61. Diana to jest nienormalne...

1.5K 96 20
                                    


Pękło mi serce. Oparłam się pośladkami o biurko nauczycielki i spoglądałam załzawionymi oczyma na jej lekko zdenerwowaną twarz.
- Pani Kasiu, - zareagowałam sztucznym śmiechem - chyba pani nie wie co mówi.
- Czyli to co działo się na tej wycieczce to nie było prawdziwe.. - stwierdziła rozglądając się po całej klasie. - Ta miłość również nie była prawdziwa. To jak mnie całowałaś również nie było prawdziwe. Nasz pierwszy raz też.. - uderzyła ręką w biurko. Odsunęłam się od niej a ta załamana oparła swoje ręce o biurko i złapała się za twarz. Nie chciała pokazać jak cierpi i jak to ją zraniło. Usłyszałam jej cichutki płacz. Położyłam dłoń na jej ramieniu i kucnęłam obok płaczącej kobiety. Swoją głowę położyłam na jej udzie a ręka która spoczywała na jej ramieniu, przejechała po jej plecach.
- Skończyłaś już lekcje, więc najlepiej będzie jak po prostu już sobie pójdziesz. - powiedziała stanowczo.
- Czy nie możemy normalnie porozmawiać? - spytałam i otarłam swoje oczy od łez.
- Proszę Cię, - pociągnęła nosem i odsłoniła swoją całą zapłakaną twarz.- pójdź już sobie.
Podniosłam się i spojrzałam w głąb jej czerwonych od płaczu oczu. Zbliżyłam swoją twarz do jej czoła i pocałowałam ją czule w czółko. Odsunęłam się od niej a polonistka obserwowała mnie dopóki nie zniknęłam jej z widoku. Zamknęłam drzwi. Usłyszałam jak zaczęła walić w biurko i bardziej dała ponieść się emocją. Nie wiedziałam co robić, czy mam się jej posłuchać i dać jej spokój czy jednak zostać i udowodnić jej że jest dla mnie na prawdę ważna. Stałam tak kilkanaście sekund patrząc na przyrodę za oknem i szukając odpowiedzi na moje pytanie. Odwróciłam się w stronę drzwi i pewnie złapałam za klamkę. Weszłam z powrotem do sali gdzie siedziała załamana polonistka. Spojrzała się w moją stronę i zasłoniła ręką twarz.
- Mówiłam Ci Diana skończyłaś lekcje to najlepiej będzie jak już pójdziesz.
- Nie. - podeszłam do niej bliżej i uklękłam. Miałam wrażenie że serce mi zaraz wyskoczy. Chwyciłam za nadgarstek ręki którą się zasłaniała i pociągnęłam w dół, tak bym mogła zobaczyć jej twarz która jest cała mokra od jej łez. - Może się nie przygotowałam, ale pani Katarzyno, proszę.. niech pani za mnie wyjdzie.
Rzuciła na mnie wielkim i zdziwionym spojrzeniem. Widziałam jak przyspiesza jej oddech. Kobieta głośno przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech ustami. Wstała i wyrwała swoją rękę z mojego uścisku.
- I tak miałam już wychodzić.
- Nie, czekaj. - pani Buring złapała za swoją torbę i zamknęła laptopa. - Ja mówię na poważnie. Wyjdź za mnie. Spraw bym stała się szczęśliwym człowiekiem bo tylko Ty jesteś w stanie mnie tak bardzo uszczęśliwić. - wstałam. - Kasiu, przy Tobie jest mi dobrze. Dlatego proszę Cię, wyjdź za mnie. Sprawmy żeby ten świat był lepszy i znacznie kolorowy. Spędźmy razem resztę życia. Zamieszkajmy razem. Zbudujmy rodzinę. Posadźmy drzewo. Kupmy psa, albo kota.. dowoli. Chce żebyś była moją żoną. Ciebie najbardziej potrzebuje i pragnę.
Stała i nie była w stanie uwierzyć w to co właśnie słyszy. Położyła ponownie torbę na swoim biurku i spojrzała się na mnie ocierając łzy.
- Diana to jest nienormalne..
- A co na tym świecie jest normalne? - złapałam ją za rękę i się przybliżyłam, drugą dłonią objęłam ją w talii i spojrzałam na jej lekko rozchylone usta. - Wyjdziesz więc za mnie? - szepnęłam.
Na twarzy polonistki ukazał się uśmiech. Widok jej uśmiechniętych ust sprawił że poczułam się znacznie lepiej. Nagle stałam się spokojna. Również się uśmiechnęłam do kobiety i musnęłam jej usta. Otarłam jej policzki od łez i mocno przytuliłam do siebie.
- Diana nie zrozum mnie teraz źle, ale nie mogę za Ciebie wyjść w tym momencie.
- Ponieważ jestem podejrzana o morderstwo? Powiedziałam Ci gdzie byłam i to nie ja zabiłam tą laskę.
- Nie o to chodzi. Bardziej chodziło mi o to że nie jestem ubrana tak jak powinnam, ale też niestety dopóki jestem Twoją nauczycielką to nie mogę się na to zgodzić.
- Moją nauczycielką to Ty będziesz do końca naszych dni. Nawet jak wyjdę z tej szkoły to dalej będziesz mnie uczyć jak przetrwać każdy następny dzień.
- Chyba jak przetrwać ze mną dzień. - poprawiła mnie pani Buring.
- Dalej jesteś na mnie zła? - spytałam.
- Cóż, jestem zła i chyba mi się nie dziwisz dlaczego. Jednak jeśli na prawdę tylko do mnie coś czujesz to w sumie cieszę się że mi powiedziałaś prawdę o Tobie i pani Merch. I chciałabym byś raz na zawsze z nią skończyła. I Diana.. na prawdę proszę Cię zostaw mnie już samą. Chce się uspokoić i przestać myśleć o Tobie i Merch.
- Nie chce Cię tu samej zostawiać.
- Proszę.. odezwę się do Ciebie, ale teraz na prawdę proszę Cię z całego serca, zostaw mnie na chwilę samą.

Dojechałam do domu i zaparkowałam przed bramą do garażu. Zamknęłam samochód i usłyszałam jak czyiś samochód parkuje tuż prawie obok mojego domu. Spojrzałam się w stronę auta a w nim zobaczyłam dwójkę mężczyzn w ciemnych okularach i również patrzących się w moją stronę. Po stronie kierowcy siedział rudy mężczyzna z prawniczym wąsem, a obok niego nieco straszy chłop z łysą glacą. Przewróciłam oczami i niezadowolona z całej tej sytuacji weszłam do środka. Rzuciłam torbę na kanapę w moim salonie i zajrzałam do lodówki za jedzeniem.
- Pustka.. pierdole.
Poszłam z powrotem po torbę i poszłam ubrać buty. Założyłam skórzaną kurtkę i chwyciłam za kluczyki do samochodu. Wyszłam trzaskając mocno za sobą drzwiami i zamknęłam je na klucz. Następnie wsiadłam do samochodu i nie rozglądając się szybko wycofałam. Rudy i łysy zobaczyli jak odjeżdżam i postanowili odpalić samochód po czym zacząć mnie śledzić. Widząc ich w wewnętrznym lusterku przeklnęłam pod nosem i dałam trochę w gaz. Narażam się, ale mam dość że jakaś dwójka debili właśnie mi siedzi na ogonie. Postanowiłam jechać do najbliższego sklepu jednak najbliższy to był ten gdzie pracowała Sandra. W takim razie postanowiłam pojechać do tego drugiego najbliższego.

Weszłam do środka i zaczęłam chodzić pomiędzy regałami z jedzeniem. Szukałam coś co mi się zaświeci w oku i moje kubki smakowe się nagle rozbudzą. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do środka marketu, spojrzałam się za siebie a za mną szedł rudy i łysy, rozglądali się po pułkach szukając jakiegoś prowiantu.
Poczułam nagle jak ktoś łapie mnie za rękaw mojej kurtki i ciągnie ją w dół. Spojrzałam się na tą osobę i obok siebie ujrzałam kobietę w starszym wieku, z wielkimi okularami oraz z laską w ręku.
- Czy możesz mi chłopczyku powiedzieć co ja mam w ręku? - zapytała się staruszka z przymkniętymi oczyma.
- Rękaw kobiecej kurtki specjalnie przeznaczoną dla kobiet, bo niech sobie pani wyobrazi że jestem kobietą.
- To ja nie trzymam puszki z groszkiem?
- W koszyku ma pani puszkę z groszkiem. - nic mi już chyba nie może popsuć tego dnia. Kłótnia z miłością mojego życia, dwójka cweli chodząca za mną krok w krok i teraz jakaś starucha myśląca że jestem chłopem.
- A możesz mi powiedzieć co jest na niej napisane? - wyciągnęła ze swojego platikowego koszyczka puszkę z groszkiem. Podała mi prosto do ręki a ja wzięłam głęboki oddech nosem i zerknęłam na puszkę. Na etykiecie było wklejone zdjęcie zabitej Sandry. Zdenerwowana włożyłam z powrotem do koszyka puszkę tej staruszki i rzekłam:
- Żyć jest bardzo nie zdrowo, kto żyje ten umiera.
Starsza kobieta zmarszczyła swe szare brwi i opuściła wzrok.
- Wzięłam trującą puszkę? Muszę chyba znowu pójść wybrać nową. - zignorowałam kobietę i poszłam za czymś co przypadnie mi do gustu.

Stanęłam w kolejce i po kolei patrzyłam się na batoniki oraz inne dziwne rzeczy porozstawiane dosłownie przy kasie. Złapałam za gumy do żucia i położyłam obok swoich produktów. Za mną stały jeszcze dwie randomowe osoby a za nimi dwójka śledczych. Natomiast teraz kasowana była staruszka od puszki. Im dłużej tutaj byłam tym bardziej stawałam się agresywna. Nie wiem co powoduje u mnie te nerwy, czy to ta dwójka debili czy może ta babcia która tak na prawdę nie zrobiła mi nic złego, ale jednak mnie czymś zdenerwowała. Poczułam w kieszeni swojej skórzanej kurtki wibracje. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran. Dzwonił do mnie mój przyjaciel Eryk. Przejechałam palcem po ekranie odbierając telefon zieloną słuchawką.
- No co jest? - zapytałam pierwsza.
- Jesteś w domu? - spytał z troską chłopak.
- Nie, jestem w sklepie ale zaraz wracam do domu, a coś się stało?
- Chciałbym z Tobą porozmawiać.
- Wiesz co, mogę po Ciebie podjechać, także zbieraj się. Ja czekam już przy kasie, więc kupuje, spakuje i jadę.
- Dobra, w takim razie, do zobaczenia? - powiedział niepewnie.
- No do zobaczenia, pa.
Rozłączyłam się i spojrzałam na babkę z przodu. Kobieta wyciągnęła portfel i wysypała wszystkie monety przy kasjerce.
- To niech pani poszuka tych dwóch groszy, tam gdzieś powinno być bo ja zawsze mam.
Ponownie przeklnęłam pod nosem i zaczęłam tupać jedną stopą z nerwów.
- Kurwa, nie wątpię.. - powiedziałam cicho do siebie.

Dzień Dobry Pani BuringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz