochód. Zapukałam w szybę. Kobieta mnie zlała i dalej zadawała sobie ból. Uderzałam w szybę coraz bardziej, ale to nic nie dawało. Nie byłam w stanie nic zrobić. Rozejrzałam się szybko po okolicy. Było ciemno. Tylko światła mijania oświetlały drogę przed samochodem. Rzuciłam tam wzrokiem i światła idealnie oświeciło jedno z dość grubych drzew. Podeszłam i zaczęłam w nie kopać z całych sił. Zawsze będę pamiętać o słowach Merch żebym kopała w drzewo. Tylko tym razem musi przetrwać relacja moja z Buring. Zaczęłam coraz mocniej kopać. Światła nagle zgasły. Zrobiłam wielkie oczy i odwróciłam się. Szukałam wzrokiem samochodu. Usłyszałam natomiast jak ktoś zamyka drzwi od pojazdu i stawia kroki w moją stronę.
- Pani Kasiu? - zapytałam trochę się jąkając. Kroki nagle ucichły a ja poczułam jak ktoś opiera się o drzewo w które kopałam. Dłonią zaczęłam szukać ręki kobiety. - Pani Ka..
Nauczycielka złapała mocno moją dłoń i ją ścisnęła.
- Przecież jestem.
- Która jest godzina? - spytałam.
- Grubo po północy.
- Przepraszam. - przełknęłam głośno ślinę i położyłam głowę na jej ramieniu. - Wiesz że nigdy bym tego nie chciała dla nas. Dla Ciebie.
- Nie cofniesz czasu, choć bardzo bym chciała.
- Nie cofnę, choć naprawdę zrobiłabym wszystko by cofnąć.
- Najwyżej Nowicka mnie wyleje. - głos kobiety zaczął się znów łamać.
- Kochanie...
- Daj spokój. Mogłam się tego spodziewać. Romans z uczniem to ryzyko. To nie pierdolona komedia romantyczna.
Zamilkłam. Zaczęłam coraz bardziej myśleć co robić żeby matka nie poszła do szkoły. Do głowy zaczęły przychodzić mi głupie pomysły.
- Zabiję moją matkę. - powiedziałam stanowczo, a po chwili przełknęłam ślinę, tak że było ją słychać.
- Nie. Wybij to sobie z głowy Diana, żadnego morderstwa, a tym bardziej nie matkę.
- Ale ona chcę nam zniszczyć życie!
- Ale to nie oznacza że masz ją zabijać, co Ty idziesz w ślady Marty i Kamila?! Obiecaj mi że tego nie zrobisz. Przyrzeknij na mnie.
- Okej... okej.
- Przyrzeknij powiedziałam!
- Przyrzekam na Ciebie. - głośno wzdychnęłam. Między nami była cisza aż nagle usłyszałam jak nauczycielka nabiera oddechu.
- Diana...
- Tak?
- Powiedz mi że będzie dobrze. - wtuliła się we mnie chowając twarz w moją szyje.
- Skarbie, obiecuję że będzie dobrze. Zobaczysz sama. Jeszcze wszystko się ułoży tak jak sobie zaplanowałyśmy.
- Gdzie ja teraz pójdę do pracy?
- Nie myśl jeszcze o tym, mówię... zrobię wszystko żeby matka nie poszła na skargę. Nie mogą Cię wyrzucić. Jesteś nam potrzebna.
- Chyba tylko Tobie.
- Nie, bo to dzięki Tobie napisze dobrze maturę. A teraz się zamknij, nie myśl o tym i się mocno wtul.

Po dwóch godzinach tak naprawdę siedzenia na zimnym dworze i na odreagowaniu. Wsiadłyśmy do samochodu i jechałyśmy już obydwie zmęczone do domu pani Kasi. Tak bardzo marzyło mi się ciepłe wyrko, gorąca kąpiel i jeszcze czułe objęcie kochającej kobiety. Przysnęło mi się w samochodzie. A kiedy otworzyłam oczy widziałam już siebie w łóżku a obok siedziała polonistka. Przeciągnęłam się i przytuliłam do kobiety.
- Dlaczego nie śpisz? - spytałam zatroskana.
- Bo nie będę w stanie zasnąć.
- Skarbie... za kilka godzin musisz wstać do pracy.
- Jest mi nie dobrze jak o tym myśle. Diana, ja nie dam rady.
- Ale o co chodzi?
- Nie pójdę do pracy.
- Ej... - usiadłam na łóżku i złapałam ją za twarzyczkę. - My jesteśmy dwie, moja matka jest jedna.
- Ale ona przeczytała kartkę...
- Ale to ja ją mam przy sobie nie ona. Nie ma dowodów.
Zauważyłam jak kobiecie robi się coraz bardziej lżej. Pocałowałam ją delikatnie w usta.
- Poza tym, ma rano do pracy. Tak właśnie myśle nad tym żeby przed szkołą pójść po samochód i trochę pogrzebać w jej papierach.
- Co? Po co Ci jakieś papiery?
- Moja matka miała kiedyś problemy zdrowotne, mogę ją wrobić w to że jest chora psychicznie.
- Diana, nie. To pójdzie za daleko.
- Lepiej stracić ją niż Ciebie...

Dzień Dobry Pani BuringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz