78. Masz powody do nerwów moje Kochanie.

1.4K 98 46
                                    


Weszłam do domu i rzuciłam torbą w kąt. Próbowałam zdjąć buty które sprawiały mi mały problem bo za każdym razem gdy ruszałam przeciętą dłonią - czułam ból. Z kuchni wyłoniła się rodzicielka która podeszła do mnie trzymając w dłoni wielki garnek ze szmatką.
- Co Ci się stało? - spytała nagle. Widziałam jej zmartwienie na twarzy. Rzuciłam się w ramiona rodzicielki i zaczęłam czuć jak do moich oczu nabywają łzy które niedługo staną się wodospadem. Matka objęła mnie i zmartwienia oraz ze strachu opuściła garnek ze szmatką na podłogę. Jej matczyne dłonie wędrowały po moich plecach dodając mi otuchy.
- Mamo, chyba potrzebuję profesjonalnej pomocy. - oznajmiłam mamie i pociągnęłam nosem.
- No to powiedz mi co się dzieję.
- Nie mamo, - odsunęłam się od kobiety. - profesjonalnej.
- A to nie jestem profesjonalna?
- Mamo proszę. Nigdy Cię o nic nie proszę, tym razem mnie chociaż zrozum i mi pomóż.
- Chcę Ci pomóc. Chodź, zrobię nam coś ciepłego albo naleje jakiegoś wina i pogadamy w cztery oczy.
- Kurwa. - uderzyłam dłonią w pobliską ścianę. - Dlaczego Ty nie rozumiesz że potrzebuje naprawdę pomocy?
- Dziecko, zrozumiałam raz i chce Ci dać wsparcie.
- Ale ja nie chce gadać z Tobą, tylko z kimś kto pomoże mi poukładać to wszystko w głowie.
- To ja Ci nie poukładam? - zapytała i podniosła garnek ze szmatką z ziemi. Obejrzała go i zobaczyła malutkie wgniecenie. - Chyba będę musiała zakupić nowy garnek.
- Świetnie, po prostu znakomicie! Na garnek to Ci nie szkoda, ale na zdrowie własnej córki już tak.
- Kochanie, nie zapominaj że w tym garnku robisz se jedzenie bez którego nie można żyć. - zarzuciła szmatkę na ramię i skrzyżowała ręce.
- A wiesz co daje Ci córka? - spytałam kobiety patrząc się na nią nerwowym wzrokiem.
- Zaskocz mnie.
- Sama powinnaś na to pytanie odpowiedzieć, ale jeśli tak bardzo nie wiesz to już Ci mówię. Daje Ci powód dla którego wstajesz rano i chodzisz do pracy. A bynajmniej taki powód powinien być. - okrążyłam kobietę zabierając po drodze swoją torbę rzuconą w kąt i wbiegłam po schodach na górę. Trzasnęłam drzwiami i zamknęłam się na klucz od środka. Rzuciłam się na łóżko i zakryłam twarz jedną zdrową dłonią po czym cicho zaczęłam łkać. Brak wsparcia ze strony matki. Szanuje za jej chęć do pomocy, ale nie takiej pomocy od niej chciałam.

Każdy następny dzień spędzałam tak samo. Szkoła, nauka, dom, lekcje i pójście spać. Nie odzywałam się do nikogo. Otrzymywałam nie raz zaproszenie na grupowe spotkanie, ale odmawiałam. Nie miałam na tyle siły oraz chęci by spędzać czas z ludźmi. W poniedziałek oczekiwałam aż wejdzie do naszej klasy Karina, niestety nie doczekałam się. Mijał dzień za dniem. Nie długo miały minąć dosłownie 2 tygodnie od tamtego incydentu. Pani Kasia nie próbowała nawet złapać ze mną kontaktu. Nie wiem czy właśnie mam okazje zobaczyć ile dla tej kobiety znaczę - czyli nic. Czy może po prostu jest zajęta pracą i nie ma chwili na odpoczynku. Nauczyciele w szkole bez problemu zauważyli moją nagłą zmianę zachowania jak i spostrzegania świata. Nie jedna, oprócz pani Buring, chciała ze mną pójść do szkolnego pedagoga. W pewnym momencie sama pani pedagog do mnie podeszła z otwartą dłonią. Nie skorzystałam, zawsze byłam przekonana że szkolny pedagog to bujda na resorach. Nigdy nie byłabym w stanie komuś takiemu zaufać. Brak tu wiarygodności że naprawdę jest w stanie zatrzymać tajemnice uczniów wyłącznie dla siebie. Moja chęć do nauki z dnia na dzień się pogarszała. Nie czułam się na tyle dobrze by zrobić zadanie domowe na odpowiedni dzień. Kiedy nauczyciele się mnie pytali gdzie jest moja odrobiona lekcja to zaczęłam zwalać na to że mam słabą głowę i po prostu zapomniałam że było cokolwiek zadane. Niektórzy słyszeli te moje teksty zbyt często, co nie podobało się im. Oceny - to było tragiczne. Nie byłam wzorową uczennicą. Byłam zawsze na równi, ale teraz totalnie znajduje się na poziomie niektórych debili z mojej klasy. Wychowawczynię zaczęło to niepokoić. Nie raz brała mnie na samotne pogawędki i zaczęła grozić że wezwie do szkoły moją matkę. Odmawiałam, choć tak naprawdę nie miałam nic do powiedzenia w tym temacie. Mówiłam jej nie raz że to już się nie powtórzy i zacznę to powoli ogarniać. Frekwencja - też poszła w dół. Nie raz robiłam se wagary i szłam do parku usiąść na ławeczce, słuchając głośno muzyki i paląc przy tym papierosa. Tak, nie jestem w stanie rzucić palenia nawet dla kobiety którą kocham. Ludzie którzy mnie omijali patrzyli się na mnie jak na debilkę. Możliwe że odstraszam ich swoim zachowaniem bądź wyglądem. Byłam nieogarnięta. Byle jakie ciuchy, wszystko pogniecione, fryzura spięta w koka lub w kitka, brak makijażu, podkrążone oczy, wiecznie rozwiązane sznurowadła i smutny wyraz twarzy. Jazda samochodem w moim wykonaniu była niebezpieczna. Nie raz było tak że poza terenem zabudowanym jechałam więcej niż tyle ile powinnam. Zdarzało się że jechałam 180 km/h. Nic tylko złapać i zabrać prawo jazdy. Nie raz myślałam o tym by się bardzo rozpędzić i dobrze wycelować w drzewo. Smierć gwarantowana. Skupiałam się bardziej na tym co mnie wokół otacza niż na drogę więc nie raz się zdarzało że wjechałam na nie swój pas a z przeciwnej strony jechało rozpędzone auto. Jednym słowem - byłam chodzącym po świecie trupem.

Pewnego dnia nie poszłam do szkoły i postanowiłam zostać w domu. Matki nie było w mieszkaniu, musiała załatwić pilną sprawę w sąsiednim kraju więc znów musiałam zostać sama. Tym razem jednak miała wrócić za max 3 dni. Usłyszałam popołudniu dzwonek do drzwi. Leżałam na swoim łóżku i patrzyłam się na sufit. Tylko i wyłącznie rozmyślałam. Kiedy natomiast usłyszałam dzwonek na dole to z niechęcią podniosłam się z wygodnego miejsca i otarłam oczy schodząc na dół po schodach. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz. W przejęciu pojawiła się polonistka z niezadowoleniem na twarzy. Nie przejęłam się jej miną. Jedynie co to ciężko westchnęłam i zaprosiłam kobietę do środka chowając się za drzwiami. Zamknęłam za nią drzwi i bez odezwu poszłam do kuchni nalać sobie soku do kolejnego kubka. Kobieta poszła za mną a na jej twarzy pojawiło się zniesmaczenie.
- Kiedy tu było sprzątane? - zapytała i zakryła swój nos koszulką.
- To nie Ty mieszkasz w tym smrodzie.
- Jak to nie, jesteś moim całym światem. - podeszła do mnie i objęła mnie w pasie. - Powiedz mi co się z Tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałaś.
- Nie wiem co ze mną jest.
- Z dnia na dzień widzę że jest z Tobą gorzej i to wszystko się zaczęło od tego samobójczego incydentu.
- Przepraszam. - wyrwałam się z jej dotyku i okrążyłam ją siadając niechętnie na kanapie. Kobieta położyła torbę obok mojej osoby i poinformowała mnie te idzie na górę tylko skorzystać z toalety. Miałam to tak naprawdę gdzieś. Popijałam sok i włączyłam telewizor. Serfowałam po kanałach szukając czegoś interesującego. Kobieta długo się nie pojawiała. Nie myślałam o tym co tak długo zajmuje jej skorzystanie z toalety. Patrzyłam się w głupi ekran telewizora i co jakiś czas ziewałam ze zmęczenia oraz z nudów. Usłyszałam głośne schodzenie po schodach. Kobieta szybkim krokiem podeszła do mnie i stanęła naprzeciw zasłaniając mi telewizor. Zmierzyłam ją całą a kiedy ujrzałam kartkę od Merch w jej prawej dłoni to momentalnie podskoczyło mi serce. Podniosłam się z kanapy i zaczęły trząść mi się dłonie.
- Masz powód do nerwów moje Kochanie. - powiedziała po czym skrzyżowała dłonie. - Powiedz mi, to przez nią chciałaś się zabić?
Milczałam a do moich oczu zaczęły przybywać łzy.
- Powiedz do kurwy nędzy coś co mnie uspokoi! - krzyknęła w moją stronę i rzuciła kartkę na szklany stolik.
Nie byłam w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek zdania. Nawet że bardzo ją kocham i wiele dla mnie znaczy. Patrzyłam się tylko w jej zdenerwowane i powiększone oczy. Modliłam się tylko o to by mi wybaczyła i zrozumiała. Choć wiem że tak naprawdę ona nie zrozumie. W końcu tu chodzi o Merch z którą rywalizuje, a nie powinna.
- Skoro nic nie chcesz mówić to nie mam innego wyboru. - chwyciła za torebkę i szła w stronę drzwi wyjściowych. - Jak się ogarniesz to wiesz do kogo przyjść. Ja nie mam siły na takie zabawy. Jak chcesz milczeć to milcz dalej, - odwróciła się w moją stronę. - ale nie w moim towarzystwie. - złapała za klamkę i spojrzała się na mnie ostatni raz. Ja natomiast podbiegłam do niej i chwyciłam ją mocno za nadgarstek. Pocałowałam ją w usta i złapałam głęboko oddech. Twarz kobiety wciąż była zdenerwowana. Pokiwała przecząco głową i otworzyła drzwi. Wyrwała się z mojego uścisku i rzekła:
- Takim sposobem sprawy nie załatwisz. - wyszła i zostawiła mnie samą. Usłyszałam tylko jak wchodzi do samochodu i trzaska drzwiami po czym rusza z piskiem opon.

Dzień Dobry Pani BuringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz