106. Złapałam motylka!

1.1K 96 34
                                    


Minęły dwa dni. A między mną a Buring była cisza. W głowie miałam tylko ją. Chodziły mi po głowie podstawowe pytania. Co robi? Jak się czuje? Potrzebuje pomocy? Jak dojedzie na pogrzeb? Kto pojawi się z jej rodziny? Czy zostać z nią po pogrzebie?
Setki pytań a żadnych odpowiedzi.
Siedziałam w kuchni i piłam kawę. Patrzyłam się na krople deszczu spływające po oknie. Pogoda niestety nie dopisywała. Ale to nie wakacje, tylko dzień pogrzebu. Przykry dzień dla polonistki. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Postawiłam kubek z kawą na kuchennym stoliku i poszłam otworzyć. Po drugiej stronie ujrzałam Karinę pod ciemnym parasolem.
- Gotowa? - spytała ponurym głosem.
- A Ty co masz taki głos?
Dziewczyna odchrząknęła i złożyła parasol wchodząc do środka.
- Za bardzo się wczułam wiesz?
- Widzę. - zostawiłam ją i poszłam dokończyć kawę. Przyjaciółka rozebrała się i poszła za mną.
Usiadłam wygodnie na krześle i dokańczałam kawę. Karinka usiadła na krześle naprzeciw mnie i stukała swoimi czarnymi, przedłużonymi paznokciami po stole. Widzę że bardzo do siebie wzięła ten pogrzeb. Odstawiłam kubek do zlewu i poszłam po torebkę leżącą na kanapie.
- Chodź. - powiedziałam do dziewczyny i poszłam ubierać razem z nią obuwie oraz jakąś czarną cienką kurtkę.

Wsiadłyśmy do samochodu i zapięłyśmy pasy. Dziewczyna spojrzała się na mnie posmutniałą miną.
- Jak się czujesz? - spytała i złapała mnie czule za rękę gładząc ją powoli kciukiem.
- To nie moja matka umarła, a czuje się mimo wszystko trochę źle.
- Rozumiem. - położyła moją dłoń na skrzyni biegów. Odetchnęłam i zabrałam swoją dłoń przekręcając kluczyk w stacyjce. Wycofałam i powoli ruszyłam na cmentarz. Obie z Karinką nie chciałyśmy iść do kościoła dlatego umówiłyśmy się na późniejszą godzinę by pojechać od razu na cmentarz. Włączyłam radio i szukałam stacji radiowej która czysto odbierała sygnał.
- Masz zamiar podejść do Kaśki?
Zerknęłam na zewnętrzne lewe lusterko i złapałam mocniej za kierownice.
- Wcześniej mówiłam że tak, dzisiaj mam obawy. - odpowiedziałam na pytanie przyjaciółki.
- Obawy, jakie?
- Nie wiem Karina. W mojej głowie roi się tyle złych scenariuszy.
Między nami nastała cisza. Byłyśmy już na miejscu tylko pozostało mi kręcić kierownicą w poszukiwaniu jednego wolnego miejsca.
- Ale będę ją szukać wzrokiem. - dodałam po długim czasie.
Zaparkowałam na wielkim parkingu. Na cmentarz miałyśmy zaledwie kilka kroków. Przed pogrzebem zaszłam z Karinką do małej butki i zakupić znicz. Karina pomogła mi z jego wyborem. Poszłam do pani siedzącej przy kasie. Położyłam znicz na jej biurku a kobieta popstrykała po kasie i posłała delikatny uśmiech.
- To będzie 16 zł.
- Dziękuje. - podałam jej do ręki wyliczone pieniądze.
- Przykro mi. - dodała tuż po moich podziękowaniach. - Ludzie odchodzą co jest bardzo bolesne.
- No niestety, życie tak chce by osoby które kochamy jak najszybciej odeszły. - powiedziała za mnie przyjaciółka i wzięła znicz.
- Dowidzenia. - powiedziałam posyłając również delikatny uśmiech do kobiety.
Stanęłyśmy gdzieś z boku by nie rzucać się w oczy. Coraz więcej osób przychodziło na cmentarz. Ubrani w czarne ciuchy i zaopatrzeni w czarne parasolki. Na rękach kobiety miały założone czarne rękawice. Co chwile wyciągały tylko z torebki opakowanie chusteczek higienicznych. Mój wzrok wędrował po nich wszystkich, a szukałam tylko jednej osoby. Szturchnęłam delikatnie Karinkę.
- Nie ma jej.
- Czekaj, przecież nawet nie ma karawanu z trumną.
Faktycznie nie było karawanu. To trochę mnie uspokoiło. Stałyśmy tak i obserwowałyśmy ludzi. W oczy rzuciła mi się Nowicka, czyli nasza dyrektorka. Odwróciłam się do niej tyłem udając że gadam z Kariną.
- Nowicka za mną. - szepnęłam.
Przyjaciółka też ustawiła się tak by nie rzucić się Nowickiej. Nie wiem tak naprawdę dlaczego się chowałyśmy przed dyrektorką. Przecież to pogrzeb a nie wagary. Kobieta poszła od nas z daleka trzymając malutki wieniec i znicz.
- Diana, patrz. - powiedziała poważnym głosem Karina.
Odwróciłam się i zauważyłam idącego na cmentarz Iwana. Jego wyraz twarzy był poważny. Ubrany był elegancko ale w odpowiednich barwach. Nie miał przy sobie parasola przez co mokły mu ubrania i włosy. Zacisnęłam mocno zęby. Miałam ochotę zrobić mu tą samą akcje co w szpitalu, jednak w tym momencie muszę się jakoś zachować. Zacisnęłam pięści i zaczęłam dokładnie oddychać.
- Wystroił się jak szczur na otwarcie kanału. - powiedziałam do przyjaciółki.
- On wygląda ogólnie jak szczur.

Dzień Dobry Pani BuringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz